Wtorek, 5 sierpnia Od urodzenia zasypiają i budzą się w szpitalnym łóżku. Dwóch ciężko chorych chłopców nie zna swoich rodziców. Jedynym domem maluchów już od dwóch lat jest legnicki szpital.
2-letni Piotruś i 1,5-roczny Fabian cierpią na przewlekłą chorobę płucną. Mają jednak, jak twierdzą lekarze, szansę na powrót do zdrowia. Konieczne jest intensywne leczenie i długa rehabilitacja. Tymczasem ich matki w szpitalu pojawiają się sporadycznie, a dzieci cierpią już na chorobę sierocą.
- Mówią, że nie mają czasu, bo zajmują się starszymi dziećmi, każdy z tych rodziców ma jeszcze jedno dziecko, ale to nie jest żaden argument - do chorego dziecka powinno się przychodzić, prawda? - mówi Beata Kowalczyk, pielęgniarka oddziałowa.
Nikt nie zastąpi matki
Chore dzieci potrzebują stałej opieki i wsparcia. Łatwiej im walczyć z chorobą, gdy obok mają kochających rodziców. - Pielęgniarka nie zastąpi matki, bo niestety pielęgniarka ma pod opieką na dyżurze kilkoro ciężko chorych, czy umierających dzieci - mówi Wojciech Kowalik, ordynator oddziału neonatologii i patologii noworodka w Legnicy.
Szansa na lepsze dzieciństwo
Szpital wystąpił do Sądu Rodzinnego o odebranie rodzicom praw rodzicielskich, by można było rozpocząć procedurę adopcyjną. Jednak zarówno ordynator szpitala jak i pielęgniarki opiekujące się chorymi chłopcami mają nadzieję, że rodzice zmienią swoją decyzję i zabiorą dzieci do domu.
Być może po dwóch latach spędzonych w szpitalu, los porzuconych dzieci się odmieni. - Jedna z mam się pojawiła, twierdzi, że zmieni swoje życie i postara się to wszystko nadrobić, chociaż w tej chwili może to być sprawa bardzo trudna, bo dziecko szpital traktuje jako swój dom, a pielęgniarki jako matki - mówi ordynator Wojciech Kowalik.
- Dzieci wymagają przytulenia i troski, ale tego nie można ani nakazać, ani rodziców nauczyć, oni to muszą czuć, muszą wiedzieć, że to jest ich dziecko - mówi pielęgniarka Beata Kowalczyk.