Papież Franciszek przebywał w szpitalu 37 dni. Trafił tam 14 lutego, bo zmagał się z infekcją dróg oddechowych. Po kilku dniach stan papieża pogorszył się, zdiagnozowano u niego obustronne zapalenie płuc. Lekarze informowali o kolejnych kryzysach oddechowych, a jego stan uznawali za krytyczny. 10 marca sytuacja się jednak poprawiła i ostatecznie w ostatnią niedzielę papież opuścił rzymską Poliklinikę Gemelli i wrócił do Watykanu. Na razie nie wiadomo, w jakim stopniu wznowi aktywność.
W rozmowie z "Corriere della Sera" o pobycie papieża w szpitalu opowiedział profesor Sergio Alfieri, szef zespołu medycznego, który opiekował się Franciszkiem. Przyznał, że w najtrudniejszym momencie widział łzy w oczach osób, które były wtedy przy papieżu. - Byliśmy wszyscy świadomi, że sytuacja jeszcze się pogorszyła i że jest ryzyko, że może nie dać rady - wspominał.
Jak relacjonował, papież zachęcał lekarzy, by się nie poddawać. - I tak myśleliśmy także my wszyscy i nikt się nie poddał - podkreślił lekarz. Wyjaśnił, że Franciszek był cały czas przytomny.
CZYTAJ: Stracone szanse pontyfikatu Franciszka
"Straszny wieczór"
Wspominając moment największego kryzysu oddechowego, Alfieri przyznał, że "tamten wieczór był straszny". Papież "wiedział, tak jak my, że może nie przeżyć nocy". - On od pierwszego dnia prosił nas, by mówić mu prawdę i chciał, byśmy przekazywali prawdę na temat jego stanu - relacjonował lekarz. Zapewnił: - Nic nie zostało (pod tym względem) zmienione ani pominięte.
Opowiedział także: - Przez wiele dni było ryzyko uszkodzenia nerek i szpiku, ale działaliśmy dalej, a potem organizm dobrze zareagował na kurację, zaś infekcja płucna zmniejszyła się. Jak przypomniał, nastąpił jednak też drugi kryzys oddechowy. - To było straszne, myśleliśmy, że nie przeżyje - przyznał. Franciszek "cały czas zdawał sobie sprawę ze wszystkiego". - Sądzę, że ta świadomość przyczyniła się do utrzymania go przy życiu" - ocenił profesor Alfieri.
Głowa 50-latka i wieczór z pizzą
Jego zdaniem papież ma zmęczony organizm, ale "głowę 50-latka".
- Pokazał to także w ostatnim tygodniu pobytu w szpitalu. Kiedy tylko zaczął czuć się lepiej, prosił o to, by mógł przejść się po oddziale. I był też wieczór z pizzą. Dał pieniądze jednemu ze swoich współpracowników i zaoferował pizzę osobom, które tego dnia się nim opiekowały - powiedział. Zapewnił, że stan zdrowia papieża cały czas się poprawiał, aż wreszcie któregoś dnia usłyszał od niego: - Żyję dalej. Kiedy wracamy do domu?.
Autorka/Autor: kg
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: GIUSEPPE LAMI/PAP/EPA