"Naród podjął historyczną decyzję". Opozycja wskazuje na nieprawidłowości

Aktualizacja:
[object Object]
W Ankarze bawią się zwolennicy Erdogana ("Fakty" TVN z 16.04.2017)Fakty TVN
wideo 2/6

Turcja dokonała historycznej decyzji, popierając w referendum zmianę ustroju na prezydencki - oświadczył w niedzielę wieczorem prezydent Recep Tayyip Erdogan. Wyniki potwierdziła już także Najwyższa Komisja Wyborcza. Prokurdyjska opozycja zapowiedziała, że nie zaakceptuje wyniku wyborów do czasu rozpatrzenia nieprawidłowości.

W niedzielę wieczorem zliczono głosy z 99,3 procent lokali. Wynika z nich, że z niewielką przewagą wygrali zwolennicy zmian, zyskując 51,36 procent głosów. Przeciwko zmianom zagłosowało 48,64 procent Turków.

Frekwencja wyniosła ponad 85,6 procent.

Erdogan: naród podjął historyczną decyzję

Erdogan wystąpił w niedzielę wieczorem na briefingu w swojej rezydencji w Stambule. W chwili jego przemówienia nie były znane ostateczne wyniki referendum. Oświadczył jednak, że zmiany w referendum poparło ponad 25 milionów Turków, czyli było ich o 1,3 miliona więcej niż tych głosujących przeciwko.

Jak podała Najwyższa Komisja Wyborcza, różnica ta wyniosła 1,25 miliona, ale do zliczenia pozostało wciąż 600 tysięcy kart. Ostateczne wyniki zostaną podane do wiadomości publicznej w ciągu 10-11 dni.

- Turcja po raz pierwszy w historii zdecydowała zgodnie z wolą parlamentu i jej ludzi w sprawie tak ważnej zmiany - powiedział Erdogan. - Po raz pierwszy w historii republiki zmieniamy system rządów przez politykę obywatelską. To właśnie dlatego, to jest tak ważne - powiedział Erdogan.

- Naród podjął historyczną decyzję - powiedział prezydent. Dodał, że przeprowadzana jest obecnie najważniejsza reforma w historii Turcji. Oświadczył, że Turcy głosujący za granicą przyczynili się do sukcesu w referendum.

Premier: ostatnie słowo należy do narodu i naród powiedział "tak"

Wcześniej na wiecu w Ankarze premier Turcji Binal Yildirim oświadczył, że nieoficjalne wyniki referendum wskazują, że Turcy opowiedzieli się za wzmocnieniem uprawnień prezydenta Erdogana. Zapowiedział, że rząd skupi się teraz na niezbędnych przygotowaniach do wyborów parlamentarnych w 2019 roku.

Ostatnie słowo należy do narodu i naród powiedział "tak" Binal Yildirim, premier Turcji

- Ostatnie słowo należy do narodu i naród powiedział "tak" - powiedział. Stwierdził, że wynik referendum jest najlepszą odpowiedzią dla tych, którzy stali za licową próbą puczu, kurdyjskich bojowników i wszystkich obcych sił żywiących urazę do Turcji.

Yildirim oświadczył, że Turcy, którzy zagłosowali przeciwko zmianom są tak samo wartościowi dla państwa, jak ci, którzy zagłosowali na "tak". - Jesteśmy jednym narodem - oświadczył Yildirim do Turków zgromadzonych na manifestacji zwolenników rządu.

Przywódca opozycyjnej Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP) Devlet Bahceli, który jest zwolennikiem zmian w systemie rządów w Turcji i nie ukrywał poparcia dla ambicji Erdogana, oświadczył, że wynik referendum jest "niezaprzeczalnym osiągnięciem" i powinien być respektowany.

Wicepremier Turcji Veysi Kaynak powiedział w Ankarze jeszcze przed podaniem ostatecznych wyników, że obóz na "tak", czyli popierający zmiany, nie wygrał z taką przewagą, jakiej spodziewały się tureckie władze.

Opozycja żąda wyjaśnień

Prokurdyjska lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) oświadczyła w niedzielę, że wynik referendum w Turcji pozostaje niejasny do czasu rozpatrzenia nieprawidłowości mających miejsce podczas głosowania, zgłoszonych przez nią do Najwyższej Komisji Wyborczej.

- Wynik referendum jest jasnym sygnałem, że nie można było uzyskać porozumienia społecznego. Nasi współprzewodniczący są w więzieniu, referendum przebiegało w warunkach stanu wyjątkowego, co wraz z innymi opresyjnymi środkami rzuca cień na głosowanie i podaje w wątpliwość jego prawomocność - powiedział dziennikarzom rzecznik HDP Osman Baydemir.

Poparcie topniało

Zgodnie z propozycjami zmian prezydent będzie jednocześnie szefem państwa i rządu, będzie mógł sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament. Wzrośnie też jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.

Zmiana ustroju parlamentarnego na prezydencki pozwoli Erdoganowi de facto rządzić krajem do 2029 roku.

Lokale wyborcze zostały zamknięte o godz. 17 lokalnego czasu (godz. 16 naszego czasu). Godzinę wcześniej głosowanie zakończyło się we wschodniej Turcji, w której lokale wyborcze zostały otwarte wcześniej.

Pierwsze wyniki cząstkowe policzone z 24 procent lokali wyborczych dawały ogromną przewagę zwolennikom prezydenta i zmian. Na "tak" głosować miało 63 procent głosujących. W miarę, jak spływały dane z większej liczby lokali, poparcie dla zmian topniało. Po zliczeniu połowy głosów wynosiło już 57 procent, a po zebraniu danych z 95 procent - już tylko 51,7 proc.

Przeciwko zmianom zagłosowały największe tureckie miasta: Stambuł, Ankara i Izmir. Na "nie" głos oddała także zamieszkana w większości przez Kurdów południowo wschodnia część kraju.

Wysoka Komisja Wyborcza poniosła klęskę, pozwalając na fałszerstwo w referendum Bulent Tezcan, wiceszef CHP

Nieostemplowane karty

Opozycyjna Partia Ludowo-Republikańskiej (CHP) w oświadczeniu potępiła podjętą w ostatniej chwili decyzję komisji wyborczej, by dopuścić do głosowania na nieostemplowanych kartach wyborczych. Zdaniem CHP, może to doprowadzić do fałszerstw.

Kilka godzin przez zakończeniem głosowania komisja wyborcza oświadczyła, że głosy oddane na nieostemplowanych kartach wyborczych zostaną policzone jako ważne, o ile członkowie komisji nie udowodnią, że zostały sfałszowane. Decyzję taką podjęto po tym, jak spłynęło wiele skarg, że karty wyborcze nie są ostemplowane przez komisję wyborczą.

- Wysoka Komisja Wyborcza poniosła klęskę, pozwalając na fałszerstwo w referendum - oświadczył wiceszef CHP Bulent Tezcan.

Erdogan głosował

Agencja Reutera pisze, że wynik głosowania ukształtuje napięte relacje z Unią Europejską. Dzięki specjalnej umowie udało się zatrzymać napływ imigrantów i uchodźców z Syrii i Iraku do Europy, ale - jak zapowiedział Erdogan - po referendum może dokonać przeglądu tej umowy.

W niedzielę po południu ludzie skandowali "Recep Tayyip Erdogan" i klaskali, kiedy prezydent wyszedł z lokalu wyborczego w Stambule, gdzie oddał głos.

Jego współpracownicy wręczali dzieciom zabawki, a on pozdrawiał ludzi i ściskał im dłonie.

- Jeśli Bóg pozwoli, wierzę, że nasi ludzie zdecydują się otworzyć drogę do znacznie szybszego rozwoju - powiedział Erdogan po oddaniu głosu. - Wierzę w demokratyczny rozsądek mojego narodu.

"Władza skupiona w rękach jednej osoby"

Referendum podzieliło Turków.

- Zagłosowałam przeciw tej zmianie - powiedziała Irem, młoda kobieta opuszczająca punkt głosowania w dzielnicy Cihangir, która znajduje się w samym sercu Stambułu, niedaleko placu Taksim. - Nie mogę się zgodzić na to, aby cała nasza władza została skupiona w rękach jednej osoby. To byłoby przeciwko demokracji - dodała. Towarzyszący jej mężczyzna powiedział, że też oddał głos na "nie".

- To bardzo ważny moment w historii Turcji. Nie jestem pewny, czy generalnie nasz naród zdaje sobie sprawę z tego, co się dzisiaj w naszym kraju dzieje. Wynik tego głosowania zadecyduje o całej naszej przyszłości – powiedział.

Mężczyzna zwrócił uwagę na kartę do głosowania, na której są napisane tylko dwa słowa: "evet" (czyli tak) i "hayir" (czyli nie). Brakuje pytania, na które jedno z tych dwóch słów miałoby być odpowiedzią.

- Wiem, to jest absolutnie nie do pojęcia, że nie zadano nam na tej karcie żadnego pytania. Całe to referendum jest od początku do końca jakąś okrutną zabawą. Czasem myślę, że jego wynik już dawno został przesądzony – powiedział. I dodał: - Ale nie możemy się poddać.

Podobną opinię wyraziła elegancka starsza para, która także właśnie oddała głosy. - Jesteśmy tu, bo jest to nasz obywatelski obowiązek. Tradycyjnie w tym sezonie (Wielkanoc) zawsze wyjeżdżamy zagranicę, aby spotkać się gdzieś w Europie z naszymi przyjaciółmi. Ale w tym roku odwołaliśmy nasze wakacje - powiedziała kobieta, opierając się na lasce.

- Wielu z naszych znajomych także zmieniło swoje plany, tylko po to, żeby zagłosować. Nie mieliśmy innego wyjścia - dorzucił jej mąż.

"Nasz prezydent stoi na straży naszego bezpieczeństwa"

Cihangir jest dzielnicą zamieszkaną w większości przez turecką klasę średnią, często nieukrywającą swojego sprzeciwu wobec ambicji Erdogana. Hasan i jego żona, także właśnie wychodzący ze szkoły, gdzie odbywa się głosowanie, zagłosowali jednak za zmianą konstytucji.

Hasan, który jest dozorcą w kamienicy, powiedział, że głęboko podziwia Erdogana i wierzy, że turecki prezydent ma rację, kiedy nazywa swych przeciwników politycznych zdrajcami.

- Turcja jest potężnym państwem. Mamy wielu wrogów, którzy chcieliby nas osłabić. Nasz prezydent stoi na straży naszego bezpieczeństwa. Wskoczyłbym za niego w ogień – powiedział Hasan.

"Erdogan jest naszym bohaterem"

Podobne nastroje panowały w innej stambulskiej dzielnicy Kasimpasa, gdzie 63 lata temu urodził się Erdogan. Mieszkańcy Kasimpasy są z reguły konserwatywni. Wiele kobiet nosi tradycyjne długie ciemne płaszcze i nakrywa głowy chustkami.

- Oczywiście, że powiedzieliśmy: tak – powiedział mężczyzna w średnim wieku, który przyszedł zagłosować z żoną, siostrą i szwagrem. Na pytanie, czy rzeczywiście wierzy, że Turcja potrzebuje zmiany konstytucji, mężczyzna wzruszył ramionami.

- Erdogan jest naszym bohaterem. Powiedział nam, że potrzebuje naszego poparcia. To nam wystarczy - wyjaśnił.

Przechodząca obok grupa młodych ludzi nie zdradziła jak będą głosować. - Wolelibyśmy o tym nie mówić – powiedziała jedna z dziewczyn.

Także wielu innych mieszkańców Kasimpasy nie chciało na ten temat rozmawiać.

"Oczywiście, że głosujemy przeciwko Erdoganowi"

Dużo większa otwartość panowała w Tarlabasi, gdzie mieszka wielu Kurdów.

- Oczywiście, że głosujemy przeciwko Erdoganowi i przeciwko jego autorytaryzmowi – powiedział 25-letni Mehmet, który jest członkiem prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP).

Autor: pk/sk / Źródło: reuters, pap

Tagi:
Raporty: