Jewgienij Prigożyn "miał potężnych sojuszników". Kim są?

Źródło:
TVN24
Jewgienij Prigożyn "miał potężnych sojuszników"
Jewgienij Prigożyn "miał potężnych sojuszników"TVN24
wideo 2/16
Jewgienij Prigożyn "miał potężnych sojuszników"TVN24

To był akt, który w moim przekonaniu służył temu, żeby zmusić Władimira Putina do negocjowania warunków swojego odejścia - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Według niego za Jewgienijem Prigożynem - szefem Grupy Wagnera, która przeprowadziła bunt w Rosji - stali potężni ludzie. - Prawdopodobnie jest to grupa znacznie liczniejsza, niż nam się wydaje, znacznie potężniejsza. Mamy do czynienia raczej z sojuszem - ocenił ekspert.

Dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 o buncie najemniczej Grupy Wagnera, która w weekend przeprowadziła zbrojną rebelię w Rosji. Jewgienij Prigożyn i podległe mu siły wyruszyły z Ukrainy w "marsz sprawiedliwości", którego celem miała być Moskwa. Ostatecznie, w wyniku negocjacji z Władimirem Putinem, w których pośredniczył białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka, Prigożyn wtrzymał rajd i zgodził się udać na Białoruś.

>> Co z władzą Władimira Putina? "Scenariuszy jest kilka" <<

Prigożyn "z całą pewnością miał potężnych sojuszników"

Zdaniem Dębskiego, działania wagnerowców "to był akt polityczny". - To był akt, który w moim przekonaniu służył temu, żeby zmusić Putina do negocjowania warunków swojego odejścia, przyszłości, może emerytury - powiedział ekspert.

Jak ocenił, Prigożyn "z całą pewnością miał potężnych sojuszników". - Po pierwsze, do przeprowadzenia tej operacji, czyli wejścia do Rostowa, zajęcia wojskowych budynków, następnie przeżycia całej operacji - wskazywał. Ocenił, że "zapewnili mu, że Putin nie będzie w stanie dokonać na nim zemsty bezpośrednio, natychmiast".

CZYTAJ WIĘCEJ: 36 godzin "marszu sprawiedliwości"

Na pytanie, czy mogły to być osoby ze struktur władzy, z otoczenia samego Putina lub ze służb specjalnych, dyrektor PISM odparł, że "to muszą być ludzie, którzy pozwolili wagnerowcom na zajęcie budynków rządowych i na marsz na Moskwę". - A także są na tyle potężni, że musieli obiecać Prigożynowi, że nie straci życia natychmiast, że będą go ochraniać w przyszłości, czyli także w Białorusi - dodał.

- Nie chciałbym żadnych nazwisk wprowadzać do debaty publicznej w tej chwili, dlatego że prawdopodobnie jest to grupa znacznie liczniejsza, niż nam się wydaje, znacznie potężniejsza. Mamy do czynienia raczej z sojuszem - powiedział Dębski.

Kto mógł stać za Prigożynem? "Prawdopodobnie jest to grupa znacznie liczniejsza, niż nam się wydaje, znacznie potężniejsza"
Kto mógł stać za Prigożynem? "Prawdopodobnie jest to grupa znacznie liczniejsza, niż nam się wydaje, znacznie potężniejsza"TVN24

"Chodził o to, żeby rozpocząć negocjacje o przyszłości Putina"

Gość TVN24 pytany, dlaczego wagnerowcy się zatrzymali i nie doszło do ewentualnego przejęcia władzy, powiedział, że jego zdaniem "chodziło o to, żeby Putina osłabić, ale nie zabić". - Chodził o to, żeby rozpocząć negocjacje o przyszłości Putina. Bo pamiętajmy, że kończy mu się kadencja w przyszłym roku, formalnie są wybory - wskazywał.

Według szefa PISM sobotnią rebelią "osiągnięto to, że Putin stał się de facto politycznie pełniącym obowiązki prezydenta Rosji i musiał zaakceptować, że jego przyszłość będzie przedmiotem negocjacji, jakichś rozmów wewnątrz kremlowskiej elity".

- Ci, którzy stali za Prigożynem, uważali, że co oni zyskują na tym, jak Putin w zasadzie bez żadnych negocjacji przedłuży swoją kadencję? Oni chcą coś dla siebie wynegocjować. Mało tego, żeby wynegocjować, muszą grozić Putinowi, że nie musi być prezydentem Rosji - kontynuował.

Dodał, że weekendowe wydarzenia przyniosły również "wiele takich konsekwencji, które nie były planowane przez niego". - W Rosji mógł zostać uruchomiony pewien proces polityczno-społeczny, który pozostanie poza kontrolą kogokolwiek". Jak mówił, gdy wkroczyli do Rosji, "wagnerowcy byli witani niczym przywódcy opozycji, jako bohaterowie", a to "świadczy o tym, że wojna (w Ukrainie - red.) jest niepopularna".

"Putin nazwał Łukaszenkę muchą", teraz "musi prosić" go o pośrednictwo

Dębski zauważył też, że "Putin został zmuszony do negocjacji z Prigożynem, do zaakceptowania pośrednictwa Łukaszenki".

Ekspert przypomniał przy tym, że 20 lat temu "Putin nazwał Łukaszenkę muchą i (że) trzeba oddzielić muchę od kotletów". - To znaczy pokazał Łukaszence miejsce w całym systemie rosyjskiej władzy - wyjaśniał, dodając, że "teraz Putin musi prosić w pewnym sensie Łukaszenkę do pośredniczenia w rozmowach ze swoim byłym kucharzem". - Upokorzenie - podsumował.

Dębski: Putin został zmuszony do negocjacji
Dębski: Putin został zmuszony do negocjacjiTVN24

Mówił też, że zaangażowanie przywódcy Białorusi w sprawę "to jest element strategii wyjścia z kryzysu". - Dla obu stron było wygodnie, żeby pośrednictwo wziął ktoś, kto jest rozpoznawalny w Rosji, a jednocześnie nie jest bezpośrednio częścią tego rosyjskiego systemu - powiedział.

Autorka/Autor:akr/adso

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24