Choć Barack Obama utrzymuje w sondażach kilkuprocentową przewagę nad Johnem McCainem, nie może spać spokojnie. Politolodzy wskazują bowiem, że część ankietowanych deklaruje poparcie dla czarnoskórego kandydata, by nie zostać posądzonymi o rasizm, a w dzień głosowania zmienią zdanie.
Jest to tak zwany efekt Bradleya-Wildera. Nazwa pochodzi od nazwisk dwóch czarnoskórych polityków, którzy w dniu głosowania nagle stracili poparcie.
Pierwszym z nich był kandydat na gubernatora Kalifornii Tom Bradley, który przegrał z republikańskim przeciwnikiem, mimo sondażowej przewagi. Z kolei Doug Wilder w 1989 roku miał 10 punktów przewagi przed wyborami na gubernatora Wirginii, jednak ostatecznie wygrał zaledwie o pół punktu procentowego.
"Wkraczamy w nieznane"
Dlatego politolodzy i specjaliści z ośrodków badania opinii publicznej są bardzo ostrożni w ferowaniu wyroków. - Wynik tych wyborów bardzo trudno przewidzieć, ponieważ nie można stosować normalnych modeli statystycznych - uznał profesor nauk politycznych uniwersytetu w Iowa, Steffan Schmidt.
- Wkraczamy w nieznane - wtóruje mu Carroll Doherty z ośrodka badania opinii Pew. - Efekt Wildera jest jedną z tajemnic tych wyborów - dodała. Zaznaczyła, że teoria ta nie miała wielkiego wpływu na wyłonienie kandydata w demokratycznych prawyborach, ale wszystko może się zmienić podczas wyborów powszechnych.
- Wiemy, że czynnik rasy jest brany pod uwagę. Nie jest jednak jasne, do jakiego stopnia. Lecz margines błędu 2-4 pkt. może zrobić różnicę - wyjaśnia specjalistka.
Obama prowadzi, ale czy na pewno?
Sondaże w USA pokazują wciąż powiększającą się przewagę czarnoskórego senatora z Illinois nad McCainem. Badanie "Wall Street Journal" i telewizji NBC News wykazało, że Obama wygrałby wybory zdobywając 49 procent głosów zarejestrowanych wyborców. Na McCaina chce głosować 43 procent pytanych. Dwa tygodnie temu Obama miał przewagę tylko 4 procent.
Źródło: PAP