Na madryckim Plaza de Cibeles wracających z Niemiec mistrzów Europy witały tłumy, a radosnej atmosfery można było pozazdrościć. Fiesta już się jednak skończyła, a wraz z osiągnięciami piłkarskiej reprezentacji powróciły znane od dawna nacjonalizmy i uprzedzenia. Czy Hiszpanie potrafią się cieszyć swoim sukcesem?
"Syn Ghańczyka, który dostał się tu przez płot, Katalończyk z ojcem Marokańczykiem i matką z Gwinei Równikowej, dwóch urodzonych we Francji, Galisyjczyk urodzony w Niemczech, pięciu Katalończyków, dziewięciu Basków i Andaluzyjczyków, madrytczyk, walencjanin, Kanaryjczyk. Oto zwycięska Hiszpania: różnorodna, migracyjna, otwarta".
Tymi słowami hiszpański dziennikarz i pisarz Javier Gallego podsumował występ reprezentacji Hiszpanii na piłkarskim Euro. Zwracając uwagę na pochodzenie piłkarzy, chciał zapewne uzmysłowić, że spolaryzowany kraj, z wołającymi o niepodległość regionami i rozpaloną dyskusją o polityce migracyjnej, ma nie tylko sportowe powody, by zjednoczyć się wokół reprezentacji.
Wpis wywołał jednak burzę. Dziennikarzowi zarzucono niepotrzebne i niegodne grzebanie w metrykach zawodników, upolitycznianie sukcesu reprezentacji, a nawet próby promowania polityki otwartych drzwi, krytykowanej przez część społeczeństwa i polityków.
Turniej imigrantów
Kilka dni przed finałem Euro prawicowa i antyimigrancka partia VOX wypowiedziała umowę koalicyjną w pięciu hiszpańskich regionach, gdzie rządziła razem z Partią Ludową. Powodem był sprzeciw wobec planów rządu, zakładających relokację grupy nieletnich imigrantów z Wysp Kanaryjskich do kontynentalnej Hiszpanii. Chodzi o 347 z około 6000 dzieci i nastolatków, którzy nie mają opiekunów i przebywają w przepełnionych ośrodkach na wyspach.
Od kilkunastu miesięcy do wysp niemal codziennie przybijają łodzie i pontony z szukającymi lepszego życia ludźmi. Tylko w ubiegłym roku na Wyspy Kanaryjskie dotarło ponad 31 tysięcy imigrantów z Afryki. Otrzymują doraźną pomoc, prowizoryczne zakwaterowanie i czekają.
Czekają między innymi na ruch ze strony hiszpańskiego rządu. Ten stara się lawirować wśród różnych i zmiennych w kwestii imigracji nastrojów społecznych. Dość powiedzieć, że dyskusja o przetransportowaniu z Wysp Kanaryjskich 347 małoletnich i rozdzieleniu ich między 16 pozostałych hiszpańskich regionów trwa już ponad pół roku. I nadal dzieli Hiszpanów. W sondażu przeprowadzonym dla telewizji La Sexta za relokacją opowiedziało się 53 procent pytanych.
Na scenie politycznej najbardziej przeciwna relokacji jest partia VOX, która całkowity sprzeciw wobec imigrantów traktuje jako priorytet swojej agendy.
- Nie 400, nie 100, nie miliony. Idealna liczba nielegalnych imigrantów to zero - powiedział niedawno Jorge Buxadé, europarlamentarzysta VOX. Jego partyjni koledzy wielokrotnie powtarzali, że rozwiązanie problemu imigracji widzą w natychmiastowej deportacji wszystkich, którzy dostali się do Hiszpanii w sposób nielegalny.
CZYTAJ TEŻ: SZANSE, INTERESY POLITYCZNE, "WALKA O PRZEŻYCIE" I "ROZBUCHANE EGO". KIM SĄ I CO ZMIENIĄ NIEZRZESZENI >>>
Dyskusja o imigrantach zyskała po Euro dwie nowe twarze: reprezentujących Hiszpanię Lamine Yamala i Nico Williamsa. Zwolennicy liberalnej polityki migracyjnej podają ich (oraz ich rodziny) za przykład wzorowej asymilacji i dowód na wkład imigrantów w sukces kraju. Przeciwna imigracji część społeczeństwa woli wyjątkowo nie patrzeć na pochodzenie zawodników. Bo gdyby spojrzeć na nie oczami polityków partii VOX, dla rodziców Nico Williamsa nie byłoby w Hiszpanii miejsca.
Pochodzą z Ghany i Liberii. Do Hiszpanii trafili po przeprawie przez Saharę i przedarciu się przez płot okalający Melillę - hiszpańską eksklawę w Maroku. Po aresztowaniu tłumaczyli, za radą pomagającego imigrantom prawnika, że uciekają przed wojną w Liberii - byle tylko dostać azyl w Hiszpanii.
17-letni Lamine Yamal, syn imigranta z Maroka i imigrantki z Gwinei Równikowej, został uznany za najlepszego młodego zawodnika mistrzostw. Bramkę, którą strzelił w półfinałowym meczu przeciwko Francji, wybrano najładniejszym golem turnieju. Na swoich butach piłkarz ma flagi obu państw, z których pochodzą jego rodzice.
Jego ojciec Mounir Nasraoui stał się obiektem zainteresowania mediów, gdy w trakcie kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku obrzucił jajkami członków partii VOX, wykrzykując przy tym, że są faszystami. Mieszka w imigranckiej dzielnicy Rocafonda, będącej częścią katalońskiego Mataro. Część kodu pocztowego Rocafondy (304) jest już stałym elementem "cieszynek" Lamine Yamala.
Euro ożywiło dyskusję o imigracji nie tylko w Hiszpanii. Z jednej strony niektóre grupki kibiców nuciły melodię utworu Gigiego D'Agostino, przerobioną niedawno w Niemczech na antyimigrancką piosenkę. Z drugiej - niemal we wszystkich reprezentacjach grali piłkarze urodzeni poza danym krajem albo będący dziećmi imigrantów. W Albanii było aż 18 takich zawodników. W Turcji i w Chorwacji - po 8. Nawet Viktor Orban, zamujący przecież twarde stanowisko wobec imigrantów, kibicował reprezentacji Węgier z imigrantami w składzie.
Nie dla rasizmu
Występy Yamala, a zwłaszcza Nico Williamsa, budzą też nadzieje na skuteczne zwalczenie rasizmu na hiszpańskich stadionach. W 2006 roku Kameruńczyk Samuel Eto'o był bliski zejścia z boiska z powodu notorycznego obrażania go przez kibiców Realu Saragossa. W 2014 z trybun zajętych przez sympatyków Villarrealu rzucono banana w stronę grającego wówczas w FC Barcelonie Daniego Alvesa. Brazylijczyk zbagatelizował to zachowanie i banana po prostu zjadł. Nagranie z incydentu trafiło na oficjalny kanał hiszpańskiej La Ligi na YouTube jako dowód, że rasizm można po prostu ośmieszyć.
Dr hab. Filip Kubiaczyk, hispanista i historyk z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu, w swojej książce "Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii" wylicza ponad 20 przypadków rasistowskich zachowań na hiszpańskich stadionach, do jakich dochodziło w latach 2004-2018. Najczęściej miały formę buczenia na czarnoskórych piłkarzy, imitowania odgłosów małp czy wykrzykiwania w ich stronę rasistowskich uwag.
W reprezentacji Hiszpanii zagrało dotąd niewielu czarnoskórych piłkarzy. Pierwszy, naturalizowany Brazylijczyk Donato, wystąpił w niej w 1994 roku. Dla porównania w kadrze Anglii pierwszy czarnoskóry piłkarz zadebiutował pod koniec lat 70.
Ci, którzy zakładali hiszpańską koszulkę, nie musieli mierzyć się z rasistowskimi zachowaniami własnych kibiców. A nie jest to takie oczywiste, bo gdy w finale Euro 2020 rzuty karne przestrzeliło trzech czarnoskórych Anglików, w internecie wylało się na nich wiadro rasistowskich pomyj.
Znakomita gra Nico Williamsa i Lamine Yamala, zwieńczona mistrzostwem Europy, nie dała kibicom podstaw do krytykowania tych piłkarzy - co mogłoby się skończyć sięganiem także po rasistowskie "argumenty". Testem dla hiszpańskich trybun będą jednak mecze ligowe, potrafiące budzić w kibicach najgorsze instynkty. Przekonał się o tym starszy brat Nico Williamsa - Inaki, który kilka lat temu musiał wysłuchiwać małpiego buczenia na trybunach Sportingu Gijon.
Bohater, czyli zdrajca
Nie wszyscy Hiszpanie z radością śledzili poczynania piłkarzy na boisku w czasie Euro.
- Myślę, że znaleźli się Katalończycy i Baskowie, którzy założyli na finał koszulki reprezentacji Anglii. Tak jak w finale mistrzostw świata w 2010 roku zakładali koszulki Holandii, a nie Hiszpanii. Wielu mieszkańców Katalonii i Kraju Basków - ale też część kibiców z Nawarry i Kantabrii - nie utożsamia się z reprezentacją Hiszpanii. Uważają ją za sztuczną i narzuconą - mówi dr hab. Filip Kubiaczyk, autor trylogii o relacjach piłki nożnej, polityki i kultury w Hiszpanii.
Hiszpanie rozstrzygnęli finał na kilka minut przed upływem regulaminowych 90 minut. Bramkę na wagę mistrzostwa zdobył Mikel Oyarzabal - piłkarz urodzony i grający w Kraju Basków. W ćwierćfinałowym meczu przeciwko Niemcom decydującego o zwycięstwie Hiszpanii gola strzelił Mikel Merino, klubowy kolega Oyarzabala z Realu Sociedad San Sebastian.
Biorąc pod uwagę moment, w którym padły, można uznać, że były to dwie najważniejsze bramki Hiszpanii na turnieju. Ale fakt, że do siatki trafili zawodnicy zespołu z San Sebastian dla niektórych stał się trudny do przyjęcia.
W baskijskiej miejscowości Ellorio, skąd pochodzi mama Mikela Oyarzabala, niezidentyfikowane dotąd osoby napisały na murze: "Oyarzabal, Merino - zdrajcy", dokładając do tego przekreśloną swastykę. Oprócz tego wywiesiły transparent z napisem: "Stop asymilacji reprezentacji Hiszpanii".
- Dla tych ludzi "prawdziwą" reprezentacją jest nieuznawana przez FIFA i UEFA reprezentacja Kraju Basków. Tak jak dla części Katalończyków liczy się tylko reprezentacja Katalonii. Dodałbym do tego, że w Hiszpanii w pierwszej kolejności kibicuje się klubom: Realowi Madryt, Atletico, a w Katalonii - FC Barcelonie. W Kraju Basków najważniejsze są pochodzący z Bilbao Athletic i właśnie Real Sociedad - mówi Kubiaczyk.
- Jestem przyzwyczajony do tego, jaki stosunek do reprezentacji ma spora część mieszkańców Hiszpanii. Ale i tak nie spodziewałem się aż takiej fali hejtu - i na drużynę, i na poszczególnych piłkarzy - tłumaczy.
Reprezentacja Hiszpanii od zawsze miała w Kraju Basków pod górkę. Najbardziej żarliwi nacjonaliści baskijscy określają ją nawet mianem Maketanii, czyli reprezentacji "obcych". Ci "obcy" ostatni raz grali na baskijskiej ziemi w 1967 roku. Od tego czasu kadra nie rozegrała ani jednego meczu na stadionie w San Sebastian czy w Bilbao.
Najbliżej było kilka lat temu, gdy Bilbao znalazło się na liście miast-gospodarzy Euro 2020. Reprezentacja Hiszpanii miała zagrać na stadionie San Mames właśnie na tym turnieju, choć niektórzy postulowali, by już wcześniej zorganizować tam kadrze przygotowawczy mecz towarzyski. Ostatecznie do tego nie doszło, a z powodu bardzo restrykcyjnych zasad pandemicznych, wymaganych przez regionalny rząd, mecze Euro przeniesiono z Bilbao do Sewilli. Biorąc pod uwagę temperaturę sporu politycznego wokół gry Hiszpanów w Bilbao, dla wielu pandemia stała się tylko wygodną wymówką dla baskijskich samorządowców.
Przez dwie dekady bił też zegar odmierzający czas od ostatniego meczu rozegranego przez Hiszpanię w Katalonii. Przestał w 2022 roku, gdy Hiszpania zagrała z Albanią na obiekcie Espanyolu. Na Camp Nou, gdzie mecze rozgrywa FC Barcelona, reprezentacja ostatni raz gościła w 1992 roku. W finale igrzysk olimpijskich pokonała wtedy Polskę.
- Na razie nic nie wskazuje na to, by reprezentacja wróciła na Camp Nou w Barcelonie czy San Mames w Bilbao wcześniej niż w 2030 roku, gdy Hiszpania będzie współgospodarzem mistrzostw świata. Choć według mnie do tego czasu należałoby te stadiony jakoś "oswoić". Może jakiś mecz towarzyski albo chociaż finał Pucharu Króla, które to rozgrywki też są odbierane przez pryzmat polityki i regionalnych nacjonalizmów? - zastanawia się dr hab. Filip Kubiaczyk.
I dodaje: - Spodziewam się, że przyjazd reprezentacji byłby istnym pokazem środowisk nacjonalistycznych. Część kibiców poszłaby na stadion tylko po to, żeby wyrazić swój stosunek do reprezentacji i w ogóle Hiszpanii jako kraju. Pewnie mielibyśmy katalońskie czy baskijskie flagi, transparenty i ostentacyjny brak szacunku wobec odgrywanego hymnu. Część Katalończyków i Basków zwyczajnie nie czuje się Hiszpanami. Uważają się tylko za Katalończyków i tylko za Basków, i twierdzą, że nie mają powodów, by kibicować reprezentacji państwa, z którym się kompletnie nie utożsamiają.
Taka postawa nie dotyczy oczywiście wszystkich, jednak to właśnie nacjonaliści są najgłośniejsi i najbardziej widoczni. Krótko przed niedzielnym finałem do młodej dziewczyny, która na placu w San Sebastian miała obwiązaną na szyi hiszpańską flagę, podeszło kilku mężczyzn. Jeden z nich najpierw próbował siłą zerwać hiszpańskie barwy, by ostatecznie po prostu je odebrać. W tle widać sporo osób, które mają na sobie czapki w kolorach baskijskich.
- W 2016 roku dwie kobiety ze stowarzyszenia Barcelona con la Seleccion, promującego kibicowanie reprezentacji Hiszpanii, zostały pobite za swoje działania. Za każdym razem jest też wielka dyskusja wokół ustawiania telebimów, na których można by oglądać mecze reprezentacji. Teraz w Kraju Basków trochę ich było, ale nie na najważniejszych placach, a pochowane po parkach i mniej rzucających się w oczy miejscach. Z kolei w Barcelonie telebim ustawiono dopiero na finał - mówi hispanista.
Sukces dzieli, a nie jednoczy
- Dla żarliwych niepodległościowców z Katalonii i Kraju Basków sukces drużyny z piłkarzami z tych regionów w składzie stał się pożywką do ożywienia tendencji nacjonalistycznych i szowinistycznych. W mistrzowskiej Hiszpanii z lat 2008-2012 dominowali piłkarze FC Barcelony, więc Katalończycy twierdzili, że tak naprawdę wygrywa Katalonia, a nie Hiszpania. Teraz po finale katalońska gazeta "L'Esportiu" dała na okładkę zdjęcie Lamine Yamala z Barcelony i Oyarzabala z baskijskiego Sociedad, a nie fotografię całej drużyny. Forsuje się narrację, że bez Katalończyków i Basków reprezentacja by sobie nie poradziła, za to osobne reprezentacje Katalonii i Kraju Basków byłyby liczącymi się w Europie drużynami - ocenia Kubiaczyk.
Takie reprezentacje istnieją i rozgrywają swoje mecze - choć FIFA i UEFA ich nie uznają. Mogły to zrobić jeszcze przed zmianą swoich własnych przepisów (które teraz zezwalają tylko na przyjmowanie do tych organizacji reprezentacji państw powszechnie uznawanych za niepodległe), ale potrzebna była do tego zgoda Hiszpanii, na którą nie można było liczyć.
Swego czasu w reprezentacji Kraju Basków grali Gaizka Mendieta czy Xabi Alonso. W katalońskiej - Gerard Pique. Wszyscy reprezentowali też Hiszpanię, ale już np. Oleguer Presas odmówił gry w drużynie hiszpańskiej i występował tylko w żółto-czerwonych barwach Katalonii.
Występy w reprezentacjach regionów ściągały na piłkarzy krytykę ze strony Hiszpanów opowiadających się za utrzymaniem jedności państwa. Co niektórzy do dziś przykładają większą wagę do pochodzenia piłkarzy niż do ich boiskowych osiągnięć.
- Gdy Oyarzabal strzelił w finale gola na 2:1, w sieci pojawiły się komentarze, że to "pieprzony bojownik ETA". Dostało mu się więc i od "swoich" w Kraju Basków, którzy wyzywają go od zdrajców, i od reszty. Wielu Hiszpanów wciąż patrzy na Basków przez pryzmat aktywności ETA i traktują ich jako zwolenników tej organizacji terrorystycznej oraz zwolenników baskijskiej niepodległości. Niezależnie od ich faktycznych poglądów - zauważa dr hab. Filip Kubiaczyk.
- Krytyka spadła też na kapitana Alvaro Moratę, który wyraził zdumienie, że nie wszyscy kibicują reprezentacji. Morata ma żonę Włoszkę, długo tam mieszkał i powiedział w jednym z wywiadów, że gdy reprezentacja Włoch gra mecz, to wszędzie wiszą włoskie flagi, a ludzie jednoczą się wokół drużyny narodowej. I że chciałby przeżywać coś takiego w Hiszpanii. Wydawałoby się, że to łagodząca nastroje opinia, ale w Hiszpanii oceniono ją bardzo krytycznie. Dziennikarze internetowego El Confidencial uznali, że takie słowa to "gra przeciwko Hiszpanii" - uzupełnia.
Jak wskazuje, problem z kibicowaniem reprezentacji mają nie tylko Baskowie czy Katalończycy. Również w innych regionach kraju radość z sukcesów reprezentacji bywa bardzo wstrzemięźliwa.
- Wysłałem koledze z Nawarry zdjęcie, na którym miałem wpiętą w klapę marynarki małą flagę Hiszpanii. Kolega odpisał mi, że w Hiszpanii zostałbym uznany za zwolennika partii VOX. To było trochę półżartem, ale klimat polityczny w Hiszpanii rzeczywiście jest taki, że symbole narodowe budzą konkretne skojarzenia i czasami lepiej się z nimi nie afiszować - opowiada.
Futbol to za mało
Luis Aragones, który jako trener zdobywał z Hiszpanią mistrzostwo Europy w 2008 roku., podjął próbę zjednoczenia kraju wokół swojej drużyny. Miał w tym pomóc język i nazywanie reprezentacji nie "reprezentacją Hiszpanii", a neutralnym w zamierzeniu terminem La Roja, czyli po prostu "Czerwona". Jak pisze w książce "Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii" dr hab. Filip Kubiaczyk, ta misja zakończyła się niepowodzeniem:
"Chowanie się za tym językowym potworkiem pokazuje uległość centrum wobec peryferii, które jawnie manifestują swoją wrogość wobec państwa hiszpańskiego. Określenie La Roja skrywa w sobie wszystkie słabości dzisiejszej Hiszpanii. To nie La Roja powinna wzmacniać ideę jedności Hiszpanii, to z pojęcia Hiszpanii jako wspólnoty politycznej i wspólnoty wszystkich Hiszpanów powinna wynikać siła piłkarskiej reprezentacji tego kraju".
Tak nie było jednak ani w 2008, ani w 2010 roku, gdy Hiszpanie sięgali po mistrzostwo świata, ani teraz, gdy po tytuł mistrzów Europy sięgnęło już nowe pokolenie piłkarzy.
Piłka nożna w 2006 roku wyzwoliła w Niemcach skrywaną od II wojny światowej dumę narodową. Teraz zjednoczyła wokół kadry Gruzinów, podzielonych szeroko oprotestowywanym i wzorowanym na rosyjskim tzw. prawie o obcych agentach. W przypadku Hiszpanii okazuje się jednak zbyt słabym narzędziem, by odpowiedzieć na wszystkie bolączki tamtejszego społeczeństwa, co tak uzasadnia Filip Kubiaczyk:
- Gdyby to była kwestia tylko polityki, można by mieć nadzieję, że coś się zmieni. Ale Hiszpania jest podzielona narodowościowo i tożsamościowo. Istnieje jedna Hiszpania, ale też istnieje 17 regionów - takich mikro-Hiszpanii.
Autorka/Autor: Michał Banasiak / kg
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gonzalo Arroyo Moreno/Getty Images