Czwartek, 11 listopada W Ugandzie spędziła prawie całe dorosłe życie. Była z tymi, do których inni bali się podejść. Przez ten czas zbudowała szpital dla trędowatych, ratując życie tysiącom osób. Doktor Wanda Błeńska - "Matka Trędowatych" - skończyła niedawno 99 lat.
- Ja pokochałam moją pracę i mych pacjentów - mówi dziś skromnie.
Wszystko zaczęło się na początku lat 50. XX wieku, gdy przyjechała do Buluba. Na miejscu zastała niewielką przychodnię dla chorych na trąd. - Nie było oddziału chirurgicznego, nie było niczego - wspomina.
A pracy było wiele. - Fakt jest, że wszyscy ludzie boją się trądu. Rodzina stara się chorego usunąć do szpitala, byle nie przebywał w domu.
Bali się nawet lekarze, którzy przychodzili oglądać chorych. - Byle nie dotknąć. Myśmy się z siostrą bardzo śmiały z tego - mówi.
Bez strachu
Doktor Błeńska nie bała się swoich podopiecznych i szybko zdjęła rękawiczki w czasie badań. - Bałam się, że oni będą się bać mnie, gdy będę ich badać. Będą czuli poniżenie.
To i wiele innych gestów spowodowało, że zyskała ogromne uznanie Ugandyjczyków. Z uznaniem otrzymała przydomek "Matka Trędowatych". Mówiono też do niej "Docta", czyli doktor. Pseudonimów w życiu miała zresztą wiele - podczas okupacji, gdy pracowała w toruńskim szpitalu znana była jako Szarotka. - Udzielała pomocy Polakom, organizowała lekarstwa - mówi Elżbieta Skierska, dokumentalistka Archiwum Pomorskiego AK.
Ucieczka w skrzyni z węglem
Mimo zasług w czasie wojny, w 1946 roku musiała uciekać z kraju przez Niemcy do Londynu. - Podróż spędziła na statku, który przewoził konie. W skrzyni z węglem - mówi Skierska.
Gdy znalazła się w Ugandzie przesiadła się na "piki piki". - Miałam motocykl, który oni nazywali "piki piki". Zatrzymywano mnie czasem z wielkim uśmiechem mówiąc: ja tylko chcę zobaczyć, kim jesteś - przypomina.
Ostatni raz do szpitala w Buluba pojechała w 2006 roku, ale nawet w Polsce pomaga chorym w Afryce. Jej osiągnięcia stały się inspiracją dla powstania fundacji Redemptoris Missio, organizującej wyjazdy młodych lekarzy do najbiedniejszych państw.
- Gdy zaprosiliśmy panią doktor Błońską, fundacja nabrała rumieńców - mówi prof. Zbigniew Pawłowski z Redemptoris Missio.
Dziś doktor Wanda Błeńska ma tylko jedno życzenie: żeby ludzie nie mówili o wyjeździe do Afryki jak o poświęceniu życia. - To było spełnienie moich marzeń, co jest więcej warte niż życie - mówi.