Przedstawiciel amerykańskiej floty jasno oznajmił, że jej okręty będą pływać, gdzie tylko będą chciały po wodach międzynarodowych, nawet tam gdzie nie chcą tego Chińczycy. Wypowiedź dotyczy Morza Południowochińskiego, gdzie dochodzi do spięć między Chinami i USA. Chińczycy twierdzą, że część tego akwenu należy do nich, czego nie uznaje żadne inne państwo.
- Nie powinno dla nikogo stanowić niespodzianki, że będziemy korzystać z wolności żeglugi wszędzie, gdzie zezwala na to prawo międzynarodowe. Nie rozumiemy, jak można to interpretować jako prowokację - powiedział w Tokio dziennikarzom admirał John Richardson. Jako szef operacji morskich jest on najważniejszą osobą odpowiedzialną za utrzymanie gotowości bojowej marynarki wojennej USA, ale nie za jej operacyjne dowodzenie. Z tytułu sprawowanej funkcji wchodzi w skład siedmioosobowego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA.
Tarcia na morzu
Chiny ostrzegły, że nie będą tolerować naruszania ich wód terytorialnych na Morzu Południowochińskim, za które uważają 12-milowe strefy wokół niektórych raf archipelagu Spratly, rozbudowanych sztucznie przez Chińczyków w wyspy. Zdaniem USA, prawo międzynarodowe nie zezwala na rozciąganie suwerenności państwowej na sztuczne wyspy, usypane nad podwodnymi rafami. Niektórzy analitycy w Waszyngtonie uważają, że Stany Zjednoczone już postanowiły przeprowadzić operacje tak zwanego "egzekwowania wolność żeglugi" w zastrzeżonych przez Chiny 12-milowych strefach wokół sztucznych wysp archipelagu Spratly. Oznacza to, że okręty i samoloty będą je celowo naruszać.
Minister obrony USA Ashton Carter oświadczył we wtorek, że amerykańskie siły zbrojne będą docierać wszędzie tam, gdzie zezwala na to prawo międzynarodowe. Admirał Richardson, który objął stanowisko szefa operacji morskich w ubiegłym miesiącu, odbywa obecnie 12-dniową podróż po Azji i Europie. Jak zaznaczył, rozpoczęcie tej podróży od Japonii wskazuje na znaczenie sojuszu obu państw.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy