"Pan Normalny" - takim hasłem reklamował się w kampanii socjalista Francois Hollande, wybrany na nowego prezydenta Francji po 17 latach rządów prawicy. Ale choć pokonał rekordowo mało popularnego Nicolasa Sarkozy'ego, sam od majowych wyborów nieprzerwanie traci poparcie.
Po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w maju Nicolas Sarkozy odchodził jak niepyszny. Pięć lat wcześniej obejmował urząd jako człowiek, który miał przeprowadzić konieczne reformy, uzdrowić gospodarkę i przywrócić Francji jej pozycję w świecie. Większość rodaków rozczarowała się jednak jego stylem rządzenia i centralizacją władzy w Pałacu Elizejskim. "Sarko" zyskał etykietkę snoba i megalomana, lubiącego drogie gadżety i sesje w kolorowych magazynach. Wraz z żoną Carlą Bruni był ulubionym obiektem plotek brukowej prasy, emocjonującej się zwłaszcza narodzinami pierwszego dziecka prezydenckiej pary. Na tym tle Francois Hollande miał być "panem normalnym" - mniej aroganckim i bliższym ludziom. Chwalono fakt, że za główny cel postawił sobie stanie na straży sprawiedliwości społecznej. Pokładano w nim wielkie nadzieje licząc, że zajmie się reformą banków i podatków, uratuje kraj przed nadmiernym długiem publicznym i wpompuje nową energię w rynek pracy. Podkreślano, że skręt w lewo opłaci się Francji po 17 latach rządów prawicowych przywódców. Rewolucja miała nastąpić także w kwestii wizerunkowej, głównie za sprawą partnerki Hollande'a, dziennikarki Valerie Trierweiler. W kampanii unikała wypowiadania się na tematy polityczne, chętnie za to mówiła o gotowaniu i zakupach w tanich sklepach, chcąc odróżnić się w ten sposób od ceniącej luksus Carli Bruni. Trierweiler zapowiedziała też, że nie rzuci posady w tygodniku "Paris Match" i nie zamierza brać z Hollande'em ślubu, co czyniło ją pierwszą "nie-żoną" w Pałacu Elizejskim. Wielkie oczekiwania, zawiedzione nadzieje Zwycięstwo Hollande'a ogłoszono po zaciekłej walce w dwóch turach wyborów. W pierwszej zaskakująco wysoki wynik uzyskała kandydatka skrajnej prawicy Marine Le Pen (18 proc.), co wielu potraktowało jako sygnał ostrzegawczy ze strony Francuzów, oczekujących zdecydowanych rządów. W drugiej turze socjalista gładko pokonał Sarkozy'ego (51,6 proc. - 48,4 proc.), ale po początkowej euforii zaczął tracić popularność w lawinowym tempie. Pół roku po wyborach, w listopadzie 2012 roku, miał jedynie około 44 procent poparcia, czyli mniej, niż wynosił najgorszy wynik ''Sarko". Dlaczego? Ocenia się, że powodem jest podwyżka podatków, pogłębiający się kryzys i brak zdecydowanych działań prezydenta. Choć kalendarz Hollande'a wypełniony jest spotkaniami i wizytami zagranicznymi, daleko mu do pozycji na arenie międzynarodowej, jaką miał jego poprzednik. Francuzi zarzucają mu też, że nie realizuje obietnic z kampanii i nie ma wizji przyszłości dla Francji. Pozytywnym sygnałem jest jednak zbliżenie z Polską i chęć pogłębienia nieco zaniedbanej relacji, o czym mówił podczas listopadowej wizyty w Warszawie.
Autor: jk/k / Źródło: tvn24.pl