|

"Ograł nas". Niemieccy politycy wypisują się z klubu Putina. Na stałe?

GettyImages-1238504880
GettyImages-1238504880
Źródło: Sergei Guneyev\TASS via Getty Images

"Przekroczenie Rubikonu", "przewrót kopernikański", "polityczna rewolucja", "nowa era"... Tak dziennikarze i eksperci w Polsce opisują to, co wydarzyło się w Berlinie. Zmiana kursu niemieckiej polityki zagranicznej jest tak wyraźna, że zachęca do sięgania po naprawdę wyraziste komentarze. Co wpłynęło na decyzje rządu Olafa Scholza? Jak przekazywana Ukrainie broń będzie rzutować na kierunek jego polityki? Czy na trwałe zmieni się podejście Niemiec do Rosji?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Kiedy kilka miesięcy temu koalicjanci - SPD, FDP i Bündnis 90/Die Grünen - ogłaszali umowę o stworzeniu nowego niemieckiego rządu, nadali jej tytuł: "Więcej odwagi dla postępu". Szybko musieli zmierzyć się z zarzutami, że tej odwagi brakuje im w polityce międzynarodowej. Gdy coraz bardziej oczywiste stawało się, że Władimir Putin nie zamierza zatrzymać się tylko na groźbach wobec Ukrainy, wciąż nie było jasne, czy Berlin nie będzie hamował europejskich planów wsparcia Kijowa. Co więcej - w przypadku konkretnych decyzji rzeczywiście naciskał hamulec. Olaf Scholz i jego ministrowie musieli więc zmierzyć się z płynącą z różnych stron falą krytyki, niezrozumienia i rozczarowania. Symbolem tych komentarzy stały się memy prześmiewające w internecie decyzję niemieckiego rządu o wsparciu ukraińskich żołnierzy kilkoma tysiącami… hełmów.

Dziś już wiemy, że Berlin zdecydował się na bardziej ofensywne działania i zgodził się na pilne przekazanie ukraińskiej armii między innymi broni przeciwpancernej z zapasów Bundeswehry. Ogłaszając wsparcie Kijowa broniącego się "przed nacierającą armią Putina", Scholz przekonywał, że rosyjska inwazja stanowi punkt zwrotny. - 24 lutego 2022 roku oznacza przełom w historii naszego kontynentu - podkreślał niemiecki kanclerz i mówił, że wojna wywołana przez "pozbawionego skrupułów" Putina zmieni świat, w jakim do tej pory żyliśmy.

O 180 stopni

Ta zmiana już się dokonała. Przyznaje to ambasador Niemiec w Warszawie, który w internetowym nagraniu stwierdza, że "nic nie jest już takie jak kiedyś". Arndt Freytag von Loringhoven wprost odnosi się do padających pod adresem Berlina słów krytyki i mówi, że w tych mrocznych czasach Niemcy na nowo definiują podstawy swojej polityki na świecie. - Gdy zmienia się świat, nasza polityka zagraniczna także musi się zmienić o 180 stopni - przekonuje niemiecki dyplomata.

- W jeden dzień zostało przekreślonych 30 lat niemieckiej polityki zagranicznej i to w kilku obszarach - mówi nam doktor Agnieszka Łada-Konefał. Wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt zwraca uwagę na bardzo wyraźną zmianę kursu w zakresie polityki bezpieczeństwa. - Tu od lat, niezależnie od rządu, niestrudzenie powtarzano, że Niemcy nie będą wysyłać broni w regiony konfliktu oraz nie będą łożyć więcej funduszy na wojsko, i nie ma szans, aby osiągnęły 2 procent PKB wydatków na armię. Tymczasem to się stało - odnotowuje politolożka.

Z zapowiedzi zdecydowanego zwiększenia finansowania niemieckiej armii i konkretnego wsparcia wojska w Ukrainie zadowolony jest profesor Klaus Ziemer, były dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. - SPD za długo miało nadzieję, że można prowadzić dialog z Putinem. Wydarzenia ostatnich dni pokazały, że to jest błąd i trzeba fundamentalnie zmienić tę politykę. Ta zmiana ma poparcie wszystkich partii politycznych w Bundestagu oprócz AfD - podkreśla niemiecki politolog w rozmowie z portalem TVN24. - Bardzo się cieszę, że Bundeswehra, która jest już w strasznym stanie, będzie teraz odpowiednio wyposażona i nadrobione zostaną zapóźnienia ostatnich lat. Mam tylko nadzieję, że nie jest za późno i że broń do Ukrainy dotrze bardzo szybko - dodaje profesor Ziemer.

Ale decyzje dotyczące wojska to nie jedyna istotna zmiana w niemieckiej polityce. Wiele dzieje się także w opisywaniu relacji Berlina z Moskwą. - Historyczne wręcz są określenia używane przez niemieckich polityków wobec Putina. Zwraca tu uwagę ostrość tonu i jednoznaczność przekazu - ocenia doktor Łada-Konefał. Podkreśla, że zmienia się nie tylko retoryka, ale i polityka wobec Rosji do tej pory stawiająca na dialog. - Dialog wprawdzie zostaje opcją, ale jest i konkretna, twarda odpowiedź - podsumowuje badaczka z Darmstadt. Tą odpowiedzią była między innymi zgoda na wyłączenie Rosji z systemu bankowego SWIFT. Okazała się nagle możliwa, choć ledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock przekonywała, że taki ruch oznaczałby, że zwykli ludzie nie mogliby przekazywać pieniędzy swoim bliskim w Rosji.

Zabrakło popiołu

Profesor Klaus Bachmann, politolog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, przekonuje w internetowym wpisie, że w jednej chwili stał się obywatelem zupełnie innego państwa. Wcześniej - jak pisze - Niemcy to był "kraj, w którym mało kto wierzył w to, że Rosja jest agresywną autokracją, która zagraża też Niemcom, i który przez trzydzieści lat łudził się, że handel ze skorumpowanymi elitami Rosji i negocjacje z nimi demokratyzują go i uczynią go obliczalnym. W tych Niemczech demonstracje przeciwko polityce Stanów Zjednoczonych zwykle ściągały masy, a demonstracje przeciwko polityce Rosji - kilka osób". Tak było. A jak jest teraz? Według profesora Bachmanna Niemcy dzisiaj to kraj, w którym "przez moment zabrakło popiołu, tak gęsto posypali nim swoje głowy dotychczasowi lobbyści prorosyjscy". 

Doktor Bartosz Rydliński z Centrum imienia Ignacego Daszyńskiego widzi w tym "prawdziwy przewrót kopernikański w Berlinie". Prezes socjaldemokratycznego think tanku mówi nam, że "na naszych oczach zakończyła się tradycyjna Ostpolitik, bazująca na zmianie przez zbliżenie". Dowodem tego są między innymi zapowiedzi pilnej budowy gazoportów czy zatrzymanie certyfikacji Nord Stream 2. - Kierując się chęcią zadośćuczynienia swojej historycznej winy w relacjach z Moskwą, Berlin nie dostrzegał przestróg Warszawy, Kijowa, Wilna, Rygi czy Tallina. Teraz istnieje poważna szansa na to, że niemiecka polityka zrozumie, iż Putin, Ławrow i Szojgu to nie partnerzy biznesowi, lecz pospolici zbrodniarze wojenni - mówi doktor Rydliński.

Rząd, niemieccy politycy, społeczeństwo, elity zrozumiały, że nie mają do czynienia z partnerem przewidywalnym, racjonalnym, który reaguje tak, jak by można się było tego spodziewać, według logiki Zachodu i państw demokratycznych. Zrozumiano, że stawianie na dialog, kulturę, zbliżanie przez gospodarkę nie przyniosło efektów, że Putin grał, oszukiwał, zwodził. Wszystkie nadzieje się zawaliły, iluzje prysły.
Agnieszka Łada-Konefał

Właśnie w tym odarciu ze złudzeń i w ujawnieniu skali porażki dyplomacji dziennikarz, były korespondent w Berlinie Adam Górczewski dopatruje się przyczyn zdecydowanej wolty w niemieckiej polityce. Mówi nam, że ministrowie, z kanclerzem Scholzem na czele, musieli przyznać się do błędu.

- Udokumentowane oszustwa rosyjskiego prezydenta, brak efektywnego kontaktu z nim od momentu wypowiedzenia wojny i atak przypuszczony na Ukrainę z wielu stron, z ofiarami cywilnymi, postawił niemieckich polityków przed koniecznością przyznania: Zostaliśmy oszukani! Putin z nami pogrywał! - komentuje autor podcastu "W razie Niemca". I rzeczywiście takie zdania padały, bo dyplomacja z dnia na dzień straciła wobec Rosji jakąkolwiek efektywność. Upieranie się przy dotychczasowych metodach mogło jedynie pogłębiać straty. - Dźwięk łusek spadających z oczu polityków w Niemczech obudził w nich konieczność działania. Odrzucane dotąd sugestie ekspertów przebiły się do realnej polityki - zauważa Górczewski.

Głos społeczeństwa

Ale za decyzjami o przeprowadzeniu swoistej rewolucji w niemieckiej polityce stały zapewne nie tylko straty wizerunkowe, które wymagały pilnego pudrowania owacją na stojąco dla kanclerza przemawiającego na specjalnej sesji Bundestagu. - Przypuszczam, że był nacisk ze strony sojuszników, ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Poza tym ważny był też głos społeczeństwa. Ogromna manifestacja na rzecz pokoju w Berlinie, ale także w innych miastach - wylicza profesor Ziemer. A doktor Łada-Konefał zwraca uwagę na szybkość zmian i ekspresowe tempo podejmowania decyzji, które dotyczą kilku istotnych obszarów niemieckiej polityki. - Do tej pory każdy taki obszar był dyskutowany miesiącami, jeśli nie latami, a i tak niewiele się zmieniało - komentuje badaczka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. 

Manifestacja w Berlinie, 27 lutego 2022 roku
Manifestacja w Berlinie, 27 lutego 2022 roku
Źródło: Sean Gallup / Getty Images

Najbliższe tygodnie i miesiące oczywiście zweryfikują, czy niemiecki rząd nie zboczy z wyznaczonych na nowo, już nawet nie ścieżek, ale wręcz politycznych autostrad. Nadzieję na to daje konsensus wśród najważniejszych sił politycznych w Bundestagu. - W polskich komentarzach czytałem, że to jest "zwrot kopernikański". I faktycznie. Ale politycy muszą się najpierw przyzwyczaić do tego, a potem konsekwentnie realizować zapowiedzi kanclerza. Ważne jest to, że największa partia opozycyjna, czyli chadecja, absolutnie popiera ogłoszony przez socjaldemokratycznego kanclerza zwrot w polityce zagranicznej - komentuje profesor Ziemer. Są jednak i tacy, którzy powątpiewają w długofalowe utrzymanie tego kursu i trwałe izolowanie Moskwy. Na argumenty sceptyków zwraca uwagę Adam Górczewski, zauważając, że na przykład zawieszenie certyfikacji Nord Stream 2 nie przekreśla jeszcze ostatecznie tego projektu. - Decyzja w tej sprawie jest tak podjęta, że można równie dobrze wrócić do inwestycji, jak i całkiem ją zamknąć. Choć z każdym dniem rzeczywiście coraz trudniej wyobrazić sobie ten pierwszy wariant.

Profesor Klaus Ziemer przyznaje, że nagłe przestawianie zwrotnicy niemieckiej polityki zagranicznej jest dla Olafa Scholza szansą na zupełnie nowe otwarcie i wyraźne odcięcie się od dorobku poprzedniczki. Stery rządu przejął przecież po Angeli Merkel, która kierowała krajem przez szesnaście lat i odcisnęła wyraźne piętno nie tylko na niemieckiej polityce. - Scholz był w Moskwie i rozmawiał z Putinem. Teraz przyznał, że te rozmowy nie mają sensu, bo Putin kłamie. Niemiecki kanclerz przekonał się o tym osobiście - komentuje Ziemer. Nie można przecież zapomnieć, iż to w czasie wizyty kanclerza Scholza w Moskwie Władimir Putin ogłaszał, że pierwsze rosyjskie oddziały kończą swoje ćwiczenia przy ukraińskiej granicy i wracają do domów.

Doktor Rydliński przekonuje, że kolejna rosyjska agresja na Ukrainę unaoczniła całej niemieckiej opinii publicznej nie tylko nieobliczalność Putina, ale też - jak mówi prezes Centrum Daszyńskiego - "naiwność polityki ery Angeli Merkel". - Była szefowa rządu federalnego przy każdym przesileniu na linii Zachód-Rosja starała się wylewać oliwę na wzburzone geopolityczne fale. Było tak chociażby przy ustanawianiu tzw. porozumień mińskich, które w swoim zamyśle miały doprowadzić do rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego w Donbasie - przypomina Bartosz Rydliński.

Lobbysta Putina

Tyle że zarzuty padające pod adresem byłej już kanclerz z chadecji z całą pewnością nie pokazują pełnej złożoności niemieckiej polityki w tym obszarze. Wszak wokół wielkich rosyjskich spółek energetycznych łatwo znaleźć gospodarczych lobbystów wywodzących się wprost z socjaldemokracji, która przecież tworzyła razem z CDU/CSU choćby poprzedni niemiecki rząd. Symbolem tego jest chociażby postać byłego kanclerza Gerharda Schrödera, który przed laty związał się z rosyjskimi firmami i w niemieckich mediach był nazywany "lobbystą Putina". A ostatnio upominał się o to, by nie zrywać wszystkich więzi politycznych, gospodarczych i społecznych łączących Europę i Rosję.

Demonstranci w Kijowie domagają się sankcji na "agentów wpływu Putina", 14 lutego 2022 roku
Demonstranci w Kijowie domagają się sankcji na "agentów wpływu Putina", 14 lutego 2022 roku
Źródło: Yuliia Ovsiannikova / Ukrinform / Future Publishing via Getty Images

Z kolejnej jednak strony - jakkolwiek bardzo emblematyczny jest przykład Schrödera, on także nie opowiada całej historii niemieckiego zanurzenia w rosyjskie morze biznesowe. Jak zauważa Adam Górczewski - jeszcze kilkanaście dni temu w niemieckiej debacie publicznej wyraźnie zauważalni byli "przyjaciele Rosji", czyli Russland-Versteher (Putin-Versteher). Dziś wielu z nich prześciga się w wypisywaniu się z tego klubu i odcinaniu się od przeszłości. - To osoby, które "rozumiały" i podzielały sposób prowadzenia polityki i decyzje podejmowane przez rosyjskie władze albo - mówiąc wprost - przez Putina. To duża część polityków SPD - dziś partii kanclerskiej, zdecydowana większość skrajnej lewicy - die Linke, pewna grupa CDU/CSU, czyli największego dziś ugrupowania opozycji, rządzonego do niedawna przez Angelę Merkel. W osobliwy sposób także skrajna prawica - AfD - była w stanie tłumaczyć postępowanie Putina, przekonując, że należy mu się szacunek i warto prowadzić z jego Rosją biznesy, nawet w bardzo wątpliwych etycznie sytuacjach - podsumowuje Adam Górczewski.

Jak wiele z tych biznesów zostanie dzisiaj przeciętych? I jak długo to przecięcie będzie faktem? Czy Niemcy podejmą próbę poradzenia sobie bez rosyjskiego węgla i gazu? I czy spróbują zapewnić sobie niezależność energetyczną na przykład poprzez dłuższe utrzymywanie przy życiu swoich ostatnich elektrowni atomowych? Wiele podobnych pytań nadal wymaga odpowiedzi, a to znaczy, że wiele jeszcze zwrotów w niemieckiej polityce możemy widzieć w najbliższym czasie. Cóż, rozwody - także te polityczne - bywają trudne. Tym bardziej jeśli nagle trzeba porzucić złudzenia i przyznać, że partner okazał się pospolitym oszustem, patologicznym kłamcą i pozbawionym skrupułów bandytą.

Czytaj także: