To była droga Hiszpanów przez mękę. Długo irańska obrona opierała się faworytom, pękła dopiero po 54 minutach gry, a zdecydował przypadek i niefortunne odbicie piłki.
To był mecz niespodziewanego lidera grupy B z jednym z głównych kandydatów do złota. Iran rozpoczął mundial od szczęśliwego zwycięstwa nad Marokiem. Hiszpanie byli po najefektowniejszym spektaklu turnieju i remisie z Portugalią. Faworyt mógł być jeden. Sęk w tym, że długo zawodził. Nie potrafił rozłupać szczelnie ustawionego muru. Irańczycy bronili się w jedenastu, zupełnie odpuszczając akcje zaczepne, tak by przypadkiem nie popełnić błędu w ustawieniu i nie dać sobie wbić gola. Nie pomagało nic. Ani podania prostopadłe od Andresa Iniesty i Isco, ani dośrodkowania Jordiego Alby czy Daniego Carvajala, ani próby wjechania z piłką w pole karne jakąś indywidualną akcją. Nic nie dawały też strzały z dystansu, a próbował nawet Sergio Busquets, który do wybitnych strzelców przecież nie należy. Trwał nieustanny atak na irańską bramkę, ale bez bramkowego efektu. Hiszpanie dominowali we wszystkich statystykach. Przez 45 minut uzbierali cztery setki podań, cztery razy więcej od rywali.
Kiks i gol
Po przerwie włączyli turbodoładowanie, przyspieszyli, wiedzieli, że tylko to może im pomóc - szybkie, krótkie podania i próba znalezienia dziury w murze. Pomógł dopiero przypadek kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Zaczęło się od podania Iniesty, który zaadresował piłkę do Costy. Ten obrócił się z nią w polu karnym, a próbujący go zablokować Ramin Rezaeian pechowo interweniował. Tak odbił piłkę, że ta trafiła Costę w nogi i wtoczyła się do bramki.
Hiszpańscy kibice wpadli w euforię, jakby ich reprezentacja właśnie dostała się do finału, a piłkarze odetchnęli.
Wtedy Irańczycy nie mieli już nic do stracenia, w końcu pokazali pazur. Groźnie kontratakowali, nawet zdobyli bramkę, ale sędzia dopatrzył się spalonego, na którym znalazł się strzelec Saeid Ezatolahi. To nie wszystko.
Najlepszą okazję zmarnował Mehdi Taremi, który z metra nie trafił strzałem głową do bramki.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl