Niemal 60 proc. Austriaków głosujących w referendum opowiedziało się za utrzymaniem obowiązkowej służby wojskowej, odrzucając propozycję współrządzących socjaldemokratów, by przejść na armię zawodową - wynika w ogłoszonych w niedzielę wstępnych rezultatów.
Jak ogłosiła minister spraw wewnętrznych Johanna Mikl-Leitner, 40,2 proc. głosujących opowiedziało się za powstaniem zawodowej armii, a 59,8 proc. było przeciw.
- Jestem rozczarowany, ale uszanuję wolę narodu - zapowiedział minister obrony Norbert Darabos. Podkreślił przed kamerami telewizji publicznej ORF, że nie zamierza ustąpić i że powoła grupę ekspertów, której zadaniem będzie zreformowanie armii z zachowaniem jej dotychczasowego charakteru.
Kryzys w koalicji
Kwestia likwidacji obowiązkowej służby wojskowej podzieliła rządzącą koalicję. Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPOe) opowiadała się od 2010 roku za utworzeniem armii zawodowej. Taką koncepcję forsował minister Darabos. Austriacka Partia Ludowa (OeVP) była przeciw. W końcu zdecydowano się na rozpisanie referendum. Austriacki parlament podjął decyzję o jego przeprowadzeniu w sierpniu 2012 roku. Socjaldemokraci liczyli na poparcie młodego elektoratu, głównie miejskiego. W Austrii czynne i bierne prawo wyborcze mają bowiem już 16-latkowie. Chadecy chcieli natomiast dotrzeć do osób starszych, mieszkających w ośrodkach wiejskich. Socjaldemokraci argumentowali, że po II wojnie światowej Austria została podzielona na strefy okupacyjne i musiała zachować neutralność wojskową. Armia z poboru miała kompensować brak gwarancji sojuszniczych. Kiedy Austria stała się członkiem Unii Europejskiej i znalazła się w otoczeniu państw NATO, ta kwestia przestała się liczyć. Kolejnym argumentem były kwestie finansowe. Obecnie Austriacy idą do wojska na pół roku po ukończeniu 18 lat. Mogą również odbyć 9-miesięczną, cywilną służbę zastępczą (obecnie odbywa ją 13 tysięcy osób). Armia liczy zatem 16 tysięcy żołnierzy, 24 tysiące rezerwistów i 10 tysięcy osób personelu cywilnego. Roczny budżet armii wynosi 2 mld euro (co stanowi 0,6 proc. produktu krajowego brutto). Minister Darabos twierdził, że neutralna Austria nie potrzebuje aż tak rozbudowanej armii, ponieważ nikt krajowi nie zagraża, i rozpoczął ograniczanie wydatków o 600 mln euro w ciągu czterech lat. W 2011 roku zredukował liczbę stanowisk oficerskich z 2,8 tys. do 2 tys. W 2012 roku wstrzymał szkolenie rekrutów na potrzeby broni pancernej, artylerii i artylerii przeciwlotniczej (planował 50-procentową redukcję sprzętu pancernego).
Reforma w armii
Armia zawodowa miała liczyć 15,5 tys. żołnierzy na trzyletnich kontraktach. Koszty jej utrzymania miały kształtować się w granicach 400 mln euro rocznie. Likwidacji miały ulec także jednostki obrony terytorialnej. Zmiana doktryny wojskowej pozwoliłaby na udział armii w walce z piractwem internetowym i zagrożeniami terrorystycznymi. Chadecy obawiali się jednak, że Darabos naraża na szwank bezpieczeństwo kraju. Zdaniem dowódców wojskowych armia przestawała pełnić funkcje obronne. Do użytku nie nadawał się co drugi ze 114 czołgów Leopard II, a z 15 myśliwców Eurofighter sprawny był tylko co trzeci. Brakowało części zamiennych. Chadecy ostrzegli też, że profesjonalizacja zwiększy o 50 proc. bezrobocie wśród młodych ludzi, a koszty utrzymania armii zawodowej będą większe od dotychczasowych o 500 mln euro rocznie. Niektórzy eksperci sugerowali, że żołnierze powinni zajmować się tylko obroną cywilną i ratowaniem ofiar klęsk żywiołowych. "Austriacy mieli zawsze dziwny stosunek do swojej armii. Uważali, że żołnierze powinni układać worki z piaskiem podczas powodzi, ale nie wierzyli, że armia może ich obronić w sytuacji zagrożenia, na przykład w przypadku inwazji wojsk rosyjskich" - napisał komentator dziennika "Die Presse" Martin Fritzl.
Autor: nsz//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA