Pod presją gwałtownych antyrządowych protestów, premier Bangladeszu Hasina Wazed podała się do dymisji. Szefowa rządu uciekła za granicę. Według niektórych źródeł - używając do tego śmigłowca. Podobno wybrała Indie. Tłum demonstrantów wdarł się po południu do jej siedziby w stolicy kraju Dhace. Armia wezwała obywateli do zachowania spokoju. Jej głównodowodzący powiedział, że siły zbrojne zagwarantują przywrócenie stabilizacji. W kraju ma powstać rząd tymczasowy. Wcześniej w poniedziałek w Dhace wybuchły kolejne zamieszki i zginęło w nich co najmniej sześć osób. Od początku protestów, które trwają od ponad miesiąca, odnotowano 300 ofiar śmiertelnych - donosi AFP.
W poniedziałek w Bangladeszu ponownie wybuchły gwałtowne antyrządowe protesty. Demonstranci domagali się dymisji premier Hasiny Wazed, która wybory wygrała po raz czwarty. Jak donosiły agencje prasowe, do godziny 15 (11. w Polsce) w starciach demonstrantów z policją zginęło co najmniej sześć osób. Dzień wcześniej zamieszki pochłonęły życie blisko 100 osób.
Reuters - powołując się na lokalne media - podał, że premier kraju została ewakuowana śmigłowcem w "bezpieczne miejsce". Według doniesień stacji CNN-News 18 - do Indii. Następnie źródło w banglijskiej armii potwierdziło Reutersowi, że rzeczywiście premier "opuściła kraj". Dymisję potwierdził też brytyjski nadawca BBC, który ma na miejscu w Dhace swojego korespondenta.
W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie, mające ukazywać śmigłowiec z premier Hasiną Wazed na pokładzie.
Później przyszło potwierdzenie o dymisji premier z ust głównodowodzącego armii. Generał Waker-uz-Zaman przekazał, że tego dnia odbyły się rozmowy z politykami najważniejszych ugrupowań i to w ich efekcie podjęto decyzję o odejściu Hasiny.
Armia zaapelowała o spokój i powrót obywateli do domów. Szef armii przekazał, że wprowadzi ona stabilizację w kraju i w tej chwili trwa poszukiwanie rozwiązania skrajnie trudnej sytuacji, w której znalazł się kraj po tragicznych protestach.
Generał zapowiedział też powstanie rządu tymczasowego.
Zarówno BBC jak i Reuters przekazały, że tłum składający się nawet z "tysięcy ludzi" wszedł po południu na teren rezydencji obalonej de facto premier kraju.
Reuters donosi, że trwające protesty to jedne z najkrwawszych w 50-letniej historii kraju.
Najkrwawszy dzień protestów
Wcześniej, w niedzielę, w stolicy Bangladeszu doszło do najgorszych zamieszek ostatnich dni. Protestujący zaatakowali uniwersytet medyczny, domy i jeden z urzędów, słychać było strzały i wybuchy. Policja użyła gazu łzawiącego i kul gumowych, by rozproszyć. BBC donosi, że tego dnia w Bangladeszu zginęło co najmniej 90 osób, w tym co najmniej 13 funkcjonariuszy policji.
Agencja informacyjna AFP, która monitoruje bilans ofiar śmiertelnych od początku protestów w Bangladeszu, donosi, że łączna liczba zabitych wzrosła już do 300. Dane agencji opierają się na raportach policji, urzędników i lekarzy. Według źródeł AFP, liczba ofiar śmiertelnych niedzielnych zamieszek wyniosła 94.
W celu ograniczenia dalszej przemocy w całym kraju wprowadzono godzinę policyjną na czas nieokreślony oraz trzydniową przerwę w pracy. Z powodu eskalacji przemocy działalność zawiesiły koleje, a właściciele szwalni, "biorąc pod uwagę ogólne bezpieczeństwo pracowników", zamknęli fabryki — poinformowało branżowe stowarzyszenie.
Armia wezwała wszystkich do przestrzegania zasad godziny policyjnej. Grupa emerytowanych oficerów wojska wezwała rząd do wycofania żołnierzy z ulic i podjęcia "inicjatyw politycznych" w celu rozwiązania kryzysu - podał Reuters.
"Nadszedł czas na ostateczną odpowiedź:
Oczekuje się, że protesty będą trwały. Jeden z liderów manifestacji wezwał ludzi do "Długiego marsz do Dhaki", który rozpoczął się według organizatorów w poniedziałek o godzinie 11. czasu lokalnego (7. w Polsce) pod pomnikiem Shaheed Minar w stolicy kraju.
"Rząd zabił wielu studentów. Nadszedł czas na ostateczną odpowiedź" — oświadczył z kolei koordynator protestów Asif Mahmud w komunikacie zamieszczonym w niedzielę wieczorem na Facebooku. "Przyjedźcie do Dhaki i zajmijcie stanowiska na ulicach" - dodał.
Media donoszą, że w mieście rozmieszczono dużo wojska i policji. Żołnierze i funkcjonariusze bezpieczeństwa mają patrolować kluczowe drogi i barykadować trasy prowadzące do kancelarii premiera.
Fala protestów w Bangladeszu
"Szokująca przemoc w Bangladeszu musi się skończyć" – oznajmił w niedzielę wieczorem Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Volker Türk.
"Ponieważ planowany jest marsz na Dhakę, a ruch młodzieżowy partii rządzącej mobilizuje się przeciwko protestującym, bardzo obawiam się dalszych ofiar śmiertelnych i większych zniszczeń" – dodał w komunikacie prasowym.
Bangladesz został ogarnięty dławionymi przemocą protestami w lipcu, gdy grupy studenckie zażądały zniesienia kontrowersyjnego systemu kwotowego obowiązującego w rozdzielaniu stanowisk w administracji rządowej.
Protesty przerodziły się w kampanię mającą na celu odsunięcie od władzy premierki Hasiny Wazed, która w styczniu zwyciężyła w wyborach zbojkotowanych przez opozycję - pisze Reuters.
Innym powodem wybuchu fali niezadowolenia była wysoka stopa bezrobocia wśród najmłodszej części społeczeństwa. W Bangladeszu około jedna piąta liczącej 170 milionów populacji nie pracuje bądź nie ma dostępu do edukacji.
Źródło: PAP, BBC, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA