Stan Sciapana Łatypaua jest stabilny - przekazało ministerstwo zdrowia w Mińsku. Białoruski aktywista podczas pierwszego dnia procesu próbował targnąć się na życie, wbijając sobie w gardło długopis. Zanim do tego doszło, powiedział przed sądem, że przez 51 dni cierpiał tortury w "press chacie".
Czym jest "press chata", wyjaśnił w rozmowie z niezależnymi białoruskimi dziennikarzami obrońca praw człowieka i były więzień polityczny 65-letni Michaił Żamczużny, który w lutym tego roku wyszedł na wolność po odbyciu kary 6,5 roku więzienia w kolonii karnej o zaostrzonym reżimie. Według Żamczużnego, są to specjalne cele, gdzie wyszkoleni funkcjonariusze organów ścigania dopuszczają się tortur i maltretowania. Są one w każdym areszcie śledczym. Zazwyczaj mają wymiary 4x6 metrów, z dźwiękochłonną okładziną ścienną i podwójnymi drzwiami wejściowymi.
"Press chatą" w areszcie straszą tych, którzy nie współpracują ze śledztwem lub odmawiają składania zeznań. "Press chaty" są także zastępowane zwykłymi kamerami, gdzie w czasie bicia jest włączana głośna muzyka, która ma zagłuszyć krzyki torturowanych. Według Żamczużnego, który został oskarżony przez sąd w Witebsku o "podżegania do umyślnego ujawnienia informacji stanowiących tajemnicę służbową", istnienie "press chat" w białoruskim więziennictwie jest prawnie uzasadnione dokumentami przeznaczonymi do użytku służbowego i mającymi status tajny.
Groźba pod adresem bliskich
Sciapan Łatypau, który podczas pierwszego dnia procesu w Mińsku próbował na sali sądowej przebić sobie gardło długopisem, mówił we wtorek, jak podała telewizja Biełsat, że przez 51 dni cierpiał nieznośne tortury w "press chacie". Według świadków, których relacje przytoczyło centrum praw człowieka Wiasna, Łatypau powiedział też przed sądem, że funkcjonariusze wydziału do spraw walki z przestępczością grozili mu, że jeśli nie przyzna się do winy, sprawy karne zostaną wytoczone jego bliskim. Następnie wszedł na ławkę i próbował wbić sobie długopis w szyję. Strażnicy nie mogli otworzyć od razu klatki, bo nie mieli kluczy. Mężczyzna stracił przytomność.
Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie na oddziale chirurgicznym przeszedł operację. We wtorek wieczorem ministerstwo zdrowia w Mińsku przekazało, że "stan pacjenta jest stabilny i nie ma sytuacji zagrażających życiu". Resort podał, że Łatypau odzyskał przytomność.
Łatypau to mieszkaniec słynnego placu Przemian w Mińsku – podwórka, którego mieszkańcy byli aktywni w czasie białoruskich protestów. W listopadzie zeszłego roku został tam brutalnie pobity 31-letni Raman Bandarenka, który interweniował, gdy funkcjonariusze w cywilu zdejmowali z ogrodzenia biało-czerwono-białe wstążki – symbole opozycyjnych protestów. Bandarenka zmarł w szpitalu. Na placu Przemian Białorusini utworzyli symboliczne miejsce pamięci, gdzie odbywały się antyrządowe wiece.
Źródło: Radio Swoboda, Nasza Niwa, Biełsat, PAP