Przedstawiciel komisji badającej zamach na prezydenta Johna F. Kennedy'ego rozmawiał w cztery oczy z Fidelem Castro - twierdzi autor kolejnej książki dotyczącej jednego z najsłynniejszych zabójstw politycznych XX wieku. Podobne informacje pojawiły się już kilka lat temu, ale nigdy nie znalazły oficjalnego potwierdzenia.
Według Phila Shenona, do spotkania z kubańskim dyktatorem doszło ponieważ po zabójstwie JFK w Dallas w 1963 roku często wskazywano na potencjalny ślad kubański. Castro miał za co czuć niechęć do prezydenta, który zajął twardą postawę podczas Kryzysu Kubańskiego, a potem dał zgodę na inwazję w Zatoce Świń.
Tajemnicze spotkanie
Kubański dyktator miał się jednak sam potajemnie zgłosić do badającej zamach komisji Kongresu pod przewodnictwem Earla Warrena. Do rozmowy z Castro wydelegowano Williama Colemana, który pełnił w administracji prezydenta Forda funkcję sekretarza transportu.
Według Shenona, Amerykanin spotkał się z dyktatorem na łodzi opodal wybrzeży Kuby. Rozmawiali trzy godziny, podczas których Castro miał zdecydowanie zaprzeczyć udziałowi w zamachu. Informacje przywiezione przez Colemana z powrotem najwyraźniej zadowoliły komisję, która w swoim ostatecznym raporcie uznała, iż JFK zabił samotny szaleniec.
Informację o potajemnym spotkaniu jako pierwszy podał kilka lat wcześniej inny dziennikarz, Anthony Summers. Miał on okazję porozmawiać z Colemanem, który zwierzył mu się z wyprawy na Kubę i opowiedział, że spędził na małej wyspie kilka godzin z dyktatorem, który dał mu też plik dokumentów dla komisji śledczej.
Kilka dni później Coleman wszystkiego się wyparł i zdecydowanie zaprzeczył, jakoby brał udział w jakiejkolwiek tajnej misji. Historia umarła więc z braku dowodów. Nie wiadomo, czy Shenon w swojej nowej książce zdobył jakieś nowe materiały, które pozwalają zdecydowanie stwierdzić, iż do spotkania doszło.
Autor: mk//gak / Źródło: thehill.com, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Library of Congress