Asad: Interwencja tylko wzmocni Al-Kaidę. Będzie odwet


- Ewentualny zbrojny atak Stanów Zjednoczonych na cele w Syrii stanowiłby bezpośrednie wsparcie dla lokalnej filii Al-Kaidy - stwierdził prezydent tego kraju Baszar el-Asad. W wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS przekonywał również, że Amerykanie mogą się spodziewać odwetu za interwencję.

Syryjski dyktator w drodze wyjątku zgodził się na wywiad dla telewizji CBS, w obliczu trwającej w USA dyskusji na temat ewentualnego ataku na Syrię. Zazwyczaj rozmawia jedynie z mediami rosyjskimi i irańskimi. Fragmenty rozmowy z amerykańskim dziennikarzem ujawniono w niedzielę wieczorem, a dzisiaj zaprezentowano jej streszczenie.

Atak tylko pomoże terrorystom?

W wywiadzie Asad przedstawiał swoją wersję wydarzeń, powtarzając, iż jego wojska walczą nie z rebeliantami, ale z terrorystami. Stwierdził przy tym, że wszelkie ataki Amerykanów wymierzone w Syrię będą niczym innym jak "bezpośrednim wsparciem" dla lokalnego odłamu Al-Kaidy. Jak ostrzegł Asad, następstwa amerykańskiej interwencji "mogą przybrać różne formy", w tym wzrost "niestabilności i rozlanie się terroryzmu na region, co bezpośrednio wpłynie na Zachód". Dyktator przestrzegał również, iż atak na jego kraj spotka się z odwetem, który "może przybrać różne formy", tak bezpośrednie jak i pośrednie. Nie sprecyzował jednak co ma na myśli. Asad ostrzegł, że działania odwetowe w razie amerykańskiego ataku niekoniecznie nastąpiłyby ze strony władz Syrii, te bowiem "nie są jedynym graczem w regionie" (zapewne chodzi o Iran i Hezbollah, jednych regionalnych sojuszników Asada - red.). Na pytanie, czy w reakcji na uderzenie USA zostanie użyta broń chemiczna, odpowiedział, że będzie to zależeć od tego, czy broń ta znajduje się w rękach "rebeliantów, terrorystów czy jakiejkolwiek innej grupy w regionie" i dodał: "Nie wiem, nie jestem jasnowidzem".

- W razie ataku należy spodziewać się najgorszego - podkreślił w wywiadzie dyktator i poradził Amerykanom, by nie angażowali się w następny konflikt na Bliskim Wschodzie.

Niech przedstawią dowody

W rozmowie z dziennikarzem CBS Asad zdecydowanie odrzucił oskarżenia administracji USA, iż miał coś wspólnego z atakiem bronią chemiczną na cywilów na przedmieściach Damaszku pod koniec sierpnia. Stwierdził, że jeśli Amerykanie mają jakieś dowody, to powinni je przedstawić.

- Najważniejsze jest to, że naród amerykański nie chce tej wojny - mówił Asad. Dlatego jego zdaniem "członkowie Kongresu USA i Biały Dom powinni sobie zadać pytanie: co ta wojna da Stanom Zjednoczonym?". Pytany przez CBS, czy spodziewa się ataku, Asad odparł, że nie wie. Zapewnił jednak, że Syria jest nań "przygotowana tak dobrze jak to jest możliwe".

Rozbieżne zdania

Administracja Baracka Obamy i szereg państw zachodnich kategorycznie stwierdziły, iż istnieją twarde dowody wskazujące na winę Asada. Liczne materiały mają dowodzić, że to wojsko dyktatora zaatakowało przy pomocy gazów bojowych przedmieścia Damaszku 21 sierpnia. Miało od nich zginąć ponad 1,4 tysiąca cywilów. Na miejscu ataku pracowali inspektorzy ONZ, który już poza granicami Syrii badają pobrane próbki. Administracja USA przestrzegła jednak, że nie ma zamiar czekać na wyniki ich prac. Atak zależy teraz przede wszystkim od zgody Kongresu USA, o którą wystąpił Obama. Interwencji w Syrii zdecydowanie sprzeciwia się Rosja. Również w innych krajach amerykańskie plany napotykają opór. Udziału w interwencji odmówił między innymi brytyjski parlament, stawiając w trudnej sytuacji premiera David Camerona, który wcześniej zadeklarował poparcie dla USA.

Autor: mk/jk / Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl

Tagi:
Raporty: