Atak na instalacje naftowe Arabii Saudyjskiej kraj ten powinien potraktować jako ostrzeżenie, że musi zakończyć swój udział w wojnie w Jemenie - oświadczył prezydent Iranu Hasan Rowhani.
Prezydent Rowhani odniósł się do sobotniego ataku na rafinerie w Bukajk i Churajs na wschodzie Arabii Saudyjskiej.
Podkreślił, że Iran nie chce regionalnego konfliktu. - Kto go rozpoczął? Nie Jemeńczycy - zaznaczył.
- Wojnę w regionie rozpętali Saudyjczycy, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Ameryka, pewne kraje europejskie oraz reżim syjonistyczny (Izrael - red.) - powiedział irański przywódca w nagraniu wideo z posiedzenia rządu. Dodał, że sprzymierzeni z Iranem zbrojni rebelianci jemeńscy Huti zaatakowali w sobotę saudyjskie rafinerie w ramach "ostrzeżenia", po przypisywanych saudyjskiej koalicji wojskowej atakach na szkoły, szpitale i targi w Jemenie.
Dowodzona przez Saudów koalicja walczy z Hutimi od 2015 roku. Irański prezydent nie odniósł się w nagraniu do oskarżeń wysuwanych przez przedstawicieli władz USA i Arabii Saudyjskiej, że to Iran stoi za atakiem na rafinerie.
IRNA: prezydent i szef MSZ mogą odwołać udział w sesji ONZ
Irańska państwowa agencja IRNA podała w środę, że Rowhani może odwołać swój udział we wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, jeśli USA w ciągu kilku godzin nie wydadzą wiz dla niego i ministra spraw zagranicznych Mohammada Dżawada Zarifa. "Jeśli ich wizy nie zostaną wydane w ciągu kilku godzin, wizyty prawdopodobnie zostaną odwołane" - napisała agencja. IRNA zauważyła, że pierwsza irańska delegacja, niższego szczebla, nie opuściła kraju z braku wiz. Wylot Zarifa do Nowego Jorku planowany był na nadchodzący piątek, Rowhaniego natomiast na poniedziałek. Departament Stanu USA na razie tych doniesień nie skomentował.
W okresie wzmożonych napięć na linii Teheran-Waszyngton wrześniowa sesja Zgromadzenia Ogólnego była postrzegana jako okazja do ewentualnego spotkania Rowhaniego z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Strona irańska jednak w ostatnich dniach oświadczyła, że do spotkania nie dojdzie.
Departament Stanu ostrzega podróżujących do Arabii Saudyjskiej
Departament Stanu USA ostrzegł natomiast amerykańskich obywateli przed podróżowaniem do Arabii Saudyjskiej.
"Należy zachować szczególną ostrożność podczas pobytu w Arabii Saudyjskiej ze względu na terroryzm oraz zagrożenie atakami dronów i rakiet na cele cywilne" - oznajmił Departament Stanu.
Resort zaznaczył, że przedstawiciele amerykańskiej misji dyplomatycznej w Arabii Saudyjskiej nie mogą bez pozwolenia szefa misji korzystać z lotniska w Abha na południu kraju, około 200 kilometrów od granicy z Jemenem. Tamtejszy port lotniczy wielokrotnie był atakowany dronami i rakietami, wystrzelonymi z Jemenu. Jednocześnie Departament Stanu bezwzględnie zakazał zbliżania się do granicy jemeńskiej na odległość mniejszą niż 50 kilometrów.
Spór wokół ataku na rafinerie. Szukają winnego
Relacje między Iranem a USA są od dłuższego czasu napięte, a do kolejnych tarć doszło podczas ostatniego weekendu, po sobotnich atakach na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej.
ZOBACZ RAPORT tvn24.pl: Atak na saudyjskie rafinerie
Przyznał się do nich wspierany przez Iran rebeliancki ruch Huti, walczący w Jemenie z siłami rządowymi, te z kolei wspiera koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej. Według władz USA i Arabii Saudyjskiej za atakami stoi Iran. Jak podała telewizja NBC News, w odpowiedzi administracja USA rozważa między innymi cyberatak czy ataki militarne na irańskie instalacje naftowe i obiekty irańskich Strażników Rewolucji.
Mimo przedstawionych przez wojskowych ekspertów opcji prezydent Trump miał według NBC poprosić jednak o opracowanie dalszych możliwości, "poszukując skoncentrowanej odpowiedzi, która nie wciągnęłaby USA w większy konflikt zbrojny z Iranem".
Autor: akw//kg / Źródło: reuters, pap