W pierwszym orędziu o stanie państwa po reelekcji Jacob Zuma chciał podkreślić zasługi rządzącego krajem Afrykańskiego Kongresu Narodowego i zapowiedzieć ambitne plany na nadchodzący czas.
Niespodziewanie jednak lider skrajnie lewicowej partii EFF (Economic Freedom Fighters) Julius Malema i jego sojusznicy zaczęli zadawać prezydentowi niewygodne pytania. Domagali się m.in. odpowiedzi na pytanie, kiedy Zuma odda państwowe pieniądze, które zostały wykorzystane przy przebudowie prywatnego domu prezydenta w jego rodzinnej prowincji.
Zuma tłumaczy, że wydatki były potrzebne, by poprawić bezpieczeństwo rezydencji. Organizacje przeciwdziałające korupcji nie zostawiają jednak na prezydencie suchej nitki i zarzucają mu, że zamienił swój prywatny dom w "manifestację wielkiego bogactwa" pośród panującej biedy. W rezydencji wybudowano m.in. amfiteatr oraz basen. Wbrew nadziejom opozycji śledztwo w tej sprawie, ani inne skandale, w które uwikłany jest Zuma nie doprowadziły do klęski Afrykańskiego Kongresu Narodowego w majowych wyborach, umożliwiając tym samym reelekcję Zumy.
"Nie można wysyłać policji do parlamentu"
W czwartek Julius Malema przypomniał o sprawie w czasie wystąpienia Zumy przed parlamentem. Natychmiast zareagował spiker, który podkreślił, że "nie jest to tematem sesji". Następnie wezwał ochronę i policję, aby wyprowadziła Malamę i innych członków partii.
Wezwanie na salę policji wywołało oburzenie parlamentarzystów z głównej partii opozycyjnej, Aliansu Demokratycznego, którzy w geście solidarności opuścili obrady. Doszło do przepychanek.
- To nie jest demokracja, o którą walczyliśmy. Nie można wysyłać policji do parlamentu - mówił - podkreślali.
Autor: kg//gak / Źródło: Reuters, Mail and Guardian, tvn24.pl