Paryż broni zmian. "Reforma, którą wdrażamy, była ogłoszona przez prezydenta"

Macron oglądał mecz Francja-Urugwaj
Macron oglądał mecz Francja-Urugwaj
Źródło: Twitter / Emmanuel Macron

Premier Francji Edouard Philippe oświadczył, że rząd nie chce rezygnować z reformy kodeksu pracy i powinna ona wejść w życie "pod koniec września". We wtorek w ramach akcji sprzeciwu wobec zmian odbyło się w całej Francji prawie 200 demonstracji.

- Ci, którzy się niepokoją i sprzeciwiają temu tekstowi, absolutnie mają do tego prawo - mówił premier w telewizji publicznej France 2. - Słucham ich opinii i mam to na uwadze - dodał.

- Ale pozwolę sobie zaznaczyć, że Francuzi, gdy głosują, również mają prawo do tego, by traktować ich z szacunkiem. A reforma, którą wdrażamy, była ogłoszona przez prezydenta (Emmanuela Macrona) w czasie wyborów - dodał Philippe.

Sprzeciw związkowców

We wtorek w prawie 200 demonstracjach wzięło udział - według policji - ponad 220 tys. osób. Zdaniem centrali związkowej CGT, która wzywała do protestów, na apel odpowiedziało ok. 400 tys. ludzi.W opinii związków zawodowych reforma, którą rząd planuje szybko przyjąć za pomocą pięciu dekretów, ograniczy prawa pracowników. CGT zaplanowała kolejne protesty na 21 września, natomiast 23 września manifestację w Paryżu ma zorganizować lewicowy ruch Francja Nieujarzmiona.

Zdaniem rządu reforma ma uelastycznić warunki płacy i pracy zwłaszcza w małych i średnich przedsiębiorstwach, by skłonić właścicieli do zatrudniania nowych pracowników. Między innymi ogranicza odszkodowania za zwolnienia, skraca terminy na złożenie skarg do sądów pracy i dopuszcza negocjowanie warunków zatrudnienia w firmach do 50 pracowników bez udziału związków zawodowych. Sprzeciwiają się temu związkowcy.Przez dekady kolejne prawicowe i lewicowe francuskie rządy próbowały zreformować prawo pracy, ale pod naciskiem ulicznych protestów łagodziły wprowadzane zmiany. Stąd reformę uważa się za największy dotąd test dla przywództwa - w kraju i na szczeblu europejskim - wybranego w maju prezydenta Macrona, który traci poparcie w sondażach.Przyjęcie reformy w drodze dekretów, a nie ustaw, ma przyspieszyć całą procedurę i zaoszczędzić rządowi debat parlamentarnych.

Czyj sukces?

Zdaniem przedstawicieli związków zawodowych i lewicowej opozycji manifestacje, które zgromadziły łącznie od ćwierć miliona (według policji) do 400 tys. ludzi (według organizatorów) zakończyły się sukcesem.

Francuzi rozumieją konieczność reformy i dlatego, nie przestając tłumaczyć, o co w niej chodzi, musimy całkowicie zrealizować nasze projekty Aurelien Tache

- Doskonały wynik, jak na rozgrzewkę - ocenił te pierwsze demonstracje za prezydentury Emmanuela Macrona Jean-Pierre Mercier, delegat związkowy centrali CGT w koncernie motoryzacyjnym PSA, który jest właścicielem m.in. marek Peugeot i Citroen. - Dobry wynik, jak na pierwszą rundę - zauważyła z kolei Clementine Autain, deputowana ruchu politycznego Francja Nieujarzmiona (France Insoumise, FI), która uczestniczyła w paryskim pochodzie.Inaczej widzą sytuację przedstawiciele obozu prezydenckiego. Rzecznik rządu Christophe Castaner oświadczył, że "rząd jest wyczulony na obawy", ale "poza CGT nikt nie usłuchał wezwania do manifestacji, bo pracownicy i pracodawcy nie widzą w reformie 'stracha na wróble', którym potrząsają niektórzy".- Francuzi rozumieją konieczność reformy i dlatego, nie przestając tłumaczyć, o co w niej chodzi, musimy całkowicie zrealizować nasze projekty - zaznaczył w trakcie dyskusji telewizyjnej Aurelien Tache, deputowany prezydenckiej partii La Republique en Marche (LREM).Natomiast senator LREM Francois Patriat zauważył wśród uczestników paryskiego pochodu "chuliganów rozbijających sklepy, politykierów troszczących się tylko o własne interesy i niewielu ludzi pracy, którzy zasługują na szacunek".

Autor: mtom / Źródło: PAP

Czytaj także: