Chaos w Montrealu. Studenci nie chcą podwyżek opłat


Kamienie, donice i kawałki płyt chodnikowych poszły w ruch w Montrealu, gdzie grupa studentów chciała zablokować przemówienie premiera Jeana Charesta. Część z nich starła się potem z policją, która użyła gumowych kul i gazu łzawiącego. Powodem są planowane podwyżki opłat za studia.

Do masowych protestów doszło w piątek, gdy studenci usiłowali wedrzeć się do centrum konferencyjnego, gdzie z przemówieniem wystąpić miał premier Kanady, Jean Charest. Studenci zdołali opóźnić je o 45 minut. Z budynku siłą usunęła ich policja.

Protest przerodził się w bijatykę z policją. Ta użyła gumowych kul i gazu łzawiącego, by powstrzymać demonstrujących. Co najmniej sześć osób zostało rannych.

Zamiast studiów - praca w kopalni?

Powodem niezadowolenia są wyższe opłaty za studia, ale też ogólny kierunek zmian w prowincji Quebec. - Chcemy Quebecu z dostępem do edukacji, Quebecu szanującego sprawiedliwość społeczną, a nie Quebecu, w którym sprzedajemy się firmom wydobywczym - mówił jeden z organizatorów protestu, Gabriel Nadeau-Dubois, z C.L.A.S.S.E., skupiającej kilka mniejszych organizacji studenckich.

Premier w przemówieniu powiedział jednak, że nie wycofa się z projektu podwyżek opłat za studia, które w ciągu najbliższych pięciu lat mają wzrosnąć o 75 proc. Żartował też ze studentów, mówiąc, że może zaoferować im pracę "tak daleko na północy, jak to tylko możliwe". Powiedział też, że nie będzie negocjował z C.L.A.S.S.E., która używa w swoich protestach przemocy. Studenci nie chcą jednak odpuścić. - Jeśli rząd nie będzie chciał z nami rozmawiać, zobaczy, na co nas stać - zapowiadają.

Źródło: APTN