Każdy amerykański prezydent ma ją przy sobie – dosłownie, bo "nuklearna" teczka nie może być dalej niż kilkanaście metrów od niego. Na szczęście jeszcze żaden z nich z niej nie skorzystał. Ponieważ następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych może zostać Donald Trump – określany przez niektórych szaleńcem – to warto sprawdzić, co może samodzielnie zrobić prezydent USA. Materiał "Faktów z zagranicy" TVN24 BiS.
Amerykański prezydent przejmując władzę, przejmuje niewyobrażalną odpowiedzialność.
Legendarna "atomowa" walizka to symbol jego władzy i najgroźniejszej broni w arsenale Stanów Zjednoczonych. Nazywana "nuklearną futbolówką" jest zawsze nie więcej niż kilkanaście metrów od prezydenta. Waży ponad 20 kg. W skórzanej teczce ukryta jest mniejsza, aluminiowa. Nie ma w niej nuklearnego guzika. Jest urządzenie pozwalające na bezpieczną łączność i wpisanie nuklearnych kodów.
Gen. Bogusław Pacek z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach zwraca uwagę, że prezydent USA jest decydentem użycia broni nuklearnej, ale nie jedynym.
Nuklearne kody wydrukowane są na plastikowej karcie, podobnej do karty kredytowej. Mówi się o niej "biszkopt". Kody regularnie są zmieniane i szyfrowane. Prezydent musi zapamiętać na jakiej cyfrze zaczyna się ciąg liczb, które stanowią właściwe hasło do uruchomienia arsenału.
To ważne, bo na przykład Jimmy Carter oddał swój "biszkopt" razem z rzeczami do pralni, a Bill Clinton po prostu zgubił.
Skomplikowana procedura
W "nuklearnej futbolówce" są też dokumenty. M.in. różne scenariusze ataku, instrukcje - także w wersji obrazkowej i zabezpieczenie na wypadek nieusprawiedliwionego użycia broni atomowej. Scenariusze działań na bieżąco są zmieniane, w zależności od sytuacji międzynarodowej.
- Tutaj nie ma dowolności. Prezydent USA nie może sobie wybrać celu. Te cele są z góry wybrane w planach operacyjnych. Nawet w skrajnej sytuacji - zakładając, że mamy do czynienia z prezydentem niezrównoważonym - jest tam kilka co najmniej mechanizmów, które miałyby zapobiec przypadkowemu użyciu broni nuklearnej - tłumaczył Wojciech Lorenz, z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Prezydent wprowadzając kod nie odpala rakiet. Wydaje rozkaz, który uruchamia skomplikowaną procedurę.
- Gdyby sekretarz obrony uznał, że decyzja o użyciu broni nuklearnej jest całkowicie nieuzasadniona i jest raczej przejawem niestabilności psychicznej prezydenta, to mógłby uruchomić taką procedurę, która odsunęłaby prezydenta od władzy - wyjaśnił Lorenz.
Od pierwszych chwil po złożeniu przysięgi na stopniach Kapitolu, nowy prezydent zyskuje kontrolę nad 2000 głowic nuklearnych wymierzonych m.in. w Rosję i Chiny. Ocenia się, że użycie tylko 100 głowic oznaczałoby śmierć 2 mld ludzi.
Autor: js//gak / Źródło: Fakty z zagranicy
Źródło zdjęcia głównego: tvn24