Czwartek, 28 lipca Mieszkająca z trójką dzieci w wilgotnej, zagrzybionej suterenie kobieta po przeszczepie serca dostała w końcu, po dwukrotnej interwencji dziennikarskiej, nowe mieszkanie. Remont nowego lokalu właśnie się rozpoczął, a pani Beata ma tylko jedno marzenie: wyjechać gdzieś z dziećmi na tygodniowe wakacje, najlepiej nad polskie morze.
Do tej pory urzędnicy proponowali pani Beacie utrzymującej się z renty nowe mieszkanie za tysiąc zł. miesięcznie. Okazało się jednak, że można znaleźć lokal za niecałe 400 zł. I chyba jedynymi, którzy żałują jej przeprowadzki są sąsiedzi, choć życzą jej z całego serca wszystkiego najlepszego. - Najwyższy czas, najwyższy czas - mówi jedynie przez łzy pan Gustaw Miech, dotychczasowy sąsiad Pani Beaty.
- Młodsze dzieci jeszcze nie wiedzą, z tego względu, że w tym mieszkaniu trwa jeszcze remont. Dopiero jak już mieszkanie będzie wyremontowane częściowo, to wtedy chciałabym im je pokazać - mówi pani Beata Łomozik.
Rozwiązanie rodzące się w bólach
Do tej pory dramatyczna sytuacja Pani Beaty na urzędnikach nie robiła wrażenia. Co gorsza, by się wykazać, urzędnicy podejmowali coraz bardziej kuriozalne decyzje. Najpierw zaproponowali, by kobieta po przeszczepie serca z sutereny przeniosła się na poddasze. Potem chcieli, by rodzina korzystająca z pomocy społecznej wyprowadziła się do mieszkania, za które miesięczna opłata wynosi tysiąc złotych.
W końcu, m.in. po dwóch interwencjach reportera magazynu "Prosto z Polski" znaleźli mieszkanie, które czteroosobowa rodzina będzie w stanie utrzymać. - Czynsz w mieszkaniu wynosi około 200 złotych plus media, więc nie przekroczy to kwoty 400 złotych miesięcznie. Z uwagi na mniejszą powierzchnię niż w tym pierwotnym mieszkaniu, będzie się jej należał dodatek mieszkaniowy - mówi Barbara Susmarska z Urzędu Gminy w Goleszowie.
Marzenie z nowego domu
Pani Beata przyznaje, że ma już dosyć przepychanek z urzędnikami. Teraz wszystkie formalności związane z nowym mieszkaniem pomaga jej załatwić prawnik. Mecenas Marcin Gałuszka przyznaje, że na bezpłatną pomoc pani Beacie zdecydował się po programie "Prosto z Polski". - Taka jest polska rzeczywistość, że urzędnicy zasłaniają się przepisami prawa: "Najpierw proszę złożyć pismo, potem się ustosunkujemy, potem oczekujemy odpowiedzi". No więc to wszystko trwa - mówi.
- Takie są procedury. My też działamy po pierwsze na podstawie prawa i w oparciu o prawo, a po drugie w oparciu o zasób mieszkaniowy, którym dysponujemy - tłumaczy Krzysztof Glajcar, wójt gminy Goleszów.
Teraz na głowie pani Beaty urządzenie nowego domu. Pierwsze meble już są. Są też kolejne marzenia, bo to związane z normalnym, niezagrzybionym mieszkaniem już się spełniło.
- Teraz chciałabym tylko z całą moją trójką pojechać na wakacje nad nasze polskie morze na tydzień - mówi przez łzy pani Beata.