"Economist": Polska stanowi najpoważniejsze wyzwanie dla UE

[object Object]
Wiceszef KE o dialogu z rządem PiS ("Polska i Świat")tvn24
wideo 2/35

Polska może znaleźć się w Unii Europejskiej na bocznym torze w wyniku "nieliberalnych reform" wprowadzanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, a także uzyskać mniejsze środki z kolejnego unijnego budżetu - ostrzega "The Economist". Brytyjski tygodnik ocenia dotychczasowe rządy PiS jako "mieszankę subtelnego i bezczelnego rewizjonizmu narodowego".

W zapowiedzianym na okładce komentarzu redakcyjnym "The Economist" pisze, że Polska, przez lata wzór dynamicznego rozwoju po 1989 roku, w wyniku działań rządu PiS znalazła się "na czele tego, co prezydent Francji Emmanuel Macron nazywa 'europejską wojną domową' o praworządność".

"Optymizm, który towarzyszył rozszerzeniu UE na wschód w 2004 roku, w niektórych miejscach ustąpił gniewnemu, nacjonalistycznemu pojęciu 'demokracji nieliberalnej'" - ostrzega gazeta, wskazując również na działania rządów na Węgrzech i w Rumunii.

"Nieliberalne rządy bronią siebie nawzajem"

Zdaniem magazynu, "Polska stanowi najpoważniejsze wyzwanie" dla UE ze względu na budzące kontrowersje reformy wymiaru sprawiedliwości, mediów i instytucji publicznych.

"Reformy sądownictwa rażąco naruszają unijne traktaty, co ma znaczenie nie tylko dla polskiej demokracji; państwa UE muszą [być w stanie - red] wierzyć, że sądy w innych krajach będą podtrzymywały prawo, które stanowi fundament wspólnego rynku" - tłumaczy tygodnik, przypominając, że m.in. z tego powodu Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedurę dotyczącą naruszania zasad Wspólnoty.

"Economist" ocenia, że pełna realizacja procedury z artykułu 7 Traktatu o UE jest niemożliwa ze względu na wymaganą jednomyślność w głosowaniu w sprawie ewentualnego nałożenia sankcji, a "nieliberalne rządy bronią siebie nawzajem".

Gazeta zaznacza, że KE może zastosować inne rozwiązanie, związane z unijnym budżetem. Najpierw przypomina, że w ostatniej siedmioletniej perspektywie finansowej Polska otrzymała aż jedną piątą wszystkich funduszy przeznaczonych na wzmocnienie spójności Wspólnoty.

Potem "Economist" pisze: "Negocjacje w sprawie następnego budżetu rozpoczną się w maju i mogą zostać wykorzystane na dwa sposoby. Po pierwsze, inne państwa członkowskie mogą przyjąć stanowcze stanowisko wobec Polski w trakcie negocjacji. Parlamenty w krajach takich jak Niemcy i Holandia już teraz drażni fakt, że wysyłają tyle pieniędzy swoich podatników do rządów, które naruszają zasady. Drugim pomysłem byłoby ustanowienie mechanizmu, który pozwoli na zawieszanie płatności dla państw, które naruszają zasady praworządności".

"Komisja powinna podejść kreatywnie do kwestii budżetu"

Jak podkreślono, UE mierzy się z dylematem, zmuszona do wyboru między łagodną reakcją, która zdaniem "Economist" wzmocniłaby "przyszłych autokratów", a stanowczym działaniem, które wpisywałoby się w retorykę PiS o "wtrącaniu się przez siły zewnętrzne podkopujące polską demokrację".

"Economist" odnotował niedawne ustępstwa Polski w sporze z KE na temat reformy sądownictwa. "To pierwsze oznaki kompromisu od 2015 roku" - zauważył tygodnik, choć wprowadzone zmiany uznał w większości za "kosmetyczne".

"UE powinna nalegać na znacznie większe (zmiany), nim wycofa się z artykułu 7. Rządzący Polską muszą podjąć działania na rzecz odbudowania rządów prawa, począwszy od przywrócenia niesłusznie zwolnionych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli PiS nie ustąpi, KE powinna podejść kreatywnie do kwestii budżetu" - ocenił "Economist".

Wskazał, że "Polska otrzymuje trzy razy więcej środków z unijnych funduszy, niż wpłaca, a nieproporcjonalnie wiele z tych środków trafia do wyborców PiS na wsi. Muszą oni zrozumieć, że nie mogą cieszyć się korzyściami wynikającymi z członkostwa (w UE), jeśli depczą (unijne) zasady".

Jednocześnie autorzy tekstu ostrzegli, że w obliczu apelu Macrona o dalszą integrację "rdzenia" UE, Polska może pozostać na bocznym torze integracji, jeśli "nadal będzie podkopywać niezależne instytucje i naruszać praworządność".

"Bezczelny rewizjonizm narodowy"

"Economist" opublikował także dłuższy, szczegółowy tekst omawiający sytuację polityczną w Polsce i oceniający dotychczasowe rządy PiS jako "mieszankę subtelnego i bezczelnego rewizjonizmu narodowego".

Wyliczając działania z ostatnich 2,5 roku, korespondent z Warszawy zwraca uwagę na przeprowadzone przez PiS "czystki w administracji publicznej", kontrowersje wokół ustawy o IPN i zarzutów o udział Polaków w Holokauście, a także "napędzanie teorii spiskowych na temat katastrofy lotniczej z 2010 roku, w której pod Smoleńskiem zginął ówczesny prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób".

Tygodnik zwrócił także uwagę na zmiany w przepisach o Trybunale Konstytucyjnym, przyznanie posłom i ministrom "większych uprawnień w procesie nominowania sędziów", co - jak ocenia "zagraża ich niezależności", oraz "pogłębianie wielkich podziałów w samej Polsce oraz w jej relacjach z sojusznikami w UE oraz z Izraelem i USA".

Jednocześnie podkreślono, że w odróżnieniu od rządów Viktora Orbana na Węgrzech i Donalda Trumpa w USA, którzy wykorzystali słabsze wyniki gospodarcze kraju i obawę przed migrantami, Polska nie mierzy się z kwestią masowej migracji, a rozwój gospodarczy pozostaje od czasów transformacji na "nadzwyczajnym poziomie".

Zdaniem autora tekstu, w 2015 roku Polacy zagłosowali na PiS, bo "ich aspiracje wyprzedziły rzeczywistość". "Wielu miało doświadczenia z Europy Zachodniej, gdzie ok. 2 mln Polaków poszukało pracy od wejścia Polski do UE w w 2004 roku. Badania przeprowadzone przez Macieja Gdulę, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, wykazały, że wyborcy PiS nie są ani wykluczeni, ani sfrustrowani - ale chcą więcej, i to natychmiast" - pisze brytyjski tygodnik.

"Reformy PiS mogą zostać cofnięte"

W ocenie "Economist", w utrzymaniu władzy PiS pomagają konserwatywne poglądy społeczeństwa, jednak "duma z niewątpliwych cnót Polski, która nigdy nie współpracowała z nazistami i była pierwszym krajem sowieckiego bloku, który obalił komunizm, może przekształcić się w ksenofobię".

Autor artykułu zaznaczył, że "Polska nie do końca jest jak Węgry", bo - jak napisał za badaczem populizmu z Princeton University, Janem Wernerem Muellerem - "społeczeństwo obywatelskie jest bardziej żywe, gospodarka bardziej zróżnicowana i nie ma oligarchów kontrolujących media".

"W najlepszym wypadku nieliberalne reformy PiS-u mogą zostać cofnięte przez kolejną partię, która wygra wybory, ale wyznaczają one precedens - przyszłe rządy mogą powtarzać cykl nominacji do sądów i czystek. W najgorszym wypadku Polska mogłaby wejść na autorytarną ścieżkę, którą podążają Turcja i Węgry. Obecnie niewielu wydaje się to prawdopodobne, ale kiedy dochodzi do takiej zmiany, postępuje ona szybciej, niż można by się spodziewać" - ostrzegł "Economist".

Autor: PTD\mtom / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: KPRM

Tagi:
Raporty: