Zaledwie kilka lat temu Beatrice Huret roznosiła ulotki wrogo nastawionego do imigrantów Frontu Narodowego. Przypadek sprawił, że pewnego dnia trafiła do "dżungli" - owianego złą sławą dzikiego obozowiska w Calais. Tam poznała Mokhtara - byłego nauczyciela, który uciekł z rodzinnego Iranu. Zakochała się bez pamięci i pomogła mu dostać się do Wielkiej Brytanii. Teraz grozi jej więzienie.
Beatrice Huret nie zawsze miała przychylny stosunek do imigrantów. Sympatyzowała ze skrajnie prawicowym Frontem Narodowym, roznosiła nawet ulotki ugrupowania. Jak twierdzi teraz, do wstąpienia do partii namówił ją mąż, który sam nie mógł brać czynnego udziału w polityce. Był bowiem policjantem. Podobnie jak w przypadku wielu innych funkcjonariuszy w okolicach Calais do jego codziennych obowiązków należało zatrzymywanie migrantów usiłujących dostać się do Wielkiej Brytanii. Zmarł na raka w 2010 roku.
Beatrice mieszkała z synkiem i z matką około 20 kilometrów od "dżungli" - owianego złą sławą obozowiska migrantów, w którym w szczytowym momencie w zeszłym roku mieszkało nawet 10 tysięcy osób. Jak opowiada w rozmowie z BBC, nigdy jednak nie widziała tego miejsca na własne oczy.
"Coś się we mnie zmieniło"
W 2015 roku wracała do domu z pracy, kiedy zobaczyła usiłującego złapać autostop nastolatka. Dzień był chłodny, więc Beatrice postanowiła się zatrzymać. Chłopak był Sudańczykiem, poprosił o podwiezienie go przed wejście do "dżungli". Wtedy - jak pisze BBC - po raz pierwszy zobaczyła, jak wygląda życie w obozowisku.
- Poczułam się, jakbym znalazła się w strefie wojennej - relacjonuje. - Coś się we mnie zmieniło. Powiedziałam sobie, że muszę pomóc - dodaje. Zaczęła przynosić do obozu jedzenie i ubrania, namówiła do pomocy znajomych i rodzinę. Poznała mieszkańców obozu, wśród których - jak mówi - byli reprezentanci wszystkich grup społecznych i zawodów, "od pasterzy przez prawników, po chirurgów".
Pod koniec lutego zeszłego roku poznała Mokhtara, 34-letniego byłego nauczyciela, który uciekł z Iranu, bo - jak twierdzi - własna rodzina prześladowała go za zmianę religii. Mokhtar, razem z innymi migrantami, prowadził wtedy protest. Mężczyźni zszyli sobie usta, by zwrócić uwagę na dramatyczne warunki, jakie panowały w obozie.
- Usiadałam, a on do mnie podszedł i bardzo łagodnie zapytał, czy chciałabym napić się herbaty - opowiada Beatrice. - To była miłość od pierwszego wejrzenia. Pomyślałam sobie: ci ludzie mają zaszyte usta, a mimo to pytają, czy chcę herbaty - wspomina.
Mimo że - jak zapewnia Beatrice - "zaiskrzyło natychmiast", barierę stanowił język. Mokhtar nie mówił po francusku, a kobieta słabo znała angielski. Porozumiewali się dzięki tłumaczowi Google.
"Tamtego ranka powiedziałam: żegnaj"
Uczucie jednak kwitło, a Beatrice zaoferowała Mokhtarowi i jego znajomym miejsce w swoim domu. Zignorowała rady przyjaciół, którzy usiłowali ją przekonać, że popełnia błąd. Jak twierdzi, nie miała złudzeń i od początku wiedziała, że jego celem jest Wielka Brytania. Mężczyzna usiłował już wcześniej dostać się do Anglii w ciężarówce. Zdecydował się jednak zmienić taktykę. Wraz z przyjaciółmi poprosili Beatrice, by kupiła im niewielką łódkę. Dali jej około tysiąca euro.
Kobieta kupiła łódkę i 11 czerwca zeszłego roku odholowała ją na plażę niedaleko Dunkierki. Ani Mokhtar, ani żaden z dwóch towarzyszących mu kolegów nie mieli doświadczenia w sterowaniu łodzią.
- Tamtego ranka powiedziałam: żegnaj. Nie powiedziałam: do zobaczenia, tylko żegnaj. Byłam pewna, że już nigdy więcej go nie zobaczę - wspomina Beatrice w rozmowie z Reutersem.
- Przebraliśmy ich, żeby wyglądali jak rybacy, mieli wędki - opowiada.
W pewnym momencie podróży łódka zaczęła nabierać wody. Mężczyzn uratowała brytyjska straż przybrzeżna. Po rozmowie z urzędnikami imigracyjnymi trafili do ośrodka dla azylantów. Stamtąd mógł wreszcie skontaktować się z Beatrice, która w następny weekend pojechała go odwiedzić. Jak mówi w rozmowie z BBC, co drugi weekend płynie promem na drugą stronę kanału, by się z nim spotkać. Codziennie rozmawiają przez komunikatory.
Para nie ma jednak planów na przyszłość. Jak bowiem mówi Beatrice "to boli, kiedy robi się plany, które później nie wychodzą".
- Jeśli nasz związek się skończy, niech tak będzie. Dzięki Mokhtarowi przeżyłam piękną historię miłosną, najpiękniejszą w życiu - podkreśla.
Mokhtar ubiega się o azyl w Wielkiej Brytanii. Jak podaje BBC, mieszka w hostelu dla uchodźców w Sheffield.
Może skończyć za kratkami
W sierpniu zeszłego roku Beatrice została aresztowana i oskarżona o przemyt ludzi. - Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale nie wyobrażałam sobie, że takie będą konsekwencje - podkreśla w rozmowie z Reutersem.
- Wiedzą, że zrobiłam to z miłości. To, co najbardziej mnie niepokoi to wrzucenie mnie do tego samego worka co ci, którzy czerpią zyski z nieszczęścia uchodźców - zaznacza.
Jak dodaje, zarzut, że zrobiła to dla pieniędzy jest dla niej śmieszny. Po aresztowaniu została zabrana na ten sam komisariat, w którym pracował jej mąż. Wyszła za kaucją, ale raz w tygodniu musi się meldować na policji. Jeśli sąd uzna jej winę, grozi jej dziesięć lat więzienia i grzywna w wysokości 750 tysięcy euro. BBC zauważa jednak, że kara będzie prawdopodobnie mniej surowa. Reuters pisze, że wyrok ma zapaść 27 czerwca.
Beatrice została także umieszczona na liście osób, które mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Zapytana o to, czy było warto, odpowiada: - Tak. Zrobiłam to dla niego. Człowiek jest w stanie zrobić wszystko z miłości.
Autor: kg/sk / Źródło: Reuters, BBC
Źródło zdjęcia głównego: Reuters