"Economist": wybory w Turcji mogą przesądzić o tym, czy pozostanie ona demokracją

Źródło:
PAP

Turecki przywódca ogłasza termin wyborów prezydenckich. Brytyjski tygodnik "Economist" ocenia, że mogą one przesądzić o tym, czy Turcja pozostanie demokracją. Tymczasem jednak najpilniejszym problemem Ankary jest stan tureckiej gospodarki.

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan ogłosił w poniedziałek, że wybory prezydenckie w jego kraju odbędą się 14 maja. Brytyjski tygodnik "Economist" podkreśla, że turecki przywódca zdominował krajową politykę tak dalece, że to do niego należy ostatnie słowo w każdej niemal kwestii społecznej, gospodarczej czy zagranicznej, a jego autokratyczne inklinacje są coraz bardziej oczywiste.

Łączy on de facto funkcje szefa państwa, szefa rządu, przewodniczącego rządzącej partii i gubernatora banku centralnego - przypomina "Economist".

W marcu 2003 roku Erdogan został premierem, a prezydentem - w sierpniu 2014 roku. W ciągu ostatnich dziesięciu lat kontrola nad innymi urzędami i władza w ważnych instytucjach przeszła w ręce "dworzan prezydenta, jego przyjaciół i rodziny". Resort spraw zagranicznych, niegdyś bastion laickiego establishmentu, to obecnie niewiele więcej niż sekretariat prezydenta do spraw zagranicznych - ocenia tygodnik.

Represje i cenzura w Turcji

Prezydent rozprawia się z konkurencją za pomocą represji i cenzury, ale też bezlitośnego politycznego pragmatyzmu. Stara się także, by wybory odbyły się na jego warunkach. Prezydent i jego partia AKP wykorzystują państwowe środki, by prowadzić swoje kampanie wyborcze i media, by uprawiać propagandę.

Zaledwie jedną dziesiątą tureckich mediów można uznać za niezależne, lub skłaniające się ku opozycji, ale nawet te trzymają się z daleka od niebezpiecznych tematów jak rządowa korupcja, czy krytyka Erdogana.

Internet przestał być medium, w którym można bezpiecznie wyrażać opinie niepochlebne wobec przywódcy kraju. Większość z 200 tys. osób, którym wytoczono sprawy o "obrażanie prezydenta”, (za co grozi do czterech lat więzienia) zawiniła wpisami w mediach społecznościowych - pisze "Economist".

Zagrożona demokracja w Turcji

Erdogan manipuluje też sądami, aby zwiększyć swoje szanse w nadchodzących wyborach i na wszelki wypadek w grudniu na karę więzienia skazano potencjalnie najgroźniejszego rywala Erdogana burmistrza Stambułu Ekrema Imamoglu za "obrazę komisji wyborczej".

Imamoglu, który należy do największej partii opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) został skazany na dwa lata i siedem miesięcy więzienia oraz zakaz pełnienia funkcji publicznych. Być może jednak sąd wyższej instancji anuluje ten wyrok.

Turecka demokracja nie jest jeszcze sprawą całkiem przegraną, ale stawka w majowych wyborach nie mogłaby być wyższa. Kolejne pięć lat rządów Erdogana przekształciłoby kraj w autokrację - ostrzega tygodnik.

Stan gospodarki najpilniejszym problemem

To, co się dzieje w Turcji, ma wielkie znaczenie dla świata, a zwłaszcza dla Europy. Dla UE kraj ten jest pierwszą linią obrony - choć nie zawsze wiarygodną - w walce z islamskim radykalizmem i nielegalną imigracją. Wpływy Ankary rozciągają się do Kaukazu i Azji Środkowej, ale też do Afryki, Bliskiego Wschodu i Zachodnich Bałkanów - wylicza "Economist".

W minionym roku Turcja zdołała naprawić relacje z Izraelem, Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i wygląda na to, że bliska jest odbudowania stosunków z Egiptem i Syrią. Tymczasem jednak najpilniejszym problemem Ankary jest stan tureckiej gospodarki.

Autorka/Autor:asty\mtom

Źródło: PAP