Socjalistyczny rząd Francji przetrwał w czwartek głosowanie nad wotum nieufności. Złożony przez opozycyjną centroprawicę wniosek o wotum był wyrazem oburzenia wobec wprowadzania kontrowersyjnej reformy prawa pracy z pominięciem izby niższej parlamentu.
Za wotum nieufności było 246 deputowanych, podczas gdy do obalenia rządu wymagana była większość absolutna, czyli 288 głosów. Oznacza to, że reforma prawa pracy, która od ponad dwóch miesięcy wywołuje protesty w całym kraju, została przyjęta w pierwszym czytaniu. Zmiany w ustawodawstwie, wydłużające dni pracy, ułatwiające zwalnianie pracowników i osłabiające związki zawodowe, teraz trafią do Senatu. Tam opozycyjni Republikanie mają większość, więc możliwe, że ustawa wróci do izby niższej.
Fala protestów
We wtorek rada ministrów na krótkim, nadzwyczajnym posiedzeniu pod przewodnictwem prezydenta Francois Hollande'a postanowiła skorzystać z możliwości przewidzianej w konstytucji, pozwalającej rządowi wprowadzić ustawy bez poddawania ich pod głosowanie w izbie niższej, czyli Zgromadzeniu Narodowym. Projekt przepisów uważa się za przyjęty bez poprawek, chyba że w ślad za decyzją rządu parlament przyjmie w głosowaniu wotum nieufności dla rady ministrów. Szef opozycyjnych konserwatystów Christian Jacob nazwał wtorkową decyzję socjalistów "szokującą". Przeciwko zmianom protestowały dziesiątki tysięcy ludzi w całym kraju. "Prezydencka dyktatura", "Precz ze zdrajcami społecznymi", "Rządzie, nie jesteś królem" - głosiły transparenty. Większość z ok. 12 tys. uczestników marszu w Paryżu zachowywała się spokojnie, ale policja użyła gazu łzawiącego wobec agresywnych, rzucających kamieniami zakapturzonych demonstrantów. Rannych zostało 13 członków związków zawodowych. Na zachodzie, w Hawrze, splądrowany został lokal Partii Socjalistycznej, a w Nantes demonstranci okupowali tory, utrudniając kursowanie pociągów. Zniszczony został tam dworzec. Łącznie w całym kraju zatrzymano 75 osób. Według MSW na ulice francuskich miast wyszło 55 tys. ludzi, czyli mniej niż podczas poprzednich protestów. Ich szczyt przypadł 31 marca, kiedy to w różnych miastach kraju demonstrowało ok. 390 tys. osób. W przyszłym tygodniu spodziewane są kolejne protesty i strajki.
"Niezbędna reforma"
Premier Manuel Valls tłumaczył, że reforma prawa pracy jest niezbędna w zglobalizowanym świecie, i podkreślał, że przyczyni się ona do "postępu społecznego". Także prezydent Hollande tłumaczył, że należy bronić tych zmian i postrzegać ustawę jako postęp. Reforma przygotowana przez socjalistów ma uelastycznić rynek pracy i pomóc walczyć z bezrobociem, które przekracza 10 proc. Jego redukcja to teraz główny cel prezydentury Hollande'a. Ale lewe skrzydło Partii Socjalistycznej uważa projekt za zbyt radykalny. Zmiany w ustawodawstwie, które forsuje rząd, otwierają drogę do przedłużenia tygodnia pracy z obecnych 35 do 48 godzin, a dnia pracy w różnych przypadkach do 12 godzin. Rząd uzasadnia potrzebę liberalizacji kodeksu pracy koniecznością przystosowania francuskich przedsiębiorstw do międzynarodowej konkurencji. Projekt zmian w ustawodawstwie przewiduje też pewne ułatwienia dla pracodawców dotyczące zwolnień i związanych z nimi odszkodowań, a także osłabienie praw związkowych. Wprowadza jednak także pewne nowe środki ochronne - możliwość nieodbierania służbowych maili i telefonów po godzinach pracy oraz nowy dodatek dla młodych ludzi szukających pracy w wysokości 461 euro. Agencja AP przypomina, że Niemcy przebudowały swój system pracy na początku XXI wieku, a Hiszpania i Włochy zrobiły to po ostatnich kryzysach zadłużenia. Jednak we Francji nawet niewielkie zmiany wywołują ogromny gniew - komentuje AP. "Francja próbuje wprowadzić absolutne minimum, ale od strony politycznej wydaje się prawie niemożliwe, by zrobić to bez ulicznych protestów" - uważa szef think tanku Center for European Reform Charles Grant. Krytycy twierdzą, że ustawa jest zdradą ciężko wywalczonych środków ochronnych dla pracowników, z których Francja od dawna była dumna. Rząd liczy, że dzięki nowym przepisom przyciągnie do kraju inwestorów oraz że ustawa pomoże młodym ludziom w znalezieniu pracy, podczas gdy w tej grupie bezrobocie sięga aż 26 proc. Tymczasem największymi przeciwnikami reformy są właśnie młodzi ludzie. "Są wyjątkowo konserwatywni i nie rozumieją, że świat się zmienił. Jeśli chce się, by firmy zatrudniały, trzeba im to ułatwić" - twierdzi Grant. Według ostatnich sondaży 58 proc. Francuzów odrzuca forsowane przez rząd zmiany.
Autor: /ja / Źródło: PAP