W ciągu ostatnich 48 godzin w Argentynie doszło do masowych rabunków w supermarketach. Źródła rządowe twierdzą, że inspiratorami tych wydarzeń są przywódca związku kierowców ciężarówek i kilku polityków opozycyjnych zainteresowanych destabilizacją kraju.
W co najmniej pięciu argentyńskich miastach w czwartek i piątek obrabowano kilka supermarketów i wiele sklepów. Interweniowała policja i żandarmeria, a bilans tych wydarzeń to dwie osoby zabite, 45 rannych, w tym 25 policjantów, i 193 osoby aresztowane.
Rabunki w kilku miastach
Fala rabunków w różnych miastach Argentyny zaczęła się, gdy w czwartek rano około stu osób wtargnęło kolejno do dwóch supermarketów w Bariloche, położonym w Patagonii, 1500 km na południe od Buenos Aires głównym argentyńskim ośrodku sportów zimowych. Rabowano głównie sprzęt gospodarstwa domowego, telewizory, rowery, odzież. W Bariloche na prośbę gubernatora prowincji Rio Negro interweniował 400-osobowy oddział żandarmerii i miejscowa policja.
Tego samego dnia i w piątek zorganizowane rabunki w supermarketach i sklepach powtórzyły się w różnych punktach Argentyny, m.in. w kilku miastach prowincji Buenos Aires, a także w w mieście Resistencia w prowincji Chaco, odległym o 1015 km od stolicy.
W Resistencii siedmiu członków różnych opozycyjnych ugrupowań politycznych, którzy uczestniczyli w demonstracji w centrum miasta, wtargnęło wieczorem do dyskoteki i zrabowało tam część zapasów alkoholu.
Winna bieda, czy walka polityczna?
Bardziej dramatyczny przebieg miała podjęta przez 40-osobową grupę napastników próba obrabowania stoisk supermarketu prowadzonego przez chińskich kupców w mieście Rosario. Niektórzy z nich w obronie swego towaru sięgnęli po broń palną i noże, zabijając jednego i raniąc kilku napastników.
Argentyńskie media opozycyjne przedstawiają te napady na supermarkety i sklepy jako skutek desperacji ubożejącej ludności argentyńskiej w związku z wysoką inflacja, która po 10 latach dynamicznej ekspansji gospodarki osiągnęła w tym roku 22,8 proc.
Przedstawiciele rządu argentyńskiego sugerują, że wydarzenia ostatnich dwóch dni były inspirowane przez przeciwników politycznych rządu pani prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner. Wskazuje się m.in. na wpływowego i ambitnego lidera peronistowskiego związku kierowców ciężarówek Hugo Moyano, który ma dalekosiężne plany polityczne.
- Nieprzypadkowo do wydarzeń tych doszło w 11. rocznicę dramatycznych protestów społecznych, polegających m.in. na rabowaniu (supermarketów). Doprowadziły one do upadku rządu ówczesnego prezydenta Fernando del la Rua, który złożył dymisję 20 grudnia 2001 roku - mówi Juan Manuel Abal Medina, szef gabinetu prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner.
11 lat temu jedli...
Obecne wydarzenia mają odmienny charakter, niż te sprzed 11 lat. Wtedy, w czasie największego w historii Argentyny kryzysu gospodarczego, gdy banki zawiesiły wypłaty z kont, zaczęło się od tego, że tysiące głodnych ludzi przychodziły do supermarketów, aby się za darmo najeść. Zapełniali cały wielki sklep i po prostu jedli, na ogół nic nie wynosząc.
Właściciele supermarketów albo nie wzywali policji, albo ta, wezwana, często po prostu nie podejmowała interwencji.
Według ekonomistów z Argentyńskiego Uniwersytetu Katolickiego w Buenos Aires obecny problem Argentyny polega na nagłym rozpętaniu się inflacji, jednak sytuacja nie przypomina tej sprzed 11 lat.
Wybitny argentyński ekonomista, obecny ambasador w Paryżu Aldo Ferrer w wywiadzie dla piątkowego wydania dziennika "Tiempo Argentino" przypomina, że w ciągu 9 lat - do chwili tegorocznego załamania gospodarczego - rządy Argentyny zdołały zredukować strefę skrajnego ubóstwa w kraju, która obejmowała 57 proc. społeczeństwa, do 21,9 proc.
Autor: adso//bgr / Źródło: PAP