Ruch "żółtych kamizelek" we Francji jest "zdecydowanie zbyt duży, aby go zignorować" - ocenia "Financial Times". Wyraża też wątpliwości, czy prezydent Emmanuel Macron zrozumiał skalę irytacji w kraju i zagrożenia dla swej politycznej przyszłości.
W analizie sobotniej manifestacji na ulicach Paryża, która przerodziła się w masowe akty przemocy i wandalizmu, brytyjski dziennik zaznaczył, że choć "żółte kamizelki" miały być symbolem nowego ruchu we francuskim życiu publicznym, to "masowe demonstracje we francuskiej stolicy często się tak kończą: zwartymi szeregami oddziałów policji, które wystrzeliwują gaz łzawiący nad pospiesznie wznoszonymi barykadami".
"Macron musi odpowiedzieć"
Gazeta zastrzegła, że "jest jasne, iż elementy niezwiązane z 'żółtymi kamizelkami' - ruchem, który w tym momencie pozostaje bez kształtu i jasnego przywództwa - wykorzystały demonstrację jako okazję do rozliczenia się z policją (...) lub po prostu do niszczenia".
"FT" przestrzegł jednak przed niewłaściwym umniejszaniem znaczenia i skali wyzwania stojącego przed francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem, który musi odpowiedzieć na kolejny tydzień demonstracji przeradzających się w zamieszki.
"Pozostaje wciąż niejasne, czy Macron zrozumiał skalę złości, do której się odnosił (opisując protestujących) lub zagrożenie polityczne, jakie z tego wynika dla niego: blisko 17 miesięcy po wyborze na stanowisko prezydenta i sześć miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, w które włożył sporo osobistego kapitału" - napisano.
Dziennik, odnotowując słowa francuskiego przywódcy, że "nie podda się demagogii", zwrócił uwagę na to, iż "ten ruch jest zbyt ideologicznie nieokreślony, aby łatwo można było go wytłumaczyć i zdecydowanie za duży, żeby go zignorować". Reprezentuje bowiem - podkreślono - "rozległe obszary Francji innej niż wielkie metropolie": zarówno wsie, jak i tereny postindustrialne.
Demonstracje "żółtych kamizelek"
"Financial Times" zauważył, że polityczni rywale Macrona po obu stronach podziału ideologicznego widzą w rosnącym gniewie szansę na zbicie kapitału wyborczego. Mają o tym świadczyć wyrozumiałe dla demonstrantów wypowiedzi szefa radykalnie lewicowej partii Francja Nieujarzmiona Jean-Luca Melenchona i szefa centroprawicowych Republikanów Laurenta Wauquieza.
"Macron miał szczęście, mierząc się w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2017 roku z Marine Le Pen z radykalnie prawicowego Frontu Narodowego. 'Żółte kamizelki' są, przynajmniej potencjalnie, znacznie groźniejszymi rywalami" - oceniono.
Protest "żółtych kamizelek"
Według bilansu podanego w niedzielę przez paryską policję w sobotę w stolicy Francji rany odniosły 133 osoby, w tym 23 członków sił bezpieczeństwa. Dokonano ponad 400 zatrzymań. Były to największe od lat rozruchy w Paryżu.
Demonstracje i blokady ruchu trwają we Francji od 17 listopada i szybko rozprzestrzeniają się po całym kraju głównie dzięki mediom społecznościowym. "Żółte kamizelki" wyrażają swój sprzeciw m.in. wobec podwyżek podatków od paliwa, które wprowadzane są w ramach rządowej polityki transformacji energetycznej kraju.
Autor: ft//rzw//kwoj / Źródło: PAP