Burmistrz oblana farbą. Kolejny dzień niepokojów po wyborach w Boliwii


Burmistrz boliwijskiego miasteczka Vinto Patricia Arce z rządzącej partii Mas została zaatakowana przez antyrządowych protestujących. Zamaskowani mężczyźni przeciągnęli kobietę bosą ulicami, po czym obcięli jej włosy i oblali czerwoną farbą. Polityk po kilku godzinach została przekazana w ręce lokalnej policji.

Od ogłoszenia przed dwoma tygodniami oficjalnych wyników wyborów prezydenckich w Boliwii, według których ubiegający się o czwartą kadencję Evo Morales wygrał w pierwszej turze nieznaczną przewagą głosów z kandydatem opozycji Carlosem Mesą, krajem wstrząsają uliczne protesty.

W 2016 roku, w referendum przeprowadzonym na życzenie Moralesa, Boliwijczycy ku jego zaskoczeniu zdecydowali o tym, że konstytucja nie zostanie zmieniona i nie będzie on mógł sprawować władzy w kolejnej kadencji.

Start w październikowych wyborach oznaczał więc złamanie przez Moralesa słowa danego Boliwijczykom i usankcjonowanego przez głosowanie. Morales dodatkowo już w 2014 roku obiecywał, że poprzednia kadencja będzie jego ostatnią.

Zaatakowali burmistrz

W środę grupa demonstrantów zablokowała most w miasteczku Vinto, położonym w prowincji Cochabamba w środkowej Boliwii.

Gdy pojawiły się doniesienia, że w starciach ze zwolennikami prezydenta zginęło w mieście dwóch opozycyjnych manifestantów - później potwierdzono śmierć jednego z nich - demonstranci obwinili za tę tragedię lokalną burmistrz Patricię Arce z rządzącej partii Mas. Rozwścieczony tłum przemaszerował pod miejscowy ratusz i wywlekł kobietę z budynku.

Zamaskowani mężczyźni ciągnęli bosą kobietę ulicami aż do mostu, krzycząc "morderczyni!". Tam kazali jej uklęknąć, po czym obcięli jej włosy i oblali czerwoną farbą. Zmusili ją także do podpisania rezygnacji.

W samym ratuszu powybijano okna i podłożono ogień.

W czwartek Carlos Mesa napisał na Twitterze, że młody człowiek, Limbert Guzman, został "zamordowany" przez zwolenników Moralesa i obwinił rząd za podsycanie przemocy.

"Zobaczcie jak oni nas poniżają"

Tymczasem prezydent o zamieszki i niepokoje społeczne oskarża opozycję. - Bracia i siostry, zobaczcie jak oni nas kopią, jak nas poniżają. Gdyby byli u władzy, co jeszcze by nam zrobili - stwierdził Morales, przemawiając w Cochabamba.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej wiceprezydent Alvaro Garcia Linera wezwał liderów opozycji Carlosa Mesę i Luisa Fernando Camacho do pomocy w powstrzymaniu przemocy.

Camacho zapowiedział z kolei marsz na pałac rządowy, by dostarczyć prezydentowi do podpisu rezygnację.

Starcia zwolenników i przeciwników prezydenta

Początkowo opozycja domagała się ponownego przeliczenia głosów lub przeprowadzenia drugiej tury wyborów wobec kwestionowanej przez wielu i niewielkiej przewagi dotychczasowego prezydenta, obecnie chce natychmiastowego ustąpienia rządu Moralesa i ogłoszenia nowych wyborów, w których trzykrotny prezydent miałby już nie startować.

Opozycja odrzuciła propozycję przeprowadzenia audytu wyników wyborczych przez Organizację Państw Amerykańskich. Demonstracje opozycji i blokady ulic od wielu dni niemal całkowicie paraliżują ruch uliczny w kilku dużych miastach.

Zwolennicy Moralesa - pierwszego prezydenta wywodzącego się z rdzennej ludności Boliwii - argumentują, że wygrał on w pierwszej turze wyborów wystarczającą przewagą. On sam oskarża opozycję, że próbuje dokonać zamachu stanu.

Jak podaje BBC, do tej pory w zamieszkach zginęły trzy osoby.

Autor: momo\mtom,adso / Źródło: BBC, Reuters, Guardian

Raporty: