W niedzielę w stolicy Czech zorganizowano wielką antyrządową manifestację. Według organizatorów w Pradze zebrało się ćwierć miliona ludzi, którzy domagali się między innymi dymisji premiera Andreja Babisza. To największy protest w tym kraju od czasu aksamitnej rewolucji z 1989 roku - pisze Reuters.
Niedzielna manifestacja była kulminacją serii antyrządowych demonstracji, które trwają w Czechach od kwietnia. W Pradze - jak podają organizatorzy protestu - zebrało się około 250 tysięcy ludzi.
Demonstranci domagali się rezygnacji premiera Andreja Babisza. Szef rządu jest oskarżany o wyłudzanie unijnych dotacji i wykorzystywanie władzy do pomnażania własnego majątku.
Protestujący żądają także dymisji minister sprawiedliwości Marie Beneszovej, która została mianowana przez Babisza zaraz po tym, jak policja poleciła postawienie premierowi zarzutów. Zdaniem opozycji, tylko w ten sposób można zapewnić niezależność wymiaru sprawiedliwości w Czechach. W tłumie na praskim wzgórzu Letna widać było transparenty z napisami "zrezygnuj", "mamy dość", "nie oddamy demokracji". Powiewały także czeskie i europejskie flagi.
Największa manifestacja od 1989 roku
W ocenie agencji CTK niedzielna demonstracja antyrządowa zgromadziła najwięcej ludzi od upadku komunizmu w 1989 roku. W listopadzie tamtego roku na tym samym wzgórzu demonstrowało wówczas nawet 800 tysięcy osób. Za największą demonstrację w późniejszych latach uchodził dotąd protest związków zawodowych z kwietnia 2012 roku, w którym zdaniem organizatorów uczestniczyło 150 tysięcy, a zdaniem policji 90 tysięcy osób. Na niedzielną demonstrację dotarli nie tylko mieszkańcy Pragi, ale także przybysze z wielu regionów i miast Czech. Wielu z nich miało transparenty wskazujące na to, skąd przyjechali. W reakcji na zainteresowanie protestem kolej i przewoźnicy autobusowi wzmocnili połączenia do i z Pragi.
Protest przebiegł bez incydentów, jednak ratownicy medyczni musieli pomagać przy kilkudziesięciu przypadkach omdleń związanych z panującymi w Pradze upałami. Policja zamknęła ruch na kilku ulicach prowadzących na wzgórze. Wstrzymano też funkcjonowanie pobliskich stacji metra: Vltavska i Hradczanska.
"Nasz kraj ma wiele problemów, a rząd ich nie rozwiązuje"
Protest rozpoczął się od przypomnienia słów pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasza Masaryka, który mówił, że nie można rozróżniać między moralnością małą i dużą, a człowiek, który kłamie i oszukuje w życiu publicznym, postępuje tak samo w życiu prywatnym.
Ze sceny do tysięcy demonstrantów przemawiali aktorzy i publicyści. Pojawili się też przedstawiciele związków rolniczych, którzy specjalnie przyjechali do Pragi. Nie było wystąpień czynnych polityków, a przedstawiciele organizacji "Miliona chwil dla demokracji", inicjatora protestów, zapewnili, że nie zamierzają zakładać partii politycznej.
- Nasz kraj ma wiele problemów, a rząd ich nie rozwiązuje. Nie rozwiązuje ich, ponieważ jedynym zmartwieniem premiera jest to, jak uwolnić się od własnych problemów - powiedziała ze sceny w centrum Pragi jedna z organizatorek protestu. - Niedopuszczalne jest, aby nasz premier był osobą objętą śledztwem kryminalnym - dodała.
Na zakończenie demonstracji organizatorzy apelowali o codzienną pracę nad zmianami w kraju, o rozmawianie na ten temat z przyjaciółmi i znajomymi. Zapowiedzieli, że w okresie wakacyjnym "Milion chwil dla demokracji" nie planuje żadnych demonstracji i protestów. Prosili jednak o gotowość do udziału w ewentualnych akcjach, gdyby doszło do "poważnego naruszenia zasad demokracji". Zapowiedzieli także demonstrację na 16 listopada, w przeddzień 30. rocznicy masakry studentów w listopadzie 1989 roku, która zapoczątkowała tzw. aksamitną rewolucję i doprowadziła do obalenia komunizmu w Czechosłowacji.
Audyt Komisji Europejskiej
Protesty w Czechach nasiliły się po ujawnieniu przez Komisję Europejską wstępnej treści audytu w sprawie zarzutów wobec Babisza. Dotyczą one rzekomego wpływu czeskiego premiera na zarządzanie koncernem Agrofert, który stworzył i w roku 2017 przekazał do funduszu powierniczego.
Z dokumentu Komisji wynika, że szef czeskiego rządu jest w poważnym konflikcie interesów. Jeżeli zarzuty Komisji potwierdzą się, Czechy będą musiały zwrócić do unijnej kasy prawie 18 milionów euro. Agrofert jest największym podmiotem gospodarczym w czeskim sektorze rolnym i tamtejszym przemyśle spożywczym, a drugim co do wielkości w czeskim przemyśle chemicznym. Jest ponadto bardzo mocno zaangażowany kapitałowo w media i w gospodarkę leśną. W roku 2017 zatrudniał łącznie około 33 tys. ludzi, z tego 22 tys. w Czechach.
Babisz był właścicielem wszystkich akcji holdingu do lutego 2017 roku, kiedy to kierując się przepisami ustawy o konflikcie interesów, przekazał je w całości funduszom powierniczym, zasiada w nich jednak m.in. jego żona.
W 2018 roku unijne przepisy zaostrzyły definicję pojęcia konfliktu interesów w odniesieniu do członków rządów.
Premier odpiera zarzuty
W przesłanym agencji CTK oświadczeniu Babisz odrzucił zarzuty dotyczące wpływania na niezależność wymiaru sprawiedliwości przez niego lub jego rząd. Ocenił, że 30 lat po rewolucyjnych zmianach z 1989 r. ludzie mogą swobodnie protestować i wyrażać poglądy. "Korowód ludzi mówił o niezależności wymiaru sprawiedliwości, mnie wysyłali do kryminału, a naszego prezydenta (Milosza Zemana - red.) do grobu, wzywali do nacjonalizacji prywatnych spółek. To nieprawdopodobne. Takie poglądy mogą w demokracji pobrzmiewać, ale normalny człowiek ma prawo myśleć, co chce" – napisał premier. Przed rozpoczęciem demonstracji w niedzielę mówił, że nie rozumie jej powodów, ponieważ i on i minister sprawiedliwości Beneszova zrobili wszystko, co w ich mocy, by zapewnić niezależność wymiaru sprawiedliwości.
Autor: momo//kg / Źródło: reuters, pap