Tureckie linie lotnicze Turkish Airlines badają sprawę arabskich napisów, znalezionych na kilku silnikach należących do tych linii samolotów. Na wieść o napisach wielu pracowników linii lotniczych wpadło w panikę, podejrzewając, że mogła to być część planu zamachu terrorystycznego zorganizowanego przez dżihadystów. Okazało się jednak, że napisy to nic innego jak fragment modlitwy o powodzenie i dostatek.
Do incydentu doszło na lotnisku im. Ataturka w Stambule. Na stronie internetowej Airporthaber, publikującej wiadomości z lotniska, napisano, że kamery bezpieczeństwa nie zarejestrowały, kto może być autorem arabskich napisów. To zaś wywołało zaniepokojenie stanem zabezpieczeń największego tureckiego lotniska.
"Odkrycie arabskich napisów, których nikt nie potrafił odczytać, na silniku samolotu na piątym pod względem ruchu lotniczego lotnisku w Europie wywołało wśród personelu obawy, że za incydentem mogą stać zwolennicy Państwa Islamskiego" - czytamy na stronie Airporthaber.
W sumie znaleziono arabskie napisy na silnikach czterech samolotów, które przyleciały z czterech różnych kierunków. Okazało się jednak, że wytłumaczenie tajemniczych napisów nie ma nic wspólnego z terroryzmem.
Rzecznik Turkish Airlines poinformował, że były to zapisane arabskimi literami fragmenty modlitwy o obfitość zbiorów i powodzenie. - Nie sądzimy, że tę sprawę można łączyć z jakąkolwiek organizacją terrorystyczną, nie było też zagrożenia dla naszych pasażerów - powiedział urzędnik.
Obawy pracowników lotniska wynikają m.in. z tego, że w syryjskim mieście Kobane, położonym w pobliżu granicy z Turcją, trwają ciężkie walki z dżihadystami.
Zagraniczni dyplomaci szacują, że setki zwolenników dżihadystów z Państwa Ismaskiego mogło przedostać się do Syrii przez turecką granicę, korzystając z lotniska w Stambule. Ich zdaniem Turcja, jako członek NATO, może być celem zamachów terrorystycznych.
Autor: asz\mtom / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: CC BY SA Wikipedia | David