Egipski minister finansów złożył dymisję po masakrze chrześcijańskich Koptów dokonanej przez wojsko 9 października w Kairze. Początkowo władze Egiptu twierdziły, że starcia sprowokowali sami Koptowie, ale szybko zaczęły się z tego wycofywać. Teraz armia tłumaczy się, że starcia sprowokowali "nieznani sprawcy", a sami Koptowie nie kryją wzburzenia. W starciach zginąć mogło nawet 36 osób.
W niedzielę wieczorem demonstracja Koptów przeciwko prześladowaniom religijnym zakończyła się masakrą tłumu przez wojsko i islamskich radykałów. Zginęło, według różnych źródeł, 25-36 osób, a 200 zostało rannych.
Pierwsze oficjalne informacje winą za wybuch zamieszek obciążały chrześcijan. Ale już następnego dnia minister informacji Osama Heikal zaprzeczył temu w telewizji, wskazując, że za tragicznymi wydarzeniami stały "elementy zagraniczne".
Dymisja ministra
W proteście przeciwko nieudolności rządu dymisję złożył minister finansów Hazim Abd el-Aziz Mohammed el-Biblawi.
Rząd nie chce jej jednak przyjąć. Biblawi powiedział też, że nie wie, co uczynić w tej sytuacji.
Koptowie wściekli
Swojego wzburzenia nie kryją egipscy Koptowie. - Obecna sytuacja jest tragiczna, wszyscy chrześcijanie są wściekli - powiedział tvn24.pl 24-letni Hossam, Kopt aktywnie biorący udział w protestach. - Od stycznia protestowaliśmy przeciwko Mubarakowi ramię w ramię z muzułmanami, a teraz jesteśmy dla nich wrogami. Atakują nas, niszczą nasze świątynie, nasz szpital został napadnięty przez islamskie bojówki - stwierdził młody Egipcjanin.
- Telewizja podaje, że to cywile wszczęli konflikt pierwsi, ale my wiemy, że to było wojsko. To oni nas zaatakowali. Użyli przeciwko nam ostrej amunicji. Wielu z nas nie miało się jak bronić - podkreślał informator.
Nic się nie zmieniło?
Hossam twierdzi, że po obaleniu Mubaraka nic się nie zmieniło w Egipcie. - To są ci sami ludzie, ta sama mentalność i sposób myślenia. Wysłali wojsko na plac Tahrir w styczniu, wysłali je teraz pod budynek telewizji. Armia powinna nas bronić, a nie zabijać - mówił rozgoryczony aktywista.
- Teraz chowamy zmarłych, zbieramy się na pogrzebach, jesteśmy wściekli i nie wiadomo, co może wydarzyć się lada chwila. Jedno jest pewne nie możemy tego tak zostawić - podsumował.
Krwawa łaźnia w Egipcie
Zamieszki wybuchły, gdy tysiące Koptów, domagających się położenia kresu prześladowaniom religijnym w Egipcie, dotarły pod gmach telewizji. Według egipskiej telewizji demonstranci zaczęli strzelać do żołnierzy, a także obrzucać ich kamieniami. Podpalali samochody. Według uczestników manifestacji, to wojsko pierwsze otworzyło ogień, gdy tylko demonstranci dotarli przed budynek telewizji.
Z relacji wielu świadków wynika, że w tłum demonstrantów wjechały dwa pojazdy opancerzone egipskiej armii, powodując śmierć wielu uczestników protestu.
Chrześcijanie, którzy stanowią ok. 10 proc. 80-milionowej ludności Egiptu, oskarżają muzułmańskich radykałów o zdemolowanie w zeszłym tygodniu kościoła w prowincji Asuan. W niedzielę wyszli na ulice Kairu, żądając dymisji gubernatora Asuanu, który - jak twierdzą - nie zadbał o ochronę świątyni.
Źródło: tvn24.pl