O nowych ruchach politycznych, ich przywódcach i ambicjach pisze Wojciech Młynarski.
Wskutek ważnych dość wypadków
ujmę rzecz bez zbędnych kruczków:
skończył się czas drętwych dziadków,
przyszły czasy wściekłych wnuczków.
Choć nikt, widząc ich na starcie,
nie znał przyczyn ich wściekłości,
już cieszyli się poparciem
znacznej części społeczności.
Bowiem jest w tym sensu trochę
i pora się zgodzić ze mną,
że społeczność nasza kocha
takie wściekłe randki w ciemno.
A na randce tej czekają
dość nieobliczalne świry
jako szansa mego kraju,
a nie temat do satyry.
I nietrudno dość ustalić,
że przenika ich tęsknota,
żeby wszystkim dać popalić
i pogonić wszystkim kota.
I tak myślę sobie nie raz,
nim przejdą od słów do czynów,
skąd wywodzi się kariera
tych rockowych hunwejbinów.
Myślę, że się tu odzywa
rdzennie polski gen kretyński,
kiedy tak, jak chciał, wygrywał
z Mazowieckim żłób Tymiński.
A ponadto z tego kramu
wyjmę jeszcze fakt konkretny:
wnusie nie są bez programu,
oni mają program świetny.
A ten program wściekłych wnusiów
w takich słowach się tłumaczy –
najpierw, kurde, zróbmy burdel,
potem, kurde, się zobaczy!