Kto pamięta Italia '90, oglądając mundial w Brazylii przeżywa swoiste deja vu. Argentyna awansuje do finału po rzutach karnych, a tam czekają na nią Niemcy. Identyczny scenariusz miał miejsce we Włoszech. W decydującym meczu było wszystko - czerwone kartki, rzut karny i pękniety but Lothara Matthaeusa, a nad wszystkim starał sie zapanować Polak, bo przecież Michał Listkiewicz był jednym z sędziów.
To po tym mundialu Gary Lineker wypowiedział słynne słowa: "Piłka nożna to prosta gra. Po boisku biega 22 facetów, a na końcu i tak wygrywają Niemcy". Mistrzostwa w Italii były dla naszych zachodnich sąsiadów wyjątkowe, a już szczególnie finał z Argentyną.
Na trybunach Stadio Olimpico zasiadło 73 tys. widzów, a na boisku pojawiła się konstelacja gwiazd. Maradona, Goycochea, Sensini, Burruchaga z jednej strony, z drugiej - Matthaeus, Augenthaler, Voeller i Klinsmann. Wymieniać można długo.
Boski Diego przez całe spotkanie zawodził. Był kompletnie niewidoczny, a mecz bardziej przypominał partię szachów niż finał mundialu. Od drugiej połowy zaczęły dziać się jednak niebywałe rzeczy. Brutalny faul Pedro Monzona na jednym z Niemców i od razu czerwona kartka. Argentyńczycy w "10" dzielnie się bronili, ale tylko do 85. minuty. Wtedy to w pole karne wpadł Rudi Voeller, a obrońca rywali wyciął go równo z trawą. Rzut karny!
Pęknięty but
Etatowym wykonawcą "jedenastek" był Matthaeus, ale kapitanowi RFN... pękł but. Nie chciał więc ryzykować i odstąpił stały fragment gry Andreasowi Brehme.
Wieloletni zawodnik Kaiserslautern udźwignął jednak presję. Niemcy oszaleli. Chwilę później okazało się jednak, że nie tylko oni. Z porażką nie chcieli pogodzić się Albicelestes i w brutalny sposób zaczęli atakować rywali, a nawet sędziego. W którymś momencie nerwowo nie wytrzymał Gustavo Dezotti. Też obejrzał czerwoną kartkę i podobnie jak Monzon musiał udać się przedwcześnie do szatni.
Płacz Diego
Upomniany został również Maradona, który jeszcze długo po końcowym gwizdku był zalany łzami. Argentyna była tak blisko dokonania historycznej rzeczy. Cztery lata wcześniej w Meksyku Albicelestes pokonali w finale... RFN 3:2. We Włoszech tytułu jednak nie obronili. Tym razem to Niemcy świętowali.
Co bardziej krewcy koledzy Diego, a także argentyńscy kibice szukali sprawiedliwości u sędziów. Arbitrzy, wśród których był Listkiewicz, przez kolejną godzinę nie byli w stanie opuścić stadionu w Rzymie.
Autor: drop/twis / Źródło: sport.tvn24.pl