Kilka dni po przejściu powodzi Hiszpania nadal czeka, by poznać pełną liczbę ofiar. Dla wielu osób śmiertelną pułapką stały się ich własne auta. Czy z tej tragedii można wyciągnąć lekcję na przyszłość? - Zdecydowanie. W samochodzie panuje złudne poczucie bezpieczeństwa, ponieważ myślimy, że jest bardzo ciężki - przekonuje Annika Coll, szefowa zespołu ratowniczego. - W zdarzeniach o takiej skali jedyną ważną rzeczą jest ratowanie życia. Twojego i twoich bliskich. Samochody nie mają żadnego znaczenia - mówi Luis Miguel Saez, który cudem ocalał po tym, jak usiłował ratować auto z zalanego parkingu.
We wtorek i środę hiszpański region Walencji nawiedziła największa od blisko 30 lat powódź. Woda płynąca z niesamowitą siłą zabierała wszystko na swojej drodze, pozostawiając po sobie niewiarygodny krajobraz zniszczeń. Była to najtragicznijesza powódź w historii tego kraju od dekad. Według wstępnych danych w kataklizmie zginęło ponad 200 osób.
Skala katastrofy jest jednak tak duża, że Hiszpania będzie potrzebowała czasu, aby poznać całkowitą liczbę ofiar śmiertelnych. Jeszcze w sobotę wiele miejsc było odciętych od świata i pomoc nie mogła tam dotrzeć. Dostęp utrudniały między innymi zepchnięte przez żywioł pojazdy, które woda pozostawiła stłoczone i narzucone na siebie.
ZOBACZ TAKŻE: To powódź zrobiła w Hiszpanii. Kataklizm na zdjęciach
Smutna lekcja
Eksperci uważają, że powódź jest wynikiem zmian klimatycznych na świecie, a także wynika z niesprzyjającej organizacji terenu w Walencji, gdzie w strefach zalewowych znajdują się budynki mieszkalne i infrastruktura. Hiszpańskie wybrzeże jest szczególnie narażone na tego typu zjawiska. Doświadczało ich bowiem już w przeszłości i - jak się przewiduje - najprawdopodobniej będzie się z nimi mierzyć w kolejnych latach.
W kontekście tragedii pojawiają się pytania, czy można było uniknąć tak drastycznych jej skutków. Jedną z budzących wątpliwości kwestii jest system ostrzegania przez państwo o skali możliwego zagrożenia. - Dzięki wczesnemu ostrzeżeniu można było uratować wiele istnień ludzkich – mówił w wywiadzie dla katalońskiego dziennika "La Vanguardia" geograf i klimatolog Jorge Olcina.
Jednak osobnym tematem jest to, jak ludzie obchodzą się z alertami. Wielu zginęło bowiem w swoich pojazdach. Jak podawały media, do sobotniego przedpołudnia usunięto już ponad 2 tys. uszkodzonych samochodów i ciężarówek oraz setki ton gruzu i błota. W sobotę - już po kilku dniach akcji ratunkowej - minister transportu Oscar Puente informował, że ciała zmarłych wciąż są uwięzione w zniszczonych samochodach.
"Samochód był w wielu przypadkach śmiertelną pułapką"
Czy gdyby więcej osób unikało wsiadania do samochodu w najgorszym dniu powodzi, bilans ofiar byłby inny?
To pytanie, jakie hiszpański dziennik "El Pais" zadał specjalistom ds. ratownictwa, którzy mają duże doświadczenie w działaniach po katastrofach w Hiszpanii i poza nią.
Nie pozostawili oni złudzeń. - Zdecydowanie. W samochodzie panuje złudne poczucie bezpieczeństwa, ponieważ myślimy, że jest bardzo ciężki. Ale gdy tylko woda przekroczy koła, samochód staje się niestabilny. I chociaż mamy tendencję do odczuwania mniejszego lęku przed wodą niż przed ogniem, to rwąca woda jest bardzo niebezpieczna, ponieważ ma ogromną siłę i tworzy duże ciśnienie - podkreśliła w rozmowie z gazetą Annika Coll, z wykształcenia architektka i strażaczka z prawie 25-letnim doświadczeniem.
Jak zauważa "El Pais", w Walencji "samochód był w wielu przypadkach śmiertelną pułapką". Był nią zarówno na drogach, jak i na parkingach. Ludzie, chcąc ratować swoje pojazdy przed wodą, zginęli w nich.
Parking, który stał się mogiłą
Do takiej właśnie tragicznej sytuacji doszło na piętrowym podziemnym parkingu przy supermarkecie w miejscowości Benetusser w Walencji. Są tam miejsca przeznaczone dla klientów sklepu, ale także dla mieszkańców, mających swoje domy nad nim.
55-letni Luis Miguel Saez, który mieszka nad parkingiem, znalazł się tego dnia o włos od śmierci. Wraz z dwoma innymi mężczyznami zszedł na parking, by ocalić swoje auto.
Choć sytuacja wyglądała niebezpiecznie, udało mu się opuścić samochód. Po schodach dotarł do swoich drzwi, gdzie znalazł schronienie.
- W zdarzeniach o takiej skali jedyną ważną rzeczą jest ratowanie życia. Twojego i twoich bliskich. Samochody nie mają żadnego znaczenia, ale nie wiedzieliśmy, że tak się stanie - mówił. Przekonywał, że komunikat alarmowy dotarł za późno i on oraz inni nie mieli świadomości zagrożenia.
Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Lokalna policja twierdzi, że ofiar na parkingu może być do 20. Mieszkańcy z okolicy mówią, że w pobliżu unosi się zapach martwych ciał, zatęchłej wody i błota.
Źródło: El Pais, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Manu Fernandez/Associated Press/East News