Po Ukrainie Finlandia ma drugą najdłuższą granicę z Rosją spośród państw Europy, a widmo zagrożenia ze wschodu jest stałym elementem fińskiej polityki. Przez całą zimną wojnę Finowie ugłaskiwali "niedźwiedzia", poddając się jego żądaniom i w zamian pozostali niepodlegli. Zostało to nazwane "finlandyzacją". Teraz Helsinki zajmują jednak coraz twardszą postawę.
W minionym tygodniu fińskie wojsko oznajmiło, że na listopad zaplanowano największe od wielu lat ćwiczenia w Karelii. Ma w nich wziąć udział dziesięć tysięcy żołnierzy, co jest wielkim wysiłkiem dla sił zbrojnych liczących w czasie pokoju niecałe czterdzieści tysięcy ludzi.
Wojsko oficjalnie zapewnia, że manewry zaczęto planować jeszcze w 2013 roku i nie są one skierowane przeciw nikomu. To jednak tylko standardowe formułka, która ma zapewniać Rosjan, że Finlandia jest spokojnym sąsiadem. W praktyce nie ma wątpliwości, kto będzie symulowanym wrogiem Finów podczas ćwiczeń. Fińscy żołnierze żartują, że atak na ich państwo może nadejść z "każdego kierunku: północnego wschodu, wschodu lub południowego wschodu".
Dwie krwawe wojny i wiek życia pod kontrolą
Finowie nie mają powodów, aby pałać ciepłymi uczuciami do swojego wielkiego sąsiada zza liczącej niemal 1,5 tysiąca kilometrów wschodniej granicy. Dobrze wiedzą, do czego jest on zdolny. Finowie byli pod kontrolą Moskwy od początku XIX wieku, kiedy carska Rosja wyrwała Finlandię słabnącej Szwecji i nie wypuściła jej aż do 1917 roku. Wówczas chaos towarzyszący upadku imperium Romanowów pozwolił Finom po raz pierwszy utworzyć swoje w pełni niezależne państwo. Szybko uznali je bolszewicy, "zgodnie z nauczaniem Lenina", bowiem i tak nie mieli sił temu przeciwdziałać. Komunistyczni włodarze tak naprawdę nigdy nie uznali jednak Finlandii za odrębny niepodległy byt i traktowali ją jako chwilowo utracone ziemie.
Kreml postanowił po nie sięgnąć przy okazji wytyczania z Hitlerem nowych granic w pakcie Ribentropp – Mołotow. Berlin zgodził się "oddać" Finlandię w strefę wpływów ZSRR. Finowie, których nikt nie pytał o zdanie, postanowili się temu oprzeć. Jesienią 1939 roku, kiedy wojska radzieckie już zagarnęły wschodnią cześć Polski oraz kraje bałtyckie, Moskwa wyciągnęła rękę po Finlandię. Wobec odrzucenia przez Finów radzieckiego ultimatum, 30 listopada Armia Czerwona bez wypowiedzenia wojny zaatakowała pozbawioną sojuszników Finlandię, rozpoczynając Wojnę Zimową.
Pomimo przytłaczającej przewagi wojska ZSRR, Finowie umiejętnie się bronili przez niemal cztery miesiące, zadając agresorowi poważne straty. Nie mogli jednak tej wojny wygrać, wobec czego ostatecznie w zawartym w marcu 1940 roku pokoju musieli się pogodzić z utratą 35 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium, ale z drugiej strony zdołali zachować swoją niepodległość i nie stali się kolejną republiką ZSRR. Radziecka agresja w sposób naturalny popchnęła Finów w objęcia III Rzeszy, która jako jedyna była zainteresowana sojuszem. Gdy Niemcy napadli na ZSRR w 1941 roku, Finlandia się do nich przyłączyła, chcąc odzyskać zagrabione ziemie. Rozpoczęła się Wojna Kontynuacyjna, którą Finowie również przegrali i w 1944 roku musieli się poddać Armii Czerwonej. Tym samym rozpoczął się okres najnowszej historii Finlandii, która zaczęła prowadzić taką politykę, aby nie musieć już staczać niemożliwych do wygrania wojen z potężnym sąsiadem.
Wymuszona neutralność
Stalin wyjątkowo nie zdecydował się rozciągnąć totalnej kontroli nad Finami. Zadowolił się podpisaniem traktatów, w których Finlandia musiała oddać około 10 procent swojego terytorium oraz zgodzić się na wymuszoną neutralność i daleko idącą ingerencję Kremla. Obowiązującą polityką Finów stała się tak zwana "finlandyzacja", która oznaczała tyle, że Helsinki praktycznie zrezygnowały z prowadzenia własnej polityki zagranicznej, w zamian za zachowanie niepodległości. Pomimo tego Kreml i tak miał znaczące wpływy w Finlandii, wymuszając między innymi cenzurę prasy, czy blokując wybór niewygodnych polityków na najwyższe stanowiska. Finowie musieli też trzymać na dystans państwa NATO, aby nie drażnić Rosjan.
Znalazłszy się w miażdżącym uścisku ZSRR, Finlandia skupiła się na maksymalnym wykorzystaniu sytuacji i nawiązała z nim bliskie stosunki gospodarcze. Komunistyczny sąsiad szybko stał się kluczowym partnerem handlowym, a wymiana z ZSRR umożliwiła rozwój fińskiej gospodarki, która uprzednio była oparta na rolnictwie i bardzo słaba. Silne związki handlowe przetrwały nawet rozpad ZSRR, choć Moskwa zrezygnowała wówczas ze sprawowania kontroli nad Finlandią, co pozwoliło Finom już w 1995 roku wejść do UE. Pomimo zniknięcia ZSRR, dekady polityki "finlandyzacji" trwale zmieniły fińskie społeczeństwo i klasę polityczną. Silne jest przywiązanie do idei neutralności i niedrażnienia Rosji. Jeszcze rok temu pomysły silniejszego wiązania się z NATO, czy zwiększania wydatków na obronność, nie miały praktycznie żadnego poparcia. Wręcz przeciwnie, wojsko miało coraz mniej pieniędzy i zdecydowano ograniczyć jego potencjał z maksymalnie 350 tysięcy zmobilizowanych na czas wojny żołnierzy do 230 tysięcy. Wspomnienia o krwawych wojnach i groźbie ze wschodu wydawały się anachronizmem.
Rosyjskie pieniądze są bardzo ważne
Dopiero wydarzenia minionego roku i agresywne działania Kremla na Ukrainie doprowadziły do poważniejszych zmian w Finlandii. Nie oznacza to jednak, że kraj ten lada dzień wstąpi do NATO i będzie zapraszać na swoją wschodnią granicę wojska USA. Poparcie społeczne dla integracji z sojuszem jest ciągle niskie i wynosi w sondażach około 30 procent.
Po pierwsze, Finowie bardzo cenią sobie swoje związki gospodarcze z Rosją, które w obliczu kryzysu fińskiej gospodarki (PKB od 2012 roku regularnie się kurczy) mają szczególne znaczenie. Przed wprowadzeniem unijnych sankcji, 14 procent eksportu z Finlandii wędrowało za wschodnią granicę. Stawia to Rosjan w szeregu najważniejszych partnerów gospodarczych Finów.
Po drugie, Finlandia znajduje się w pozycji, która wymaga wyjątkowej ostrożności. Rosja znajduje się tuż pod bokiem, a potencjalni sojusznicy daleko na zachodzie. Na dodatek Kreml jasno daje do zrozumienia, że wstąpienie Finlandii do NATO zostałoby odebrane jako krok wrogi. Rosjanie popierają swoje przesłanie mało przyjaznymi ruchami wojsk. W 2014 roku przeprowadzono między innymi duże ćwiczenia lotnictwa przy granicy z Finlandią i utworzono na dalekiej północy nową bazę dla brygady zmechanizowanej, położoną zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od fińskiej Karelii. Umiejscowienie akurat w tym miejscu dużego garnizonu nie może być skierowane przeciw nikomu innemu jak Finom. Na dodatek rząd w Helsinkach skarżył się na kilka incydentów, podczas których rosyjskie samoloty miały naruszyć fińską przestrzeń powietrzną.
Rosja budzi obawy
Nie może więc dziwić, że według sondażu Gallupa z końca stycznia, ponad 60 procent obywateli Finlandii jest przekonanych, że zagrożenie ze strony Rosji wzrosło. W przeciwieństwie do polityki prowadzonej przez ostatnie pół wieku, teraz Finowie zdają się być zdeterminowani, aby zająć bardziej zdecydowaną pozycję wobec potężnego sąsiada, a nie potulnie wycofywać się w nową erę "finlandyzacji".
Silne jest przekonanie, że Finlandia musi lepiej sama zadbać o swoje bezpieczeństwo. Już we wrześniu 2014 roku parlament zdecydował znaczącą większością, że od 2016 roku budżet na zakupy nowego uzbrojenia zostanie zwiększony o 10 procent. Do 2020 roku ta kwota ma zwiększyć się trzykrotnie. Według badań z połowy marca ponad połowa Finów jest gotowa poprzeć dalsze zwiększanie wydatków na obronność. Po ponad dwóch dekadach posuchy i cięć w wojsku zmiana klimatu jest wyraźna.
Zapowiedziane na listopad wielkie manewry w Karelii będą się odbywać dokładnie w regionie, obok którego Rosjanie postanowili postawić swoją nową bazę dla brygady zmechanizowanej. Na dodatek pod koniec mają fińskie lotnictwo ma wziąć udział w dużych ćwiczeniach Arctic Challange Excercise 2015 zorganizowanych przez Finlandię, Norwegię i Szwecję. Dołączyć mają się też lotnicy z krajów NATO, takich jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania i USA. Formalnie scenariusz będzie zakładał przeprowadzanie operacji pod auspicjami ONZ, ale rejonem ćwiczeń będzie daleka północ Finlandii i Norwegii oraz Morze Barentsa, wszystko w pobliżu rosyjskiej granicy.
Nawet w tej chwili Finowie ćwiczą współdziałanie z wojskami NATO w ramach innych dużych manewrów lotniczych, zorganizowanych z inicjatywy USA. Odbywają się one głównie nad Bałtykiem, w tym na dużym fińskim poligonie na Zatoce Botnickiej. Na początku marca Finowie ćwiczyli też współdziałanie z Sojuszem na najwyższym szczeblu w ramach ćwiczeń sztabowych CMX-2015.
Armia ma działać z ukrycia
Planując swoją obronę, Finowie opierają się o doświadczenia z dwóch wojen z ZSRR i wypracowaną wówczas strategię. Wiedzą, że ze względu na wielokrotnie większy potencjał wschodniego sąsiada otwarta walka z nim jest skazana na porażkę. Wobec tego stawiają na działanie z zaskoczenia, zasadzki i uporczywą obronę wykorzystującą zalety fińskich lasów, jezior i bagien, które stanowią znaczne utrudnienie dla atakującego. Finowie nie liczą na walne zwycięstwo, ale raczej wykrwawienie i zniechęcenie najeźdźcy.
Zawodowe fińskie wojsko jest bardzo skromne - liczy 35 tysięcy ludzi. Podstawą obrony są rezerwiści, których jest obecnie około 300 tysięcy. Można ich powołać pod broń w ciągu kilku dni. Nieliczni żołnierze zawodowi mają stanowić kręgosłup tych sił i obsługiwać najbardziej skomplikowane uzbrojenie. Dodatkowo w Finlandii nigdy nie zrezygnowano z poboru, a służba trwa maksymalnie rok. Obowiązuje tez koncepcja "totalnej obrony", czyli zaangażowania w nią wszystkich sił państwa. Na przykład każde ministerstwo ma przygotowany dokładny plany działania na wypadek wojny.
Jak na kraj liczący 5,5 miliona ludzi, Finlandia jest silnie zmilitaryzowana. Gdyby mająca 38 miliona obywateli Polska miała wystawić podobne siły, to nasza armia zawodowa musiałaby proporcjonalnie liczyć około 230 tysięcy ludzi plus 2,1 miliona przeszkolonych i gotowych do działania rezerwistów. W rzeczywistości polskich żołnierzy jest dwa razy mniej, a rezerwy podobnej do tej fińskiej w praktyce nie ma.
Propozycja dla Ukrainy?
Doświadczenia Finów z życiem pod bokiem Rosji, są od zeszłego roku proponowane jako recepta dla Ukrainy. Jako pierwszy model "finlandyzacji" zaproponował Kijowowi Henry Kissinger, znany amerykański dyplomata i wieloletni sekretarz stanu. Postać bardzo wpływowa w świecie dyplomacji. Jego zdaniem byłoby to najlepszym sposobem na ustabilizowanie sytuacji Ukrainy i zapewnienie jej możliwości rozwoju.
Kijów miałby jednoznacznie odciąć się od pomysłów związania się z NATO i zachować absolutną neutralność. Jednak gdyby dokładnie zastosować wzór fiński, to Ukraina musiałaby się zgodzić na znaczące wpływy Kremla.
Propozycja nie znalazła wielu zwolenników w Kijowie.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: puolustusvoimat.fi