Burundyjczycy obok Ugandyjczyków są główną siłą kontyngentu Unii Afrykańskiej, która stara się w Somalii stawić czoła radykałom z powiązanej z Al-Kaidą grupy Al-Szebab.
Misja UA ma za zadanie uchronić przed upadkiem legalny rząd Somalii, którego władza ogranicza się de facto do kilku dzielnic stołecznego Mogadiszu.
Radykałowie już wielokrotnie grozili Burundyjczykom i Ugandyjczykom odwetem za ich zaangażowanie. W lipcu 2010 roku dowiedli, że nie rzucają słów na wiatr - w zamachu w Kampali zginęło 79 osób.
Zdrada czy opinia?
W Burundi terroryści jeszcze nie uderzyli, ale prawdopodobieństwo ataku nie jest małe. Oceną takiej ewnetualności zajmował się właśnie Kavumbagu.
W swoim artykule w internetowym portalu Net Press napisał, że jego ojczyzna nie jest w stanie sprostać niebezpieczeństwu grożącemu jej ze strony Al-Szebab.
Prokuratorzy uznali, że artykuł w takiej formie jest zdradą stanu i domagają się zamknięcia dziennikarza w więzieniu do końca jego życia. Obrońcy Kavumbagu są oburzeni.
- Według naszej wiedzy Burundi nie jest w stanie wojny z żadnym krajem, ani z żadną grupą. Kavumbagu nie popełnił przestępstwa, tylko wyraził swoją opinię - oznajmił prawnik dziennikarza, Gabriel Sinarinzi.
W obronie Kavumbagu wystąpiła też nowojorska organizacja Committee to Protect Journalists.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Burundi Tribune