Po przejęciu przez talibów kontroli nad Kabulem ze stolicy Afganistanu wciąż próbują wydostać się zagraniczni obywatele, jak i sami Afgańczycy. O tym, jak wyglądało wejście talibów do Kabulu oraz jak przebiegała ewakuacja, mówiła w "Faktach po Faktach" Monika Szczygielska, Polka, której udało się wrócić z Afganistanu. - Moją przepustką był paszport i twarz. Pokazywałam, że nie jestem stąd, tu jest mój paszport i czeka samolot. Dzięki temu się udało - powiedziała.
Afgańscy talibowie w niedzielę zdobyli Kabul, przejmując ostatecznie kontrolę nad Afganistanem. Zagraniczni dyplomaci i obywatele ewakuowani są z kraju drogą powietrzną z Międzynarodowego Lotniska im. Hamida Karzaja w Kabulu. Z kraju uciekać chcą także tłumy Afgańczyków, którzy od niedzieli próbują dostać się na lotnisko.
O tym, jak wyglądał moment zdobycia Kabulu przez talibów i jak przebiegała ewakuacja, mówiła w "Faktach po Faktach" Monika Szczygielska, Polka ewakuowana z Afganistanu, która przez dwa lata uczyła języka angielskiego w afgańskiej szkole.
Polka o ewakuacji z Afganistanu
- To był szok, że talibowie weszli w takim czasie. To było około 11, pojawiły się pierwsze zapowiedzi, że oni stoją na obrzeżach. Najpierw to było 20 kilometrów od Kabulu, później już było 10, a o godzinie 12-13 już pierwsze samochody przejeżdżały głównymi ulicami, kierując się na lotnisko i w stronę pałacu prezydenckiego. Widziałam tylko tłumy z walizkami udające się na lotnisko – mówiła.
- Pierwszego dnia nie pojechałam na lotnisko, ponieważ dalej myślałam, że zobaczymy, co będzie, może to jest pierwsza fala i szok ludzi, a może nie będzie tak źle. Później skontaktowałam się z polską ambasadą w Delhi, dostałam informację, że jest specjalny lot i żebym pojechała na lotnisko wojskowe, ponieważ już wtedy lotnisko cywilne zostało całkowicie wyłączone – relacjonowała.
Jak mówiła, dojazd do lotniska im. Hamida Karzaja do pewnego momentu przebiegał bez zakłóceń. - Później zaczął się chaos. W obrębie około stu metrów od wejścia do lotniska stały już te wszystkie samochody opancerzone, talibowie, wystrzały, polewanie ludzi wodą, żeby odsunęli się od bram. Ludzie z desperacji koczowali tam przez dzień i noc - powiedziała Szczygielska.
- Ciężko było przebić się przez ten tłum. Moją przepustką był paszport i twarz. Pokazywałam, że nie jestem stąd, tu jest mój paszport, jestem z zagranicy i czeka samolot. Dzięki temu się udało, bo wiem, że ludzie, którzy mieli dokumenty, mieli wizy, ale byli Afgańczykami, nie byli nawet dopuszczeni do rozmowy z talibami, którzy zajmowali się kontrolą ludzi, którzy mogli wejść na lotnisko – wyjaśniła.
"Początkowo nie wyglądało wszystko tak źle"
Pytana o to, czy obawiała się pozostać w Afganistanie, Szczygielska odpowiedziała: "tak i nie". - Na początku nie, bo zastanawiałem się, jak ta sytuacja będzie się rozwijać, i myślałam, że może nie będzie tak źle. Początkowo nie wyglądało wszystko tak źle. Talibowie wjechali, powiedzieli, że nie będą przejmować miasta walką i faktycznie tak było – tłumaczyła.
Jak jednak dodała, po tym, co działo się na lotnisku w następstwie wejścia talibów, "pomyślałam, że chyba nie będzie dobrze i jednak może stać się tak, że już się nie wydostanę z tego kraju".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24