Środa, 7 wrześniaNapadł na administratora, podrzuca mieszkańcom fekalia pod drzwi, obrzuca ich wyzwiskami i groźbami. Policja interweniowała w jego sprawie już ponad 50 razy, ale na razie ani ona, ani sąd nie potrafią pomóc mieszkańcom. - W końcu coś złego się stanie, dojdzie do rękoczynów - ostrzegają.
Mieszkaniec jednego z domów wielorodzinnych przy ulicy Piłsudskiego 24 w Zakopanem od lat zatruwa życie swoim sąsiadom. Samo przejście obok jego mieszkania oznacza obrzucenie stekiem gróźb i wulgarnych wyzwisk. Grozi, że kogoś "za***** siekierą" albo "utnie łeb".
Jedną z kobiet zaczął kiedyś szarpać i popychać. Innej kopie w drzwi, jeszcze innej dzwoni dzwonkiem o piątej rano. - Wczoraj o szóstej rano obudził nas. Wyzywał mnie strasznymi słowami. Zepsuł mi już zamek do drwi. Sika mi pod drzwiami, wylewa fekalia do skrzynek na listy. Kopie po drzwiach, wyzywa co noc - mówi jeszcze inna.
"Już nie wyrabiamy"
Pobicie, próba linczu, pogryzienie dziecka przez psa, atak nożem na... czytaj więcej »
Mieszkańcy budynku wypowiadają się tylko anonimowo, bo boją się nieobliczalnego mężczyzny. Zgodnie twierdzą, że strach towarzyszy im, kiedy wracają do domu. - Tego się nie da opowiedzieć, co ten człowiek wyprawia. Powinien być zamknięty w zakładzie psychiatrycznym - mówią. Obawiają się, że dojdzie do rękoczynów. Krzysztof W. już raz zaatakował administratora budynku.
Większość lokatorów to spokojni, starsi ludzie. Część z nich wychodzi wcześnie z domu i cały dzień przebywa poza nim. Inni boją się wracać do swoich lokali. - Jedna pani już psychicznie jest wyczerpana. My z żoną chodzimy do psychiatry, bo już nie wyrabiamy. Mieszkamy u obcych ludzi - relacjonuje Marian Motyka, mieszkaniec bloku.
"Może dojść do tragedii"
Niebezpieczny sąsiad wprowadził się w 2008 roku. Pierwsze problemy pojawiły się rok później. Od kwietnia policja interweniowała już ponad 50 razy, ale za każdym razem sąsiad rozpętuje jeszcze większą awanturę. Z policją nie chce rozmawiać.
Przed sądem toczy się przeciwko niemu osiem postępowań. Mieszkańcy nagrywają jego groźby, mogące posłużyć jako materiał dowodowy. Ale póki co, policja ani sąd nie potrafią im pomóc. Jak na razie tylko jedna sprawa przeciwko mężczyźnie skończyła się wyrokiem – dwóch tygodni pozbawienia wolności. Wyrok jest jednak nieprawomocny.
Od ponad roku toczy się także sprawa o eksmisję, ale do tego potrzebne jest prawomocne orzeczenie sądu. Mieszkańcy nie chcą czekać tak długo.