W maju nie wygrał wyborów prezydenckich na Ukrainie, zostanie jednak parlamentarzystą. Dmytro Jarosz, lider Prawego Sektora, w przedterminowych wyborach do ukraińskiej Rady Najwyższej otrzymał ponad 20 tys. głosów i już wkrótce zasiądzie w ławie parlamentarnej. Negatywny bohater rosyjskich mediów zapowiada, że będzie sprzeciwiać się nadaniu oddzielnego statusu wschodnim obwodom Ukrainy.
Lider Prawego Sektora Dmytro Jarosz, który wystartował w wyborach do ukraińskiego parlamentu w okręgu jednomandatowym w obwodzie dniepropietrowskim, zdobył ponad 29 proc. głosów i zasiądzie w ławach Rady Najwyższej jako jeden z kilku przedstawicieli Prawego Sektora, który jako partia nie przekroczył progu wyborczego. Do parlamentu dostał się też rzecznik Prawego Sektora Borysław Bereza, który również wystartował jako kandydat w okręgu jednomandatowym.
W rosyjskich mediach Dmytro Jarosz niemal od początku protestów na Majdanie stał się odpowiednikiem żelaznego wilka z bajki. On i dowodzony przez niego Prawy Sektor to nieodzowny element niemal każdego newsa o rzekomo panującej na Ukrainie "faszystowskiej juncie".
Oskarżany o prowokacje na Majdanie, zbrodnie wojenne w Donbasie, podpalenie 2 maja Domu Związków Zawodowych w Odessie, w którym zginęło kilkudziesięciu przeciwników Majdanu, Dmytro Jarosz niewiele sobie robi z pogróżek i złej sławy, jaka otacza go w Rosji.
Do historii przeszła też sprawa jego rzekomej wizytówki na miejscu walk w pobliżu Słowiańska. Wizytówkę pokazywały rosyjskie media jako dowód na udział Jarosza i Prawego Sektora w walkach. Miano ją znaleźć w całkowicie spalonym aucie na punkcie kontrolnym. Tyle że sama wizytówka była nienaruszona.
"W razie wojny będę na froncie"
Pochodzący z Dniprodzierżyńska 43-letni Dmytro Jarosz od 1994 roku działa w ukraińskich organizacjach nacjonalistycznych. Jest jednym z liderów organizacji "Tryzub" im. Stepana Bandery, nigdy nie krył się ze swoimi ultraprawicowymi poglądami.
Na początku grudnia 2013 roku, po tym, jak na Majdanie doszło do próby rozpędzenia protestu przez milicję i bestialsko pobito studentów, kilka nacjonalistycznych organizacji – "Tryzub", "Patriota Ukrainy", "Biały Młot", UNA-UNSO połączyły się w Prawy Sektor. Organizacja stała się "bojowym filarem Majdanu".
Jak piszą ukraińskie media, 20 lutego b.r., w dniu masakry Majdanowców na ul. Instytuckiej w Kijowie, Wiktor Janukowycz spotkał się z Dmytro Jaroszem i proponował mu rozejm, Jarosz jednak miał odmówić i zażądać dymisji prezydenta oraz "resetu" władzy.
W marcu Dmytro Jarosz ogłosił, że startuje w przedterminowych wyborach prezydenckich. Został zarejestrowany jako kandydat niezależny. Deklarował, że będzie dążył do modernizacji armii, lustracji urzędników państwowych i organów ścigania, walkę z korupcją. Zajął 11. miejsce, uzyskując 0,7 proc. głosów.
Z Majdanu na front
Od początku operacji antyterrorystycznej na wschodzie Ukrainy Prawy Sektor zaczął tworzyć oddziały ochotnicze. Ukraiński Korpus Ochotniczy liczy obecnie ok. 10 tys. żołnierzy. Jak podaje censor.net.ua, 600 członków Prawego Sektora walczy w Donbasie. Są obecni również na bronionym przez tzw. "cyborgi" – żołnierzy ukraińskiej armii – lotnisku w Doniecku. Jarosz również uczestniczył w operacji antyterrorystycznej. Często w rosyjskich mediach pojawiały się fałszywe informacje o jego śmierci.
Jarosz zdecydowanie potępia plany nadania Donbasowi szczególnego statusu.
– Umowy z Rosją nie są warte papieru, na którym zostały spisane. Ustaliliśmy, że jeśli politycy zamrożą konflikt na wschodzie i oddadzą Rosji część naszego terytorium, nawet jeśli tamta strona nie będzie atakować, Prawy Sektor rozpocznie aktywną wojnę partyzancką na tamtych terenach – powiedział Jarosz w udzielonym tydzień przed wyborami wywiadzie. Podkreślił w nim, że "przy całej tragedii, wojna zawsze podnosiła społeczeństwo na nowy poziom. Jeśli będzie wojna, nie będzie mnie w Radzie, a na pierwszej linii frontu" – powiedział Dmytro Jarosz.
Lider Prawego Sektora wystartował w wyborach pod hasłem "Siła, która broni". Swoim wyborcom we Lwowie mówił, że gdyby spotkał Władimira Putina, wyzwałby go na pojedynek: na pistolety, na automaty i wręcz. - Oczywiście bym go zabił, niezależnie od tego, jaki rodzaj broni by wybrał – oświadczył lider Prawego Sektora.
Autor: asz//gak / Źródło: censor.net.ua, "Ukraińska Prawda", tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Prawy Sektor