Fala samospaleń w krajach muzułmańskich


Ojciec sześciorga dzieci próbował dokonać samospalenia w środę na wschodzie Algierii. To już ósmy taki desperacki akt w tym kraju w ciągu ostatnich siedmiu dni. W całej Afryce Północnej gwałtownie wzrosła ilość samospaleń, zainicjowana aktem młodego Tunezyjczyka, którego śmierć spowodowała masowe rozruchy w kraju.

Niedoszły samobójca z Algierii, to 37-letni Afif Hadri, który od trzech lat handlował artykułami spożywczymi na bazarze w centrum miasta Al-Wadi, przy granicy z Tunezją. Mężczyzna wdał się w spór z policjantem chcącym zakazać mu sprzedaży na mocy rozporządzenia władz przewidującego walkę z nielegalnym handlem.

Zdesperowany Hadiri oblał się benzyną, ale świadkowie zdarzenia nie dopuścili do tego, by się podpalił.

Seryjne przypadki

Wcześniej tego dnia samospalenia próbował dokonać w Algierii 35-latek, prawdopodobnie cierpiący na zaburzenia psychiczne. Mężczyzna doznał oparzeń trzeciego stopnia, ale przeżył. Także w środę algierskie media poinformowały o 50-letniej kobiecie, która w poniedziałek próbowała się podpalić, ponieważ odmówiono jej pomocy mieszkaniowej. Próbę udaremnił urzędnik ratusza w jednej z miejscowości prowincji Sidi Bu-l-Abbas.

Od 12 stycznia próbę samospalenia podjęło w Algierii jeszcze pięć innych osób. Niejasne są losy jednego mężczyzny, który według niektórych źródeł zmarł, a według innych znajduje się w szpitalu w stanie krytycznym.

Wcześniej, od 6 do 9 stycznia w Algierii trwały gwałtowne protesty przeciwko drożyźnie, w których zginęło pięciu ludzi, a ponad 800 odniosło obrażenia. Władze zarządziły obniżkę cen podstawowych produktów.

"Modna" śmierć z desperacji

Falę samospaleń w krajach Afryki Północnej wywołało podpalenie się 17 grudnia przez młodego Tunezyjczyka, któremu władze odmówiły pozwolenia na uliczną sprzedaż warzyw i owoców. Po jego śmierci w Tunezji doszło do masowych protestów przeciwko biedzie i złym warunkom życia, które doprowadziły do obalenia rządzącego od 23 lat tunezyjskiego prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego.

We wtorek w ślady młodego Tunezyjczyka poszło dwóch obywateli Egiptu. 40-letni adwokat próbował podpalić się przed siedzibą rządu w Kairze, a w Aleksandrii podpalił się 25-letni bezrobotny, cierpiący według władz na problemy psychiczne. Mężczyzna zmarł w szpitalu na skutek odniesionych obrażeń.

Tego samego dnia władze udaremniły najprawdopodobniej kolejny przypadek samospalenia. Policja zatrzymała mężczyznę, który z dwiema butelkami wypełnionymi benzyną kierował się w stronę siedziby parlamentu w Kairze. Dzień wcześniej przed budynkiem parlamentu próbował podpalić się młody człowiek.

Także w tym tygodniu podobnej próby dokonał mężczyzna w stolicy Mauretanii - Nawakszut, protestując w ten sposób przeciwko sytuacji politycznej w kraju.

Nowy sposób protestu

W opinii Amra Hamzawiego z amerykańskiej fundacji Carnegie, fala samospaleń dowodzi "całkowitej desperacji" dużej części społeczeństw regionu, a także bezradności dominujących tam autorytarnych reżimów. Dodał, że akty te "bez wątpienia" są następstwem samospalenia młodego Tunezyjczyka w grudniu.

Źródło: PAP, lex.pl