Doradcy paraliżują Biały Dom?

Aktualizacja:

Zwalczają się, spierają, lekceważą kobiety i narzekają na Baracka Obamę - taki obraz doradców prezydenta USA rysuje w swojej książce amerykański dziennikarz Ron Suskind. Według niego, takie zachowania współpracowników Obamy czasem wręcz paraliżują pracę Białego Domu.

Książka nosi tytuł "Confidence Men: Wall Street, Washington and the Education of a President". Suskind - laureat nagrody Pulitzera i autor książek opisujących m.in. administrację poprzedniego prezydenta, Georga W. Busha - zbierając materiały do swojej najnowszej publikacji rozmawiał z Obamą i wieloma jego najbliższymi współpracownikami w Białym Domu.

"Gospodarka głupcze!"

Dziennikarz pisze w niej, że najbardziej zażarte spory toczyli ze sobą doradcy ekonomiczni prezydenta. M.in były dyrektor Krajowej Rady Ekonomicznej Lawrence Summers miał zwalczać próby wprowadzenia podatku od transakcji finansowych, na który namawiali Obamę inni jego współpracownicy.

Suskind cytuje nawet niepochlebne wypowiedzi Summersa na temat prezydenta. Miał on np. oświadczyć, że w Białym Domu "nikt dorosły nie rządzi" i że "Clinton nigdy nie popełniłby takich błędów (jak Obama - red.)".

Według relacji niektórych rozmówców autora, na początku prezydentury Obamy w Białym Domu lekceważono też opinie doradców-kobiet. Skarży się na to m.in. była przewodnicząca Zespołu Doradców Ekonomicznych Christina Romer.

Było - nie było?

Teraz niektórzy rozmówcy cytowani w książce wypierają się teraz tego, co mieli powiedzieć. Obecny główny doradca ekonomiczny Obamy, Gene Sperling, stwierdził, że Suskind wypacza prawdę. Jego rewelacje dementował też rzecznik Białego Domu Jay Carney.

I bez tego doradcy Obamy są na cenzurowanym, ponieważ notowania prezydenta spadają i coraz głośniej słychać głosy rozczarowania jego polityką, także na lewicy. Były strateg polityczny prezydenta Billa Clintona, James Carville, powiedział wprost, że Obama "powinien zwolnić większość swego personelu".

Inni komentatorzy przypominają z kolei, że po wyborach do Kongresu w 2010 roku, wygranych przez Republikanów, większość kluczowych osób odeszła z Białego Domu, a mimo to nadal prezydent tracił popularność.

Źródło: PAP, tvn24.pl