Chińskie MSZ zaprzeczyło, jakoby produkowane w Chinach pociski przeciwlotnicze odpalane z ręcznych wyrzutni dostały się w ręce bojowników w Iraku i Syrii. Pekin powołuje się na swe rygorystyczne kontrole eksportu broni. W sieci jest jednak wiele nagrań na których wyraźnie widać rebeliantów z chińskim uzbrojeniem.
Organizacja Small Arms Survey z siedzibą w Genewie twierdzi, że zbrojne ugrupowania w Iraku i Syrii od 2011 roku dysponują rosyjskimi i chińskimi ręcznymi wyrzutniami rakiet przeciwlotniczych. Według analityków broń ta została zagrabiona w Libii, bądź "dostała się w ręce bojowników w inny sposób" i stanowi poważne zagrożenie dla lotnictwa cywilnego. Rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei oświadczył, że raport Small Arms Survey zawiera nieprawdziwe informacje. - Chiny nie eksportują broni do podmiotów niepaństwowych ani do krajów objętych embargiem na broń w ramach sankcji nałożonych przez Radę Bezpieczeństwa ONZ - powiedział.
Dowody w internecie
W sieci można jednak z łatwością znaleźć szereg nagrań sięgających początku 2013 roku, na których wyraźnie widać syryjskich rebeliantów z chińskimi wyrzutniami FN-6. Na wideo udokumentowano zestrzelenie przy ich pomocy co najmniej dwóch śmigłowców i myśliwca.
Nie wiadomo skąd rebelianci mogliby mieć chińskie rakiety. Na pewno nie zdobyli ich na siłach rządowych, tak jak mogło być w przypadku rakiet radzieckich i rosyjskich. "The New York Times" sugerował w 2013 roku, że FN-6 mogły zostać wysłane rebeliantom z Sudanu, wraz z innym uzbrojeniem produkcji chińskiej.
Sprzedaż ręcznych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych (określane też anglojęzycznym akronimem MANPADS) jest teoretycznie pod ścisłym nadzorem międzynarodowym i silnie ograniczona. Wszystko z obawy, aby taka broń nie dostała się w ręce terrorystów, którzy mogliby jej użyć przeciwko samolotom cywilnym.
Autor: mk//gak / Źródło: PAP, Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Youtube | Free Syrian Army