Cameron jak Tevez. Niechciany w Manchesterze


Kilkadziesiąt tysięcy protestujących i tysiąc policjantów. Tak w niedzielę wyglądały ulice Manchesteru, gdzie w dniu rozpoczęcia dorocznej konferencji partii konserwatywnej premiera Davida Camerona zorganizowano "marsz na rzecz alternatywy".

Około 35 tys. osób pod hasłami "pracy, wzrostu gospodarczego i sprawiedliwości społecznej" protestowało przeciw rządowemu programowi cięć wydatków i świadczeń oraz spadkowi poziomu życia.

Jest ktoś grający w barwach niebieskich, czyja obecność w Manchesterze jest jeszcze mniej pożądana niż Carlosa Teveza i jest to David Cameron. Tony Lloyd

- Ludzie podają w wątpliwość kompetencje rządu i coraz mniej podobają się im jego priorytety - oświadczył sekretarz generalny największego związku zawodowego Unite, Len McCluskey. - Dojdzie do dalszych protestów, jeśli rząd nie zaprzestanie stosowania wobec gospodarki techniki kamikadze" - dodał.

W marszu uczestniczyli związkowcy, studenci, działacze opozycyjnej Partii Pracy, a nawet dzieci. Uczestnik protestu David Carter, nauczyciel z Cambridge, powiedział BBC, że "to, co jego pokolenie uważało za oczywiste w latach 70. i 80., jak np. ogólnodostępne wykształcenie uniwersyteckie teraz (po potrojeniu czesnego za studia - red.) wygląda na nieosiągalny przywilej dla jego dzieci". Protestowano też przeciwko taryfie ulgowej wobec bankierów winnych kryzysu finansowego i pogorszeniu praw emerytalnych pracowników budżetówki.

Cameron niepożądany jak Tevez

Na wiecu zorganizowanym w centrum Manchesteru lokalny laburzystowski poseł Tony Lloyd stwierdził wprost, że w jego mieście dla Davida Camerona miejsca nie ma.

- Jest ktoś grający w barwach niebieskich (kolor partii konserwatywnej - red.), czyja obecność w Manchesterze jest jeszcze mniej pożądana niż Carlosa Teveza (piłkarza Manchesteru City, który ostatnio nie chciał grać w meczu przeciw Bayernowi Monachium - red.) i jest to David Cameron - stwierdził parlamentarzysta.

Obecne problemy gabinetu z Downing Street są zdaniem części komentatorów wynikiem "trudności wizerunkowych". Gary Gibbon z Channel 4, uważa, że konserwatyści są kojarzeni z mało popularnymi cięciami, a ich reformy nie przebijają się do społecznej świadomości.

Sondaże sugerują, że część wyborców ma wątpliwości, czy sztywne podejście do redukcji deficytu i długu jest uzasadnione, ponieważ jak dotąd nie przekłada się na poprawę wskaźników gospodarczych, w szczególności poprawę zatrudnienia. Dane wykazują też spadek płac realnych i wysokie bezrobocie, zwłaszcza wśród młodzieży.

Skoordynowaną akcję protestacyjną zapowiedziały na koniec listopada związki zawodowe.

Źródło: PAP