Poniedziałek, 20 czerwca Hodowali siedem krzaków konopii, zostali skazani prawomocnym wyrokiem. Mowa o właścicielach skansenu w Lipinach, którego celem jest pokazywanie, jak polska wieś wyglądała w epoce reymontowskich "Chłopów". I choć wyniki badań potwierdziły, że rośliny zarekwirowane w skansenie nie posiadają właściwości narkotycznych, to wymiar sprawiedliwości okazał się nieugięty.
Małżeństwo Bohaczyków od lat prowadzi w Lipinach na Podkarpaciu Muzeum Wsi Polskiej. Miniaturowa wioska, wzorowana na opisie z "Chłopów" Reymonta, ma pokazać, jak wyglądał ówczesny świat.
Żeby realizmu więcej, właściciele zasadzili rośliny uprawiane przez ówczesnych chłopów. Jest więc gryka (ta "jak śnieg biała"), jest niebiesko kwitnący len. Były i konopie. W przeszłości służyły one do produkcji lin i płótna, wytwarzano też z nich na olej.
Podszyli się pod turystów
Informację o plantacji marihuany w skansenie przekazał tajemniczy informator. Policjanci od zwalczania przestępczości narkotykowej w muzeum w Lipinach pojawili się z samego rana. Działania operacyjne wymagały podszycia się pod turystów.
- Poszliśmy do Krasnoludkowa. Oczywiście panowie sobie tam posprawdzali pod tymi drzewami, wokół tych chatek krasnoludków – opowiada właścicielka muzeum, Zofia Gągała-Bohaczyk.
Policjanci namierzyl siedem krzaków konopii Zostały zarekwirowane i przekazane do ekspertyzy.
Podobne w wyglądzie, różne w działaniu
Badanie w laboratorium policji potwierdziło, że konopie były nieszkodliwe. Mimo to, ani policja, ani prokuratura nie umorzyły postępowania.
Sprawa trafiła do sądu, a tam zapadł prawomocny wyrok: właściciele zostali skazani za złamanie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. - Ale winnym się nie czuje - podkreśla Włodzimierz Bohaczyk.
Szkopuł w tym, że zarekwirowane konopie, to konopie pastewne, które zawierają tylko śladowe ilości substancji narkotycznej. I choć z wyglądu są podobne do konopii indyjskiej, różnica pomiędzy roślinami jest znaczna. Odurzenie się tą pierwszą jest bardzo trudne.
Bo o pozwoleniu nie wiedzieli
Zgodnie ze wskazaną w akcie oskarżenia ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii, na posiadanie tego typu roślin wymagane jest bowiem zezwolenie wójta, burmistrza albo prezydenta miasta. Wnioskodawca musi podać konkretny powód, np. cele związane z nasiennictwem czy budownictwem.
Bohaczykowie twierdzą, że nie wiedzieli, że o pozwolenie muszą się starać. Cel ich uprawy - edukacyjny - nie jest zresztą wymieniony w ustawie. Poza tym przekonują że zezwolenia na posianie zaledwie kilku krzaków konopii by nie dostali.
Ostatecznie jednak rzecz miała szczęśliwy finał: po dokładnym przebadaniu sprawy sąd odstąpił od wymierzenia kary.