Cisza przed burzą. Merkel i Kerry nie przywieźli pokoju


Rozpoczęcie nowej ofensywy rosyjskiej na Ukrainie zależy od czynników militarnych i politycznych. Jeśli chodzi o te pierwsze, wszystko jest już niemal gotowe. Jeśli chodzi o drugie, kluczowe miały być wizyty w Rosji Angeli Merkel (10 maja) i Johna Kerry'ego (12 maja).

Porozumienie Mińsk-2 pozwoliło Rosji i rebeliantom umocnić zdobycze poczynione w czasie kampanii zimowej. Trzy miesiące pauzy w większych działaniach bojowych wykorzystała też Ukraina. Zachód zaś w tym czasie właściwie ani na jotę nie zmienił stanowiska wobec konfliktu – z jednej strony utrzymuje sankcje, z drugiej nie spieszy się do militarnego wzmocnienia Kijowa.

CO OPÓŹNIAŁO OFENSYWĘ W DONBASIE

Ofensywa?

Czy i kiedy ruszy nowa ofensywa w Donbasie? Odpowiedź na to pytanie właściwie jest taka sama, jak na jesieni, po pierwszym mińskim rozejmie. Władimir Putin da sygnał do ataku, gdy będzie przekonany, że możliwy jest Mińsk-3, że znów można powtórzyć scenariusz z poprzednich „gorących” faz konfliktu. Czyli, że Zachód nie nałoży nowych sankcji, nie pomoże militarnie Ukrainie, ale będzie dążył do jak najszybszego wstrzymania ognia i negocjacji. W stolicy Białorusi zapewne. Pomysł Kremla na wojnę? Raczej ograniczona terytorialnie, z celami taktycznymi i towarzysząca temu ofensywa dyplomatyczna.

W Kijowie zdają sobie sprawę, że nie mają szans pokonać Rosji militarnie. Można odnieść sukces tylko środkami politycznymi. Dlatego najważniejsze, to pokazać, że atak byłby dla Moskwy bardzo kosztowny zarówno militarnie, jak i politycznie. Dlatego tak ważne jest z punktu widzenia Ukrainy poparcie Zachodu i jego jedność w tej kwestii. Sądząc po rezultatach wizyt w Rosji kanclerz Niemiec i sekretarza stanu USA, Kijów na razie nie musi się o to martwić.

Merkel w Moskwie

Kanclerz Niemiec przyleciała do Rosji 10 maja, dzień po defiladzie na pl. Czerwonym. Jednak Merkel przyleciała nie po to, by świętować rocznicę zakończenia wojny światowej, leczy by dowiedzieć się, jakie stanowisko ws. Ukrainy zajmuje dziś Putin. Sądząc po przebiegu spotkania i komentarzach po nim, nic przełomowego spotkanie nie przyniosło. Było spięcie na temat oceny paktu Ribbentrop-Mołotow, Putin miał wyliczać koszty sankcji, a potem był „dyplomatyczny optymizm” - ale tylko z jednej strony. To Putin powiedział, że proces pokojowy na wschodzie Ukrainy notuje postęp, pomimo trudności.

Trzy dni później Merkel rozmawiała zapewne o tym właśnie z Petrem Poroszenką. Przekaz po spotkaniu w Berlinie jest jednoznaczny: Niemcy nadal popierają Ukrainę, a „zawieszenie broni nie jest jeszcze w pełni przestrzegane”.

Merkel bez nici porozumienia z Putinem
Merkel bez nici porozumienia z PutinemTVN 24

Kerry w Soczi

Kreml zapewne wiele obiecywał sobie po wizycie Johna Kerry'ego, który przyleciał do Soczi trzy dni po wizycie Merkel. Były cztery godzin rozmowy z Putinem, były cztery godziny z Ławrowem. Ciekawa jest różnica w ocenie tych spotkań przez stronę rosyjską i amerykańską.

Ławrow mówił o „cudownych” rozmowach, a dziennik „Kommiersant” napisał, że „rosyjscy negocjatorzy utrzymują, że radykalnie zmienił się ton kolegów, a przede wszystkim samego Kerry'ego”. Informatorzy gazety mieli mówić, że Amerykanin „oświadczył, iż teraz wszyscy w Białym Domu rozumieją, że 'Libia - to katastrofalny błąd'. I, że 'Syria - to katastrofalny błąd'.” Więcej nawet, szef dyplomacji USA miał wspomnieć o zniesieniu sankcji. A to Ławrow – jak pisał „Kommiersant” - zajmował pryncypialne stanowisko, nie ulegając prośbom "petenta Kerry'ego” („Odpowiedziano mu, że Rosja nie będzie uczestniczyć w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jakie sankcje i pod jakim pretekstem można uchylić, gdyż to nie ona je wprowadzała”). Także niemiecki „Süddeutsche Zeitung” napisał, że wizyta sekretarza stanu w Rosji - pierwsza od wybuchu kryzysu na Ukrainie - świadczy o „ostrożnym zbliżeniu” między USA a Rosją.

Techniczny dialog, nie odwilż

Rzecz jasna, żadnego ocieplenia na linii Waszyngton – Moskwa nie było, bo i być nie mogło. Wizyta w Soczi miała bowiem na celu raczej ustalenie kanału dialogu w rodzaju tego, który działał za czasów zimnej wojny. W najlepszym razie będzie więc tylko zamrożenie obecnej sytuacji. Celem Zachodu i Ukrainy jest niedopuszczenie do nowej „gorącej” fazy wojny. Tym należy tłumaczyć przyjazdy Merkel i Kerry'ego do Rosji. Wynikało to z obaw przed nieprzewidywalnością Putina, zwłaszcza po pokazie siły 9 maja i „marcowej absencji” prezydenta Rosji.

Rosyjskie i część zachodnich mediów mogą pisać o prośbach Kerry'ego o pomoc Moskwy np. w sprawie Iranu czy Syrii, ale w rzeczywistości Amerykanie mogą rozwiązywać problemy na Bliskim Wschodzie bez udziału Rosji. Zresztą sami widzą, jak Moskwa „pomaga”, choćby w sprawie Iranu. Gdy tylko doszło do zawarcia wstępnego porozumienia Zachodu z Teheranem w sprawie programu atomowego, Putin dał zielone światło dla sprzedaży Irańczykom systemów przeciwlotniczych. USA nie liczą wcale na pomoc Kremla w rozwiązywaniu problemów Iranu czy Syrii, bo widać wyraźnie, że interesy Ameryki i Rosji na Bliskim Wschodzie są sprzeczne.

„Moment krytyczny”

Z Soczi Kerry udał się do tureckiej Antalyi na spotkanie szefów dyplomacji państw NATO. Przed plenarnymi obradami miał krótkie spotkanie z kolegami, na którym poinformował o wynikach rozmów z Putinem i Ławrowem. Po czym do dziennikarzy wyszedł sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg i z jego krótkich wypowiedzi wynikało jedno: w relacjach z Rosją nic się nie zmieniło.

- Nic nie może usprawiedliwić działań Rosji w stosunku do sąsiadów – na Ukrainie, na Krymie, w Abchazji – stwierdził zaś szef MSZ Turcji. Sam Kerry powiedział, że nastał „krytyczny moment”, kiedy Rosja i prorosyjscy separatyści powinni wypełnić pokojowe porozumienie. Zaznaczył, że sankcje będą utrzymane, dopóki mińskie porozumienie nie zostanie w pełni wprowadzone w życie.

Czekając na wojnę

Stoltenberg jeszcze przed przylotem do Antalyi oświadczył, że „na wschodniej Ukrainie Rosja i separatyści mają teraz możliwości pozwalające im rozpocząć nowe ataki w krótkim czasie”. Według niego sytuacja w Donbasie idzie „w złym kierunku”. - W minionych tygodniach i miesiącach obserwowaliśmy bezustanne wsparcie Rosji udzielane separatystom, w postaci ciężkiego uzbrojenia, artylerii, zaawansowanych systemów broni przeciwlotniczej, szkoleń, ale także ludzi – ostrzegał 11 maja sekretarz generalny NATO.

Także amerykański sekretarz obrony Ashton Carter kilka dni wcześniej twierdził, że separatyści, którzy okupują Donieck i Ługańsk, przygotowują się na kolejną sekwencję działań militarnych sprzecznych z porozumieniami z Mińska. - Sytuacja zmienia się oczywiście każdego dnia, ale polegamy na informacjach od NATO, a ta informacja jest taka, że w rzeczywistości mińskie porozumienie już nie działa – to z kolei słowa prezydent Litwy Dalii Grybauskaite.

Znaleźć pretekst

Trudno będzie zapobiec wojnie, skoro obie strony zupełnie inaczej postrzegają problem wypełniania porozumień mińskich. Wszyscy uczestnicy procesu zgadzają się, że ustalenia ze stolicy Białorusi nie są w pełni realizowane. Tyle, że Kijów i Zachód wskazuje na ciągłe militarne zaczepki ze strony rebeliantów, na obecność ciężkiej artylerii, która miała być wycofana, na zaangażowanie Rosjan. Rosja zaś naciska na nadanie przez Kijów „republikom ludowym” formalnej autonomii i wzięcie na siebie ciężaru ekonomicznego utrzymania obszarów okupowanych.

Jeśli więc dla Merkel i Kerry'ego celem wizyt w Rosji było poznanie obecnego stanowiska Putina i budowa kanałów łączności, to dla Kremla może to być polityczny wstęp do nowej fazy wojny. Nie chodziło w nich o znalezienie kompromisu, a o usprawiedliwienie agresji.

Wszystko jest już gotowe do rozpoczęcia scenariusza wojennego. Ale Putin musi mieć mocny powód do wojny i zerwania Mińska-2 – aby nie uderzono w niego znów sankcjami. Niestety, prowokacja może być nadzwyczaj krwawa, a ofiarą będą zapewne cywile. Pytanie, czy takim balonem próbnym nie było oskarżenie przez Rosjan sił ukraińskich, że to one ostrzelały z gradów Donieck w nocy z 2 na 3 maja? Z kolei 5 maja Ławrow oskarżył „kogoś w UE” o to, że działa przeciwko zawieszeniu broni. – Sądząc po pewnych oznakach, ktoś w Unii Europejskiej chce, żeby UE pozwoliła ukraińskiemu rządowi nie wprowadzać w życie porozumień mińskich – powiedział Ławrow po rozmowach z szefem MSZ Austrii.

Dlaczego jednak w ogóle Rosja miałaby znów sięgnąć po militarne rozwiązania? Co powoduje, że prawdopodobieństwo wybuchu ciężkich walk wzrasta z każdym dniem?

Putin pod ścianą

Wbrew temu, co twierdzą niektórzy komentatorzy i politycy, „zamrażanie” konfliktu w Donbasie jest dla Rosji niekorzystne. Chodzi nie tylko o kwestie ekonomiczne (gigantyczne wydatki na najemników, broń, ale też zapobieganie zupełnej humanitarnej katastrofie w okupowanej części Ukrainy), lecz przede wszystkim o cel: wojna toczy się nie o kilka wschodnich obwodów, ale o zmianę władzy w Kijowie.

Sytuacja polityczna w Kijowie – wciąż stabilna mimo pewnych problemów – oraz socjalno-ekonomiczny upadek w Donbasie nie mogą zadowolić Kremla. Putin miał nadzieję, że konflikt Poroszenki z Ihorem Kołomojskim doprowadzi do głębokiego kryzysu na Ukrainie. Konflikt prezydenta-oligarchy z gubernatorem-oligarchą wyglądał z rosyjskiego punktu widzenia niezwykle obiecująco. Oto wydawało się, że wreszcie spełniają się ostrzeżenia i nadzieje Rosji, że osłabieni wojną i kryzysem Ukraińcy sami zaczną sobie skakać do oczu. Że będzie „trzeci Majdan”.

Coraz gorzej wygląda sytuacja w samych „republikach ludowych”. Rebelianci nie są w stanie administrować skutecznie tymi „państwami”. Są one bowiem stworzone do wojny, a nie pokojowego funkcjonowania. Kijów nie zamierza finansować w żaden sposób okupowanej części Donbasu, a dla Rosji to ogromny ciężar. Obecna tymczasowość polityczna i ekonomiczna jest na dłuższą metę nie do utrzymania. A Ukraińcy też nie myślą nadać autonomii i praw zgodnie z porozumieniem lutowym. W połowie marca Rada Najwyższa ustaliła, że wprowadzenie „specjalnej lokalnej samorządności w kontrolowanych przez rebeliantów częściach Donbasu” (formuła będąca pośrednim zalegalizowaniem rebelii) nastąpi dopiero po nowych lokalnych wyborach – uwaga - zgodnych z ukraińskim prawem. W innej rezolucji parlament ogłosił tę część Donbasu „czasowo okupowanym terytorium”.

Zamrożenie konfliktu nie jest dobre dla całej rosyjskiej gospodarki. Trzeba utrzymywać „Noworosję” i zwiększone siły wojska w tym rejonie, a sankcje zachodnie i tak będą działały. 21 kwietnia Miedwiediew powiedział w Dumie, że w 2014 roku sankcje kosztowały Rosję ok. 25 mld euro (27 mld USD), czyli 1,5 proc. PKB. W 2015 roku „straty mogą być kilka razy większe”.

Cele ofensywy

Kolejna eskalacja walk miałaby Putinowi umożliwić realizację celów zarówno zewnętrznych (wobec Ukrainy), jak i wewnętrznych.

Zadając militarne ciosy Ukraińcom w Donbasie Moskwa chce wywołać kryzys w Kijowie, sprowokować rozpad koalicji i może nawet zmianę reżimu. Ale dotychczas się to nie udaje. Choć kilka razy mogło się wydawać, że jest o krok. Przecież kilka razy było naprawdę gorąco na linii ochotnicze formacje – generałowie, mówiło się o utworzeniu „równoległego” Sztabu Generalnego. Potem był konflikt z Kołomojskim. Teraz nie wiadomo, co będzie z Firtaszem.

Dlatego najbardziej prawdopodobny byłby wariant z serią taktycznych uderzeń w siły ATO (najlepiej z zamykaniem Ukraińców w kotłach) aby zmusić Kijów do kapitulacji i zmienić władze Ukrainy lub wymusić na Ukraińcach utrzymywanie Donbasu i reformę konstytucji na warunkach rosyjskich. Putin liczy na to, że w wypadku kryzysu Poroszenko przestraszony możliwością dojścia do władzy radykałów, pójdzie na ustępstwa wobec Rosji. Radykalizacja ekipy rządzącej w Kijowie też zresztą będzie dla Moskwy korzystna.

Nie mniej ważny jest wewnątrzrosyjski aspekt konfliktu z Ukrainą. Ponad 80 proc. Rosjan popiera Putina i jego politykę konfrontacji z Zachodem, mimo kryzysu finansowego i ekonomicznego, dewaluacji rubla i rosnącej inflacji. To poparcie to reakcja na rzekome zagrożenie zewnętrzne, to typowe w takich sytuacjach skupianie się ludu wokół przywódcy. Zamrożenie konfliktu w Donbasie, odwilż w relacjach z Ukrainą i Zachodem, powolny powrót państwa rosyjskiego na tory pokojowej polityki to nieuchronne dla Putina zmierzenie się twarzą w twarz z kłopotami wewnętrznymi. Kryzys może odbić się na jego popularności, którą budował jako „wódz naczelny”, a nie nudny biurokratyczny prezydent czasów pokoju. Kampanie przed wyborami do Dumy (2016) i prezydenckimi (2018) mogą być groźnym dla reżimu momentem, gdy protesty społeczne nabiorą politycznego zabarwienia.

To kontynuacja wojny w Donbasie pozwoli utrzymać wysoki poziom mobilizacji Rosjan i zachować Putinowi popularność. Zewnętrzny wróg i walka z nim pozwalają przejść do porządku dziennego nad trudnościami dnia codziennego. W takiej sytuacji mało też prawdopodobne są masowe protesty. Mówiąc krótko: wojna z Ukrainą to rodzaj polisy ubezpieczeniowej Putina. Tylko konflikt zewnętrzny pozwoli mu w miarę spokojnie dotrwać do wyborów 2016 i 2018 oraz zapewnić reelekcję.

Jałta-2?

Jest też trzeci, strategiczny cel przyświecający polityce Putina – i to od dawna, postawiony na długo przed atakiem na Ukrainę. Gdy okazało się, że budowa „wspólnego europejskiego domu” (kadencja Dmitrija Miedwiediewa, rosyjsko-niemieckie „memorandum merseberskie”) nie wyjdzie, Kreml oferuje nowy podział kontynentu. Ukraina miałaby być pierwszym przykładem, początkiem tego procesu. Ukraina w strefie wpływów Moskwy. Czy można sobie wyobrazić, że okupowana część Donbasu wraca pod kontrolę Kijowa, kontrolę faktyczną, a nie papierową? Oczywiście, że tak. Pod warunkiem, że w Kijowie będzie rządziła ekipa prorosyjska i antyzachodnia.

Po porozumieniu Mińsk-2 Rosja zaczęła formułować – wciąż oczywiście nieoficjalnie – bazowe warunku politycznego zakończenia konfliktu na Ukrainie. Niecałe dwa tygodnie po szczycie w stolicy Białorusi, Siergiej Naryszkin, przewodniczący Dumy, były kagiebista zaliczany do „jastrzębi” w otoczeniu Putina, bardzo chwalił konferencję w Jałcie w lutym 1945 jako wyraz mądrości i kompromisu liderów Zachodu i Stalina, który dał Europie ponad pół wieku „pokoju”.

Putin chce od Zachodu uznania strefy interesów Kremla i specjalnych praw Rosji nie tylko na Ukrainie, ale w całym byłym ZSRR. Ale to nie wszystko. Temu towarzyszy remilitaryzacja Rosji przy jednoczesnej demilitaryzacji Europy. Europy bez amerykańskiej obecności wojskowej, a jeszcze lepiej, bez politycznej. Choć Moskwa wie, że i tak głównym partnerem do rozmów jest Ameryka, to prowadzi dwutorową politykę wobec Zachodu. Z jednej strony jest „otwarta” na powrót do dobrych relacji z UE, z drugiej – atakuje USA, sugerując, że to Amerykanie wbijają klin między Rosją a Europę. Choć w rzeczywistości to Moskwa chciałaby wbić klin między Europą a Amerykę i zniszczyć partnerstwo euroatlantyckie. Cóż z tego, że Kerry rozmawiał w sumie osiem godzin z Putinem i Ławrowem? 24 kwietnia szef GRU gen. Igor Siergun twierdził, że USA szykują się do wysłania żołnierzy na stałej lub tymczasowej zasadzie do ponad 100 krajów na świecie. Niezwykle ostre ataki przypuścili też inni uczestnicy Międzynarodowej Konferencji Bezpieczeństwa w Moskwie, gen. Andriej Kartapołow i gen. Anatolij Sidorow (dowódca Zachodniego Okręgu Wojskowego). Jeszcze pod koniec marca Rada Bezpieczeństwa FR ostrzegła, że USA mogą próbować wywołać „kolorową rewolucję” w Rosji.

Rosja chciałaby, żeby partnerstwo euroatlantyckie zastąpione zostało partnerstwem euroazjatyckim – czyli słynne „od Lizbony do Władywostoku”. Obecna „miłość” na linii Moskwa – Pekin nie przyniesie w dłuższej perspektywie nic dobrego Rosjanom. I zdaje sobie z tego sprawę otoczenie Putina. To Europa jest dla Rosji lepszym wariantem, a obecna polityka rosyjska wobec Chin to raczej karta w grze z Zachodem, a zarazem element wewnętrznej propagandy reżimu.

Format normandzki zamiast UE

Moskwa chciałaby zapewne traktować Ukrainę jako laboratorium nowego modelu europejskiego. „Format normandzki” jest niczym innym, jak obejściem instytucji UE i NATO w rozmowach o ważnym elemencie bezpieczeństwa w Europie. Jak działa „format normandzki”? Moskwa i Berlin coś ustalają (na ogół z inicjatywą wychodzi Rosja), potem Paryż to „konsultuje”, oczywiście bez zastrzeżeń, a na koniec tak przygotowana oferta zostaje przedstawiona Ukrainie. Nie powinna mylić sekwencja spotkań – było już kilka takich podróży Merkel i Steinmeiera, gdy najpierw byli w Kijowie, a potem w Moskwie. W rzeczywistości był to już etap przedstawienia oferty Ukrainie, a potem już tylko wyjazd do Rosji aby ją poinformować o tym.

Pod koniec kwietnia zachodnia prasa pisała, że rządy Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii naciskają na Kijów, żeby realizował porozumienie mińskie, by nie dawać Putinowi pretekstu do eskalacji konfliktu. Niemcy niezmiennie deklarują poparcie dla Ukrainy, ale jednocześnie zakulisowo naciskają na Kijów, by poszedł na pewne ustępstwa wobec Rosji. Przed niedawną wizytą Poroszenki w Berlinie, pełnomocnik rządu Niemiec ds. kontaktów z Rosją Gernot Erler powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że „pojawiły się wątpliwości co do tego, czy Ukraina zamierza wypełnić wszystkie 13 punktów porozumienia” z Mińska.

W lutym w Mińsku ustalono też dopuszczenie Rosji do procesu decyzyjnego ws. umowy handlowej UE-Ukraina i proces dwustronny zmienił się w trójstronny. To przykład decyzji podjętej przez Berlin, a odnoszącej się do całej Unii.

Niemcy chcą uwzględnienia zastrzeżeń Rosji do umowy handlowej UE-Ukraina. Minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier napisał w tej sprawie list do szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Pismo wyciekło do mediów i można w nim przeczytać m.in., że „ekonomicznej stabilności Ukrainy nie da się osiągnąć bez udziału Rosji. Steinmeier oczekuje od Brukseli szybkiego rozwiania obaw Moskwy związanych z umową o wolnym handlu.

Już raz, z powodu protestów rosyjskich, wprowadzenie umowy w życie zostało przełożone do 1 stycznia 2016. Ale słychać, że Moskwa chce, aby ten termin przesunąć co najmniej do 1 stycznia 2017. Takie żądanie rosyjscy eksperci mieli przedstawić w czasie trójstronnych konsultacji UE-Ukraina-Rosja pod koniec kwietnia. Oficjalnie potwierdził to ambasador Rosji przy UE 5 maja. Władimir Cziżow poprosił o opóźnienie realizacji umowy unijno-ukraińskiej do stycznia 2017.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: mil.ru

Tagi:
Raporty: