Prezydent Rosji Władimir Putin właściwie wygrał wojnę w Syrii dla prezydenta Baszara el-Asada. Czy potrafi jednak utrzymać tam pokój? - pyta w środowej publikacji "Financial Times". "Łagodny podział tego kraju może mieć następstwa gdzie indziej na Bliskim Wschodzie" - prognozuje brytyjski dziennik.
"Na razie Władimir Putin może twierdzić, że osiągnął swoje cele. Przyczynił się do pokonania tak zwanego Państwa Islamskiego (IS), odepchnął rebeliantów zagrażających rządowi Asada i wzmocnił rosyjski przyczółek wojskowy w rejonie Morza Śródziemnego" - podkreśla w komentarzu zastępczyni redaktora naczelnego "Financial Times", Roula Khalaf.
Prezydent Rosji "wrócił również do bliskowschodniej rozgrywki" - napisała autorka tekstu, powołując się na przedstawicieli władz w państwach regionu, którzy powiedzieli jej, że "nawet rządzący, którzy nie zgadzali się z syryjską polityką Putina, znaleźli czas, by go posłuchać".
"Putin musi zapewnić, że porządek zwycięża"
Według Khalaf zasadniczą kwestią pozostaje jednak pytanie, czy Putin "potrafi się wyplątać z Syrii bez ponownego wplątania się (w konflikt)". "Jeśli jego intencją było (..) nauczenie zachodnich rywali, że interwencje muszą przywracać porządek zamiast siać chaos, to Putin musi zapewnić, że porządek zwycięża" - napisała.
"Czy oznacza to, że Putin pragnie pokoju dla Syrii?" - postawiła pytanie komentatorka. "Niekoniecznie. Pomimo porażki IS i wznowienia rozmów pod auspicjami ONZ, daleko jest od politycznego porozumienia. Rebelianci nie są już tak stanowczy, jeśli chodzi o odejście Asada, bo jak niby mają być, skoro przegrali? Ale narzucone przez reżim pojednanie w kraju, który został przezeń zamieniony w ruinę oraz społeczeństwa, które zostało zdziesiątkowane przez śmierć i głód, nie oznacza pokoju" - podkreśliła.
Według Khalaf bardziej prawdopodobnym następstwem jest "dobrze udoskonalona rosyjska strategia - zamrożenie konfliktu syryjskiego".
Po spotkaniu z Asadem
Wiceszefowa "Financial Times" przypomniała, że po niedawnym spotkaniu Putina z prezydentem Syrii Baszarem el-Asadem, rosyjski przywódca gościł w Soczi prezydentów Turcji i Iranu, przy czym "Ankara znacznie wspiera syryjskich rebeliantów, a Teheran jest główną siłą stojącą za reżimem Asada oraz dostarcza milicje, które za niego walczą".
"Te trzy państwa ustanowiły tzw. strefy deeskalacji, gdzie negocjują i monitorują lokalne rozejmy. Walki osłabły w kilku tych strefach, a w niektórych nie, o czym świadczą dokonywane w tym tygodniu przez siły reżimu na oślep bombardowania w Gucie, koło Damaszku" - napisano w brytyjskim dzienniku.
"Strefy (deeskalacji), choć obejmujące w większości niewielkie połacie terytorium, wzmacniają de facto łagodny podział Syrii. Chociaż wszystkie trzy kraje wyznają przywiązanie do integralności terytorialnej Syrii i faktycznie wolałyby taki wynik (wojny domowej w Syrii), łagodny podział jest czymś, co wyłania się w terenie" - napisała Roula Khalaf.
"Pojęcie 'podział' ma poważne konotacje. Zbyt długo dyplomaci unikali wzmianki o nim, ponieważ sami Syryjczycy nie chcieli go rozważać. Również dla ludzi z zewnątrz wszelkie sugestie porzucenia zjednoczonej Syrii mogą być niebezpieczne" - zaznaczyła publicystka.
Zagrożenie rozbicia państwa syryjskiego
Jej zdaniem, "jeśli Syria nie może zostać na powrót scalona, jedność Iraku i Libanu - krajów tak samo złożonych pod względem etnicznym i religijnym, może również być zagrożona".
"Bez politycznego rozwiązania, łagodny podział może przekształcić się w trwałe rozbicie państwa syryjskiego i może również być bodźcem dla nowych konfliktów: między sojusznikami syryjskiego reżimu a kurdyjskimi milicjami, czy między tureckimi siłami a Kurdami" - konkluduje wicenaczelna "Financial Times", przywołując ostrzeżenie specjalnego wysłannika ONZ do spraw Syrii Staffana de Mistury.
Autor: tas/adso / Źródło: PAP