Środa, 13 października- To była radość, ale także coś więcej. Nie wiem jak to określić, ale jak zobaczyłem moją rodzinę, to poczułem się jak w niebie - opowiadał reporterowi TVN24 Zbigniew Nowak, górnik, którego ratownicy wydobyli po katastrofie w kopalni Halemba w 2006 roku. Teraz mężczyzna śledzi losy chilijskich kolegów po fachu.
Zbigniew Nowak spędził 1000 metrów pod ziemią, w rudzkiej kopalni, pięć dni. Górnik przyznaje, że moment, kiedy usłyszał ratowników był cudowny, ale były też chwile grozy. - Miałem dwie fazy. Jak nawiązałem kontakt z ratownikami,to byłem nieludzko szczęśliwy i niczego więcej nie potrzebowałem. Potem oni zajęli się swoją robotą i zrobiło się cicho. Wtedy zacząłem się bać, że drugi raz tąpnie. To był jeszcze większy strach niż przez te wszystkie dni, które spędziłem pod ziemią. To był najgorszy moment - opowiada ocalony.
"Po prostu słońce"
Jednym z ratowników był Jan Gaura. Mężczyzna stwierdził, że tak szczęśliwego człowieka, jak Zbigniew Nowak, nigdy nie widział. - Po prostu słońce. Mimo, że był pomazany i brudny było po nim widać, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Taki widok nie zdarza się normalnie. Taki jednorazowy on - mówi Gaura. Powiedział też, że szczęście z udanej akcji ratowniczej czerpią dwie strony. - Jest coś takiego, że ten człowiek wraca do rodziny, a my mamy sukces - mówił.
Ratownik przyznał, że warunki do prowadzenia akcji były bardzo trudne. - Była ta świadomość, że wystarczyło coś, lekko pójdzie nie tak i wszyscy się podusimy - mówił.
"Oni pewnie nie wiedzą co robią"
Chilijskim ratownikom towarzyszy ogromne zainteresowanie mediów z całego świata. Zbigniew Nowak twierdzi, że ocalonym nie można zarzucić, że cieszą się na pokaz.
- Każdy ma swój sposób na odreagowanie. Jak wyjechali mogą stać na powierzchni, rozmawiać z rodziną, oddychać czystym powietrzem. Pewnie nerwy im puszczają. Nawet nie wiedzą co robią z tego szczęścia. - tłumaczy Polak.
"Jak opadnie kurz, wrócą do normalności"
- Media na pewno im nie pomogą. Nawet będą im jakiś czas przeszkadzać w adaptacji do nowej sytuacji. Ale jak opadnie kurz i media dadzą spokój, wtedy oni wrócą do normalności, rodziny, domu - ocenia Nowak.
Jan Gaura dodaje, że wszyscy śledzą losy akcji ratunkowej, bo są ciekawi czy coś takiego może się udać. - Wiadomo jak to długo trwało, jakie pyły prognozy. Dzięki tym transmisjom każdy będzie wiedział jak to wszystko przebiega - cieszy się ratownik.
- Patrzę na to z ciekawością. Dopiero jak wyjdzie ostatni spokojnie wyłączę telewizor. Człowiek był w podobnej sytuacji i ciągle sobie myślę, że uda się, uda. Oby tak dalej. Niech się tylko nie śpieszą, żeby nie popełnić błędu - podsumowuje Zbigniew Nowak.