Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown spotkał się z przebywającym na Wyspach Dalajlamą. Duchowego przywódcy Tybetu nie przyjął jednak w w swojej oficjalnej siedzibie na Downing Street, tylko w pałacu Arcybiskupa Canterbury. -To niepotrzebna, zbyt daleko idąca ostrożność - grzmi oburzona opozycja.
Politycy z opozycji zarzucają premierowi, że boi się prowokować Chiny i stara się za wszelką cenę tego uniknąć. Były lider liberalnych demokratów Menzies Campbell powiedział, że nie widzi powodów, dla których Brown nie mógłby przyjąć tybetańskiego przywódcy na Downing Street. - Traktowanie Dalajlamy wyłącznie jako duchownego to przymykanie oczu na realia polityczne. Brown spotka się z Dalajlamą, ale tak, by przywódcy Chin nie mieli poczuli się urażeni - powiedział Campbell i dodał: - Premier ma prawo spotkać się z tym, z kim chce.
Wygnanie duchowego przywódcy
Dalajlama od 1959 roku żyje na wygnaniu w Dharamsali w Indiach. Tybet opuścił po ośmiu latach okupacji kraju przez Chiny.
W marcu br, w 49. rocznicę nieudanego powstania przeciwko chińskiemu reżimowi, w Lhasie, stolicy Tybetu doszło do ostrych zamieszek przeciwko okupantowi. W wyniku starć zginęło kilkuset Tybetańczyków.
Jednocześnie starcia zaowocowały demonstracjami poparcia dla Tybetu na całym świecie oraz licznymi wystąpieniami przeciwko Chinom. Doszło też do udanych prób zakłócenia przebiegu trasy ognia olimpijskiego w ramach nadchodzącej Olimpiady w Pekinie.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA