Piątek, 22 kwietnia Spotkali się oko w oko na polanie w Puszczy Białowieskiej - 17-letni Romek z lornetką w ręku obserwujący ptaki, z drugiej "dewizowy myśliwy" z Niemiec, który marzył o upolowaniu obiecanego jelenia. Nie udało się, dlatego sprawa 17-latka z lornetką trafiła do sądu. "Firma, która wysłała tego myśliwego, zgłosiła zastrzeżenia na temat kłopotów w organizacji polowania" - informują leśnicy.
To miał być łów co się zowie - i wszystko szło według planu do momentu, kiedy strzelby stanęły naprzeciw lornetek. 17-letni Romek Sołowianiuk, zapalony ornitolog, zaplanował bezkrwawe polowanie, natomiast dewizowy myśliwy z Niemiec chciał ustrzelić jelenia. Traf chciał, że na miejsce swoich polowań wybrali w tym samym czasie tę samą polanę w Puszczy Białowieskiej.
Towarzyszący Niemcowi zwiadowca-leśniczy podszedł do ornitologa i powiedział, że lepiej byłoby, gdyby sobie poszedł. Ale Romek wolał zostać i dalej obserwować ptaki.
Leśniczy w służbowej notatce napisał, że "myśliwy był bardzo zdenerwowany, gdyż chciał koniecznie usiąść na tym łowisku. Po rozmowie z tłumaczką mówił, że jemu dokucza biodro i nogi."
Obiecanego jelenia nie było
Mimo tego bólu, łowczy poszedł polować na inną polanę. Bezskutecznie. Wymarzonego jelenia nie ustrzelił. Problem w tym, że polowanie było opłacone, a firma, która je zorganizowała, miała swoje zobowiązania wobec klienta.
Sprawa spotkania 17-letniego ornitologa i myśliwego z Niemiec trafiła do sądu. Nadleśnictwo w Hajnówce najpierw zawiadomiło organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa, a teraz przed wymiarem sprawiedliwości występuje jako oskarżyciel posiłkowy. Zarzut: umyślne i złośliwe płoszenie zwierzyny.
Bazyli Wołkowycki, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Hajnówka wyjaśnia: - Firma, która desygnowała tutaj tego myśliwego, zgłosiła do Regionalnej Dyrekcji zastrzeżenia na temat kłopotów w organizacji polowania.
- W ocenie nadleśnictwa stanowiło to jakieś zagrożenie, nie tylko myślę, że w przeszkadzaniu, płoszeniu. Tutaj widzę też zagrożenie dla samej osoby – dodaje leśniczy.
Dlaczego przed sąd?
We wrześniu ubiegłego roku w Puszczy Białowieskiej grupy ekologów rzeczywiście przeszkadzały myśliwym w polowaniach i to skutecznie. Wśród nich nie było jednak Romka. Akcję relacjonowano w mediach. Nadleśnictwo w Hajnówce nie oskarżyło jej organizatorów, przed sąd trafiła za to sprawa 17-letniego ornitologa.
- Nie zrobiłem niczego, co mogłoby przepłoszyć zwierzynę, bo starałem się poruszać cicho w tym miejscu. Też zależy mi na tym, żeby chronić tę przyrodę, a nie niszczyć – zapewnia 17-latek.
Jego wersję potwierdza główny świadek zdarzenia. - Nie był hałaśliwy. Chodził po prostu po poletku z lornetką i oglądał ptaki. Ot i tyle wszystkiego – mówi Eugeniusz Bajko, podleśniczy Leśnictwa Wilczy Jar, i dodaje, że na polanę nie ma zakazu wstępu, każdy może na nią wejść.
Suchej nitki na pretensjach zgłaszanych przez organizatorów polowania i Nadleśnictwo Hajnówka nie zostawia Janusz Korbel, członek Rady Naukowej Białowieskiego Parku Narodowego i prezes Towarzystwa Ochrony Krajobrazu. - Jest to po prostu bzdura, dlatego że po pierwsze ten człowiek przebywał na obszarze, gdzie mógł przebywać. Nie było tam żadnych zakazów wstępu. Po drugie jest amatorem ornitologiem, więc obserwuje ptaki i zachowuje się cicho, spokojnie, a że przy okazji wypłoszył komuś jelenia, który miał przyjść i miał być strzelony przez jakiegoś myśliwego - to jest zbieg okoliczności. On nie mógł wiedzieć o tym, ponieważ żadnej takiej informacji nie miał – mówi.